Mistrz, mistrz, mistrz! Jeden z tych malarzy, który absolutnie „powalił” mnie swym stylem, lekkością przedstawianych postaci i pejzaży. Nikt tak pięknie nie maluje dziś „tancerek z Broodwayu” czy „kanionów Manhatanu”. Rozedrganie jak u ekspresjonistów, kolor, światło, wszystko pulsuje jego rytmem… Mowa o Jeremym Mannie.
Jeremy Mann urodził się w 1979 roku. Ukończył studia na Uniwersytecie w Ohio. Wyjechał do Kalifornii, gdzie uzyskał tytuł magistra na Akademii Sztuki Uniwersytetu w San Francisco. Od tego czasu Jeremy zdobył dużą popularność w świecie sztuki. Mann chwalony jest przez krytyków i kolekcjonerów. Jego obrazy trafiły na okładki kilku magazynów, a także niezliczonej ilości innych publikacji na całym świecie. Niedawno powstał dokumentalny film o życiu artysty.
Mieszkając w Zatoce, Mann maluje pejzaże miasta z intymną, dynamiczną ekspresją. Wiele kompozycji inspirowanych jest miejskim pejzażem: chodnikiem, ulicami i samotnością tętniącego życia, w którym odbijają się latarnie uliczne, masy ludzi i neonowe znaki. Mann nasyca miasto dramatem, nastrojem i osobowością. Zauważa także kobiety w intymnych sytuacjach, często w negliżu. Czasami wyglądają one na zmęczone, ale zawsze są intrygujące i piękne.
Używa wielu rodzajów rozpuszczalników, ale też mediów. Stosuje różne sposoby zabarwiania powierzchni, wycieranie i szerokie, śliskie znaki. Zajmuje się złożonymi kompozycjami a jego kolory są żywe i klimatyczne.