Obecnie, gdy chcemy obejrzeć coś w telewizji, mamy do wyboru mnóstwo kanałów filmowych na satelicie, w kablówce i tak popularnych platformach streamingowych.
A czy ktoś jeszcze pamięta, jakie były początki telewizji w naszym kraju i co się wtedy oglądało?
Początki datuje się na 1938 rok, kiedy w Warszawie została uruchomiona pierwsza eksperymentalna stacja telewizyjna. Była to stacja telewizji publicznej, której program nadawany jest obecnie pod nazwą TVP1. Jednak ja chcę napisać parę słów o tym, jakie były początki telewizji już bliżej naszych czasów.
W latach powojennych wznowiono prace nad polską telewizją. 25 października 1952 roku o godz. 19:00 uruchomiono pierwszy polski program telewizyjny.
3 stycznia 1953 – wyemitowano pierwszy w historii program dla dzieci. Henryk Ładosz opowiedział młodym widzom bajkę Ewy Szelburg-Zarembiny o glinianym dzbanie. Zilustrował ją twórca postaci Koziołka Matołka – słynny rysownik Marian Walentynowicz.
Dwadzieścia dni później, 23 stycznia 1953 rozpoczęto regularną transmisję programu. Ale jak to się teraz mówi „szału nie było”, transmisja odbywała się w każdy piątek od godz. 17:00. Audycja trwała do 60 minut i składała się z widowisk artystycznych, sztuk teatralnych, programów dla dzieci, czy audycji okolicznościowych.
Stopniowo z miesiąca na miesiąc poszerzała się oferta o np. spektakle Teatru Telewizji.
Już 10 września 1954 wydłużono czas emisji programów do dwóch godzin. Nadano pierwszy film fabularny.
Przełomem był 1 kwietnia 1955 kiedy rozpoczęto emisję programu telewizyjnego dwa razy w tygodniu – we wtorki i piątki. Stopniowo zwiększano ilość dni emisji, by od 2 stycznia 1956 emitować program telewizyjny cztery dni w tygodniu – w poniedziałki, środy, czwartki i piątki (i to już był “szał”).
Czy ktoś jeszcze pamięta spektakle Teatru Sensacji, czyli spektakle kultowej „Kobry” (cudna i prosta animowana czołówka)?
Ja tak, ale ze znacznie późniejszego okresu. Teatr Sensacji swój pierwszy spektakl wyemitował 6 lutego 1956, a był to spektakl „Zatrute litery” wg powieści Agathy Christie w reżyserii Adama Hanuszkiewicza.
I tak pomału zmieniała się oferta telewizji. Rozszerzano ilość dni i godzin emisji, otwierano regionalne ośrodki telewizyjne. Zwiększała się też ilość dostępnych odbiorników telewizyjnych początkowo nazywanych „radiem z okienkiem”.
A rozwinęła się bardzo: kanały filmowe, dla dzieci, sportowe, rozrywkowe i wiele innych. I kiedy na urlopie, siedząc wygodnie z pilotem w ręku w ulubionym fotelu i z kubkiem kawy, szukam czegoś do obejrzenia skacząc po kanałach, to po 15 minutach stwierdzam, że nie ma nic do obejrzenia. Wakacyjne powtórki, nic ciekawego. A może jest tego za dużo i dlatego nic nie mogę wybrać. Prawie 60 lat temu było to o wiele łatwiejsze. Wtedy wyemitowano pierwszy polski serial telewizyjny.
5 stycznia 1965 odbyła się premiera pierwszego polskiego serialu telewizyjnego Barbara i Jan.
Młoda początkująca dziennikarka Barbara (Janina Traczykówna) i fotoreporter Jan (Jan Kobuszewski) są pracownikami warszawskiego pisma „Echo”. Poznajemy ich reporterskie przygody, w czasie których trafiają do nielegalnego kasyna, mają spotkanie z duchami czy tropią główną wygraną w loterii i trafiają na szajkę w kolekturze. Proste historie przedstawione w prosty może trochę naiwny i przewidywalny dla współczesnego widza sposób, ale zawsze z happy endem. Od czegoś trzeba było zacząć. Serial składał się z 7 odcinków, całość trwała 188 minut i oczywiście był czarno-biały.
Kolejnym, jaki pojawił się w telewizji, był ośmioodcinkowy również czarno-biały serial kryminalny Kapitan Sowa na tropie. Swoją premierę miał 25 grudnia 1965 roku.
Funkcjonariusz w czarnej, skórzanej marynarce i sweterku polo, łamiący wszelkie opory moralne, 500-złotowy banknot z “górnikiem”, szczyt dobrego smaku – papierosy “Silesia”, radiowóz marki “Warszawa” i mrożący krew w żyłach pościg na brukowanych kostką ulicach Warszawy – syrenką za starym wartburgiem. To klimat, który – wyprany dziś z politycznych i propagandowych kontekstów – budzi w widzach odruch sympatycznej nostalgii za starymi, dobrymi czasami.
Cechą wspólną dla obu seriali byli znakomici twórcy, i mam tu na myśli nie tylko aktorów. Jednym z twórców scenariusza do pierwszego serialu, a zarazem reżyserem drugiego, był mistrz gatunku komedii w polskiej telewizji – Stanisław Bareja. Jako że były to dopiero początki, w produkcjach telewizyjnych występowali (nawet w drugoplanowych i epizodycznych rolach) najbardziej znani aktorzy teatralni. W późniejszych latach pojawiali się oni bardzo często w kolejnych produkcjach i większość z nich jest do dnia dzisiejszego kojarzona właśnie przez te późniejsze role.
W serialu Barbara i Jan, obok wspomnianych już Janiny Traczykówny i Jana Kobuszewskiego, możemy oglądać Mieczysława Pawlikowskiego (Pan Zagłoba w serialu Przygody Pana Michała), Teresę Lipowską (M jak miłość), Ryszarda Pietruskiego (wachmistrz Kacper Pilch w serialu Czarne chmury) i wielu innych.
Kapitan Sowa na tropie – to w roli tytułowej Wiesław Gołas (Tomuś Czereśniak w Czterech pancernych i pies), Michał Szewczyk (Michał w Samochodzik i Templariusze), Kalina Jędrusik, Krystyna Feldman, Pola Raksa, Leon Niemczyk i wielu, wielu innych wspaniałych aktorów. Muzykę do serialu skomponował Jerzy “Duduś” Matuszkiewicz (muzyka do seriali Stawka większa niż życie, Wojna domowa, Czterdziestolatek, Alternatywy 4 i wielu innych).
Pewnie zwróciliście uwagę, że przytaczam (z jednym wyjątkiem) stare seriale, bo te najbardziej lubię. Jak dla mnie, właśnie te czarno-białe produkcje mają swój niepowtarzalny czar i urok. Często niezbyt skomplikowana fabuła, prostolinijność bohaterów i brak tak obecnej wszędzie komercjalizacji i próby robienia ciągu dalszego “na siłę”, jest jak dla mnie po prostu urocza. Przytoczone przeze mnie te pierwsze dwa seriale to początki telewizji, o kolejnych produkcjach (oczywiście tylko niektórych) postaram się wkrótce coś jeszcze napisać. Nie będę ukrywała, że wychowałam się na czarno-białych filmach i serialach i te darzę największym sentymentem i zawsze wywołują u mnie nutkę nostalgii. Oczywiście nie wszystkie nadal są moimi ulubionymi, ale chętnie do niektórych z nich wracam. Jeżeli znajdziecie w okresie wakacji troszkę wolnego czasu i będziecie chcieli odpocząć od powtórek lub kolejnych ekranizacji znanych już i wielokrotnie przerabianych “tematów i bohaterów” obejrzycie coś z propozycji trochę “starszego” kina.