in , ,

„Bagno” Roberta McCammona — wciąga jak dobry film sensacyjny

Lubicie filmy sensacyjne z lat ‘90? Ja w każdym razie lubię i uważam, że od czasu do czasu, warto właśnie taki film obejrzeć, bo to naprawdę fajna rozrywka.

Dzisiaj proponuję lekturę, która kojarzy mi się właśnie z takim starym dobrym filmem sensacyjnym. Ponadto ma jeszcze jedną zaletę, oprócz sporej dawki zabawy, może w niektórych momentach zmusić nas do głębszej refleksji, nad ważnymi i aktualnymi tematami.

Powrót do przeszłości…

Bagno Roberta McCammona, bo o tej książce będzie mowa, to jedna z nowszych publikacji tego autora w wydawnictwie Vesper, choć chronologicznie ma już sporo lat.

Skąd moje skojarzenia? Przede wszystkim zawrotna akcja. Cały czas coś się dzieje, mamy pościgi samochodowe (opisane tak, że wydaje nam się, że nasza kanapa, to fotel samochodu pędzącego kilkadziesiąt mil na godzinę i ostro wchodzącego w zakręty), ucieczki, mniejsze i większe strzelaniny. Są policjanci, łowcy nagród, handlarze narkotykami oraz główny bohater, który musi temu wszystkiemu stawić czoła. Los krzyżuje jego drogi z młodą dziewczyną, która w swoim życiu dużo przeszła, jest zdeterminowana i nic nie cofnie jej przed osiągnięciem celu. Na dodatek, jak się okaże, jest osobą empatyczną i wrażliwą, nieoceniającą ludzi powierzchownie, ale umiejącą dostrzec to, co tkwi w głębi każdej osoby.

Superbohater? — chyba nie do końca

Głównym bohaterem książki jest Dan Lambert. Ma czterdzieści dwa lata, choć pewnie wygląda na sporo więcej, co przy jego stanie zdrowia nie jest raczej niczym dziwnym, a perspektywa śmierci, w najlepszym razie za trzy lata, raczej na nikogo nie wpływa wyjątkowo pozytywnie. Dan jest cieślą, ciężka praca na budowach to dla niego nie pierwszyzna, a poza tym lubi swoje zajęcie. Jednakże traci stałą pracę, co (oprócz kilku innych czynników) wywołuje lawinę niekorzystnych, żeby nie powiedzieć tragicznych zdarzeń.

Wspomnieć należy, że akcja opowieści dzieje się w Stanach Zjednoczonych, w latach ‘90 ubiegłego stulecia, kiedy kraj ten napotkał na wyjątkowe trudności gospodarcze. Firmy redukowały zatrudnienie, ludzie praktycznie z dnia na dzień zostawali bez środków do życia, a rachunki i raty kredytów trzeba było spłacać (to akurat znamy z teraźniejszości).

Jednakże Dan nie jest mięczakiem. Jest, a właściwie był — żołnierzem, służył w piechocie morskiej — marines. Tutaj McCammon wprowadza motyw, może „ograny”, ale wpleciony sprawnie i pasujący do opowieści, żołnierza-weterana z Wietnamu, którego wojna zmieniała na zawsze. Do tej kwestii jeszcze wrócimy, bo warto przyjrzeć się jej bliżej.

Co słychać w życiu rodzinnym naszego bohatera? Właściwie to niewiele. Dan ma syna i rozstał się z żoną. Powód? Znowu Wietnam, flashbacki z czasów służby, napady agresji oraz inne rzeczy, które uniemożliwiły normalne życie rodzinne. Chociaż tak naprawdę, nadal kocha żonę i syna.

Widać więc, że nasz bohater dużo traci, można by powiedzieć, że dostał za dużo kopniaków od życia. Czarę goryczy przelewa wezwanie z banku, który żąda zwrotu samochodu wziętego na kredyt (Dan spóźnił się z jedną ratą, a możliwość dojazdu na dorywcze prace, to jego być lub nie być).

Wizyta w banku, podczas której wydarza się coś strasznego, tragicznego, to tak naprawdę siła napędowa tej historii. Później jest tylko szybciej, więcej, intensywniej, a zarazem ciekawiej.

Za co lubię prozę McCammona, a „Bagno” tylko to potwierdza

Wiemy już co nieco o głównym bohaterze. A co z innymi postaciami? Tutaj jak zwykle u McCammona jest bardzo ciekawie i za to uwielbiam prozę tego amerykańskiego pisarza. Mamy bowiem trochę tajemniczego Flinta Murtaugh. Jest on łowcą skór (dla niewtajemniczonych — nagród, ściga osoby podejrzane i poszukiwane, oczywiście chce je złapać przed policją, bo w przeciwnym razie o nagrodzie może zapomnieć). Flint ma jeszcze jedną tajemnicę, dlatego nawet w bardzo upalne dni nosi koszulę zapiętą pod samą szyję, a często zakłada na nią marynarkę.

Jego szefem jest pan Smoates. To on stworzył biznes, w którym „siedzi” Clint. Smoates lubi wszystko, co dziwne, niezwykłe, wymykające się normie, dlatego lubi też (oczywiście bez skojarzeń) swojego pracownika. W schwytaniu Lamberta ma pomóc mu jego nowe „odkrycie” — Pelvis Eisley (tak — to nie literówka!). To postać, którą młodsze pokolenie, określiłoby jako niezły freak. Wzoruje się na Elvisie, jest jego wyznawcą i fanem, choć na kartach książki przechodzi prawdziwą przemianę i chyba zaczynamy mu w niej kibicować.

Żeby nie odbierać przyjemności czytania, napiszę jeszcze, że czytelnicy poznają gang handlarzy narkotyków, którzy znaleźli świetny sposób na bezpieczne przechowywanie tego białego proszku i krokodyli się nie boją.

Dan na swej drodze pozna pastora Gwinna, od którego dowie się, że „Bóg wiedzie człowieka wieloma różnymi drogami i prowadzi go do wielu domów. Nie jest ważne to, gdzie się w tej chwili znajdujemy. Liczy się, dokąd zmierzamy” *. Cytat ciekawy i chyba warty zapamiętania, a jego sens czytelnik pozna na końcu książki.

W niebezpiecznych przygodach Danowi towarzyszył będzie Little Train. Również weteran i człowiek, który z własnej woli porzucił cywilizację i zaszył się w bayou.

I w końcu last but not least — Arden Halliday. Jak już wspomniałem, poetyka filmów akcji z lat ‘90 wymagała, by oprócz głównego bohatera, była jeszcze bohaterka, może piękna blondynka… Ta rola przypadła właśnie Arden, ale McCammon na jej przykładzie ukazuje, że piękno zewnętrzne, uroda, to nie wszystko. Arden jest bowiem piękną dziewczyną, choć połowę jej twarzy szpeci choroba, znamię, które od najmłodszych lat jest jej przekleństwem. Wszyscy widzą wpierw jej chorobę (to wyjątkowy rodzaj naczyniaka, którego nawet lekarze nie gwarantują usunąć), a nie ją samą jako osobę. Dziewczyna w życiu wiele przeszła, los jej nie oszczędzał, musiała liczyć tylko i wyłącznie na siebie, ale nie traci nadziei, że tajemnicza Jasna Panna, okaże się rozwiązaniem jej kłopotów. Czy tak się stanie? A może Arden zyska coś znacznie bardziej wartościowego?

A za co historie McCammona lubię bardziej…

Zawsze czytając książkę, lubię, by opowieść niosła coś więcej niż tylko dobrą zabawę i ciekawe spędzenie czasu. Tak jest w przypadku Bagna. Żeby nie zdradzić zbyt dużo, napiszę, że autor „przemyca” wiele ważnych przemyśleń, kwestii, zadaje istotne pytania.

Spójrzmy, na sam temat wojny, w obecnej sytuacji jakże, niestety, bardzo aktualny. Temat weteranów, czy to z Wietnamu, czy innych konfliktów, był „przerabiany” przez popkulturę tysiące razy, z lepszym lub gorszy skutkiem. Dan, główny bohater, chociaż początkowo wierzył w to, co robił w Wietnamie, ostatecznie dochodzi do konkluzji, że „[…] Po co było to wszystko? […] A kosztowało tak dużo, strasznie dużo zabitych i zmarnowanych ludzi. Wyrzuconych na śmietnik”*. Stwierdzenie nader mocne, ale prawdziwe i warte wzięcia pod rozwagę.

Historia Arden, jak się okaże, to także coś więcej, niż poszukiwanie legendarnej, (prawdziwej czy nie, sam nie wiem…) uzdrowicielki. To tak naprawdę historia o szukaniu sensu życia, swojej roli, którą mamy w nim do spełnienia. To opowieść o tym, o czym dzisiaj w epoce instagramowego piękna, zapominamy — nie liczy się to, jacy jesteśmy na zewnątrz, ale jakie jest nasze wnętrze, nasze wartości, ideały, którymi się kierujemy, cel, do którego zmierzamy.

Warto dodać, że zaletą historii, którą serwuje nam McCammon, jest złożoność bohaterów. Nie są to osoby zero-jedynkowe. Są obciążeni bagażem doświadczeń, pewnie popełnili wiele życiowych błędów, ale dzięki temu są „jacyś”. Właśnie tego, często brakuje w powieściach, gdzie bohaterowie są może dobrzy, pozytywni, ale taka „laurkowość” trąci sztucznością i nieprawdą, bo takich ludzi po prostu nie ma…

Ruszamy w drogę…

Myślę, że dzisiaj zrezygnuję z jakiegoś dłuższego podsumowania. Zdradziłem wiele. Mam nadzieję, że czytając tę książkę, będziecie się dobrze bawić, a w bonusie, dostaniecie kilka ważnych spraw do przemyślenia i kilka rad na przyszłość (zapamiętajcie słowa pastora Gwinna), więc nie będzie to czas stracony.

A teraz zapnijcie pasy! Ruszamy przez Stany, aż po Luizjanę i Bayou, a później kto wie…

*Wszystkie cytaty za:

McCammon R., Bagno, Wyd. Vesper, Czerwonak 2024

Scenki z życia osiedla [recenzja]

Pani od Plastyki [recenzja komiksu]