in , ,

BATMAN 12/94 – TM-Semic [recenzja]

Teraz w czerwcu mija dokładnie 35 lat od momentu, gdy na polskim rynku zadebiutowało wydawnictwo TM-Semic, publikując pierwsze dwa zeszyty: The Amazing Spider-Man oraz The Punisher. To właśnie te komiksy były powiewem świeżego zachodniego powietrza w odrodzonej III Rzeczypospolitej. Choć wcześniej pojawiały się nielegalne i efemeryczne próby wydawania komiksów superbohaterskich (jak piracki „Superman – 50 lat” czy nieudane przedsięwzięcie AS Editor z „Elektrą”), to właśnie TM-Semic ugruntowało obecność Marvela, DC i Image Comics w polskich domach i kioskach.

Z tej okazji warto przypomnieć jeden z ciekawszych numerów w ich “katalogu” – Batman 12/94, zawierający dwie osobne historie z dwóch serii: Batman: Legends of the Dark Knight #54 oraz Batman: Shadow of the Bat #6. Okładka i tytuł numeru nawiązują do pierwszej z nich – Sanctum, autorstwa Dana Rasplera (scenariusz) i Mike’a Mignoli (rysunki), twórcy znanego przede wszystkim z Hellboya. I to właśnie Mignola sprawia, że ta historia wyróżnia się do dziś.

Sanctum to opowieść krótka, ale niezwykle intensywna, duszna i przepełniona metafizycznym niepokojem. Batman mierzy się tu z postacią Drooda Lowthera, postaci balansującej na granicy rzeczywistości i okultyzmu, przywodzącej na myśl kultystów z prozy Lovecrafta. Choć walka kończy się względnym zwycięstwem Mrocznego Rycerza, zostaje on psychicznie i fizycznie zraniony, zmuszony do konfrontacji z własnym lękiem, a może nawet szaleństwem.

To, co dzieje się dalej, trudno jednoznacznie zinterpretować, historia staje się nierealna, halucynacyjna, a miejscami wręcz oniryczna. Śmierć, rozpad, rozpacz – kadry kipią mrokiem. Mignola nie tylko ilustruje tę historię, on ją kreuje. Kadry są ciężkie, wyważone, zdominowane przez czerń i głębokie cienie. Styl Mignoli to gotycka rapsodia – idealnie pasująca do narracji o Batmanie mierzącym się nie tyle z przeciwnikiem, co z własną psychiką. To historia na jeden posiłek, ale z takim posmakiem, który zostaje na długo.

Natomiast druga historia zawarta w tym numerze nosi tytuł Amerykański brzydal – rzekłbym, dość smutna i pokazująca, że ci, którym niejednokrotnie powierza się swoje życie i bezpieczeństwo, nie zawsze są odpowiednimi ludźmi. Za scenariusz odpowiada Alan Grant, a za rysunki Dan Jurgens, duet, który zrobił kawał dobrej roboty. Pseudonim, jakim jest Amerykański Brzydal, pod koniec historii zmienia właściciela i to za sprawą Batmana. Tytuł ten pokazuje, że nawet dla Batmana wszystko, co widzi, nie jest tym, czym faktycznie jest. To historia wyjątkowo przejmująca, którą należy przeczytać.

Warto zauważyć, że oba komiksy, pomimo różnic w tonie i stylu, łączy jedno: pokazują Batmana jako postać złożoną, targaną wątpliwościami i skonfrontowaną z rzeczywistością, która nie zawsze daje się pokonać pięścią czy gadżetem. To Batman nie z kreskówek, lecz z najgłębszych zakamarków miejskiego koszmaru.

Choć TM-Semic często posługiwało się skróconą formą (połowa numeru na jedną historię), wybór tytułów był trafny. Sanctum i Amerykański brzydal stanowią dobrą reprezentację tego, co najlepsze w Batmanowych komiksach lat 90. czyli mrok, niejednoznaczność i estetykę noir.

Batman 12/94 „Sanctum to pozycja, która nawet po latach, zasługuje na uwagę. Dzięki sugestywnym rysunkom Mignoli i nastrojowi pełnemu grozy główna historia wbija się w pamięć jak koszmar senny. Druga opowieść natomiast poszerza tematykę zeszytu o refleksję nad ludzką godnością i ocenianiem po pozorach. To numer, który doskonale oddaje klimat i siłę katalogu TM-Semic, wydawnictwa, które nie tylko sprowadziło superbohaterów do Polski, ale też ukształtowało gust całego pokolenia czytelników.

To nie tylko nostalgiczna podróż do lat 90., ale też dowód na to, że nawet krótkie historie mogą zostawić po sobie długotrwałe wrażenie. Komiksy TM-Semic wciąż rzucają swój cień i wciąż warto przy nim przysiąść.

Błędne koło [recenzja]

RIESE. Tajemnica Gór Sowich [zapowiedź]