Czas ludzkości przeminął. Nasza rasa wymordowała się w wojnach, które zmieniły na zawsze oblicze świata. Na postnuklearnej planecie rozpanoszyły się hordy mutantów, a jednocześnie wróciły stworzenia z dawnych mitów i legend. Powrócił też zapomniany dar magii w osobie dwóch potężnych czarowników. Avatar, który został doradcą i opiekunem dobrych istot. Oraz jego brat, Blackwolf, który podporządkował sobie mutanty.
Ku rozczarowaniu Blackwolfa, jego poddani byli pokojowi, tchórzliwi i łatwi do rozproszenia. Kolejne plany podboju świata szły na marne gdy tylko ich armia znalazła sobie coś innego do roboty. Albo uznała, że nie warto dać się zabijać dla jego ambicji. To się jednak zmieniło gdy Blackwolf położył łapy na potężnym artefakcie ludzkiej cywilizacji. Projektorze zawierającym nazistowską propagandę. Pozując na następcę Hitlera, czarownik zmienił swoich żołnierzy w zażartych fanatyków. Jedna po drugiej armie innych państw upadają, gdy pokazy wojennych filmów niszczą ich ducha. Tylko Avatar może powstrzymać swego brata. Za wsparcie ma pół-wróżkę Elinor, wojowniczego Weehawka i robota imieniem Peace.
Ralph Bakshi jest najlepiej znany z animowanej adaptacji Władcy Pierścieni oraz jednej z pierwszych animacji dla dorosłych, Fritz the Cat. Słynie z psychodelicznych i prowokacyjnych elementów swojej twórczości, zwłaszcza z ostrej satyry. Poprzez Wizards chciał stworzyć film dla całej rodziny. Oczywiście z taką renomą, twoja definicja filmu familijnego nie musi pokrywać się z resztą świata. Wizards nie stroni więc od krwi i śmierci, a Elinor paraduje w idiotycznie skąpym stroju. Jedna z humorystycznych scen wrzuconych na rozluźnienie dotyczy śmierci żołnierza. Inna jest jawną drwiną z zorganizowanej religii. Nawet przekleństw nam nie oszczędzono.
Na dodatek Avatar, główny bohater, jawi się jako kawał zapijaczonego lenia, zrzędy i starego zboczeńca. Dopiero z czasem można zrozumieć, że żyje on wedle własnych zasad i jednak ma dobro innych na uwadze. Wydaje się wręcz, że to jego filozofia czyni go niechętnym do zabicia Blackwolfa. Pozostali członkowie jego grupy są w miarę prości ale ich charaktery posiadają swój urok.
Również poruszana tematyka okazuje się dosyć ciężka i nawet nie sili się na subtelność. Fakty jak przerażająca jest wojna i jak łatwo faszyzm powraca nie są widzowi w żadnym razie oszczędzone. W pewnym momencie narrator wręcz zaczyna nazywać Blackwolfa Hitlerem. Jednocześnie historia ma silny motyw przewodni na temat propagandy i jej efektów na społeczeństwo. To ona pozwala Blackwolfowi przemienić pokojowe istoty w morderczych fanatyków. Co więcej, to antytechnologiczna propaganda zaszczepiła w Elfach strach przed nauką, który teraz ten szaleniec wykorzystuje. Ostatnim silnym motywem przewodnim jest właśnie technologia. Film eksploruje fakt, że nie jest ona z natury zła czy dobra, lecz może służyć zarówno jednemu jak i drugiemu. Wszystkie te wątki splatają się, tworząc intrygującą całość. Ogólne przesłanie filmu jest o wiele dojrzalsze, niż można by się spodziewać.
Pewne elementy oprawy graficznej mogły się zestarzeć, szczególnie użycie rotoskopu, ale całość wciąż ma swój urok. Połączenie komicznie wyglądających postaci oraz przytłaczającej, mrocznej scenerii postapokaliptycznego świata nadaje filmowi unikalną atmosferę. Przywodzi na myśl wczesną fantastykę osadzoną w dziwnej mieszance fantasy i science-fiction. Magia i utracona technologia przeplatają się niczym w dziełach Jacka Vance’a, Clarka Anstona Smitha czy późniejszego Davida Gemmella. Jako suma swych części film nie jest może dla każdego i nie jest doskonały, ale zdecydowanie wciąż trzyma poziom. A treści które przekazuje w dzisiejszych czasach brzmią silniej niż kiedykolwiek wcześniej.