Pierwsza część Pożeraczy zaintrygowała, ale — paradoksalnie — jednocześnie nieco zniechęciła i pozostawiła z uczuciem lekkiego rozczarowania. Dlatego, żądny odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, z umiarkowanym entuzjazmem wyczekiwałem drugiego tomu. Owszem, z marketingowego punktu widzenia wszystko się zgadzało, ale trudno było pozbyć się wrażenia, że Pożeraczka nocy to w gruncie rzeczy rozbudowany teaser — fabularnie rozwleczony tak, by zapełnić aż 200 stron, bez większego konkretu. Nie będę ukrywał, że po pierwszym spotkaniu z serią na kontynuację czekałem już raczej z obowiązku niż z ekscytacją. Recenzencki grill był prawie rozpalony — zapowiadało się, że będzie się działo. To była ta chwila: albo wszystko się spina, albo się sypie.

Wiele spostrzeżeń — zwłaszcza tych dotyczących warstwy graficznej i edytorskiej — zawarłem już w recenzji pierwszego tomu Pożeraczy Nocy, dlatego tym razem pozwolę sobie je, w większości pominąć. Skupię się przede wszystkim na rozwoju fabuły oraz na próbie odpowiedzi na pytania, które sam sobie zadałem po zamknięciu ostatniej strony pierwszego tomu.


Po lekturze pierwszej części miałem w głowie całą masę pytań. Choćby takie: czym właściwie jest trylogia Liu i Takedy? Czy to klasyczny, mroczny horror czerpiący garściami z lovecraftowskiej mitologii, czy raczej dynamiczny slasher w konwencji popkulturowej? Kto tak naprawdę pełni rolę głównego bohatera — młode pokolenie, reprezentowane przez parę bliźniąt, czy może ich rodzice, którzy zdają się skrywać znacznie więcej, niż pokazują? I wreszcie — wokół czego ma się skupiać główny wątek fabularny? Czy w ogóle taki się pojawi?
Autorki — czy to z premedytacją, czy przypadkiem — nie udzieliły jednoznacznych odpowiedzi. I choć do pewnego momentu mogło to intrygować i budować aurę tajemnicy, to ostatecznie pozostawiło mnie z uczuciem niedosytu.


Drugi tom przynosi kilka istotnych odpowiedzi, ale przede wszystkim — i nie wspominałem jeszcze o tym wprost — jest po prostu uczciwym produktem literackim. Piszę to trochę z przymrużeniem oka, ale coś w tym jednak jest. W przeciwieństwie do pierwszej części, która przy swoich, nieco ponad 200 stronach wyraźnie traciła równowagę pomiędzy narracyjną gęstością początku, a przyspieszoną końcówką (co zauważyłem w poprzedniej recenzji), tutaj mamy do czynienia z dużo lepiej wyważoną strukturą. Zniknęły dłużyzny, w których przewracaliśmy kolejne strony, podziwiając jedynie ilustracje — większość plansz niesie ze sobą fabularne znaczenie i nie sprawia wrażenia sztucznego zapychacza. Warto też zauważyć, że drugi tom jest o 60 stron obszerniejszy. Kto wie, może to właśnie te strony, których tak mi brakowało w pierwszej odsłonie? 🤨


W Jej Małych Żniwiarzach fabuła koncentruje się przede wszystkim na rozwoju nadnaturalnych zdolności bliźniąt i ich pierwszych, często dość brutalnych, próbach wykorzystania ich w praktyce. Ipo wraz z mężem wciąż gdzieś krążą nad całą historią, ale tym razem schodzą nieco w cień, zostawiając dzieciakom więcej przestrzeni. Albo inaczej – wrzucają je na głęboką wodę i każą nauczyć się pływać, bez większych wyjaśnień jak nie utonąć. Milly i Billy muszą więc w dużej mierze, samodzielnie zmierzyć się nie tylko z coraz bardziej namacalnym zagrożeniem ze strony istot z innych wymiarów, lecz także z potrzebą odnalezienia oraz budowy własnego autorytetu – w bądź co bądź „nowym” towarzystwie. Równolegle uczą się panować nad potęgą, która dopiero zaczyna w nich dojrzewać. Oszczędna obecność matki nie raz okazuje się źródłem autentycznego napięcia, ale też zaskakująco humorystycznych sytuacji. Całość dopełnia pokaźna dawka krwi i dynamiczna akcja, które wspólnie nadają opowieści odpowiedni ciężar i tempo.


Drugi tom zdecydowanie nadrabia niedoskonałości pierwszej części. W trakcie lektury trochę zapominamy o szczegółach poprzedniego — poza tymi, które osadzają bohaterów w kontekście ich biografii i genezy. Elementy historii, które wcześniej wydawały się zaledwie zarysowane, tutaj zaczynają być bardziej widoczne i zwyczajnie istotne. Autorki Jej małych żniwiarzy bez zbędnych ceregieli nadają fabule dynamikę, wplątując postacie w kolejne zaskakujące i niebezpieczne wydarzenia, z których wynikają coraz to nowe przygody. Wreszcie wyraźnie rysuje się zamysł — pojawia się motywacja bohaterów oraz, choć jeszcze nie w pełni odsłonięte, coraz wyraźniejsze widmo zagrożenia.


Jasne, nadal można się do czegoś przyczepić, ale tym razem łatwiej to ująć konkretnie — bo historia w końcu nabiera wyrazistego kształtu. Przydałoby się tylko trochę skrócić oba tomy, pozbyć się zbędnych dłużyzn i lepiej zbalansować proporcje — bo póki co, to właśnie druga część dostarcza niemal dwa razy więcej konkretów niż pierwsza. Trzeba też mieć z tyłu głowy, że całość to trochę literacki eksperyment, który nie każdemu przypadnie do gustu. Tym bardziej że autorki mieszają ze sobą różne konwencje: klasyczny horror, gore, a momentami czarną komedię. Do tego dochodzi jeszcze lekko popkulturowy klimat, przeplatany mrugnięciami w stronę fanów gatunku. Na koniec — drobiazg, ale zwróciłem uwagę na różnice w szacie graficznej obu tomów. Może to celowy zabieg, którego sens w pełni objawi się dopiero przy premierze ostatniej części trylogii. Być może autorki chciały, by każda okładka wyróżniała się stylistycznie. Widać to w tym, jak inaczej rozmieszczone są podtytuły i numery tomów — w każdej części trafiają w nieco inne miejsce ilustracji.
Póki co nici z grilla. Ze szczerą nadzieją czekam na finał.
Recenzja powstała na podstawie reklamowego egzemplarza recenzenckiego, dzięki uprzejmości wydawnictwa Sonia Draga / Non Stop Comics
Dane:
Tytuł: Pożeracze nocy 2
Autor: Marjorie Liu/ Sana Takeda
Wydawnictwo: Sonia Draga
Seria: Pożeracze nocy
Oprawa: Miękka
Rok wydania: 2025
Ilość stron: 272
Stan: nowy, pełnowartościowy produkt
Model: 9788382307078
Język: polski
Podtytuł: Jej mali żniwiarze
Oryginalny tytuł: The Night Eaters Book #2: Her Little Reapers
Tłumacz: Muszalski Maciej
Nr wydania: 1
ISBN: 9788382307078
