in , , , ,

Zabiłem wszystkich moich przyjaciół i zostałem ropuchą

czyli trollowej opowieści o Talismanie część pierwsza

Flashback: zamierzchłe lata 90. XX w. Młody troll, przy współudziale młodszego brata i przyjaciół z podwórka, spędza popołudnie na podłodze dużego pokoju (dziś powiedzielibyśmy “living roomu”), w towarzystwie kilku plansz, kostek, pionków i setek kart. Trup ściele się gęsto, świnie podkładane są raz po raz, co i rusz rozlega się zew rules-lawyera (“W zasadach napisali inaczej!”) i tradycyjna odpowiedź (“Zamknij się! Głupi jesteś i na niczym się nie znasz!”) oraz szatańskie śmiechy/jęki zawodu po każdym rzucie kostką. Znaczy, chłopaki grają w Magię i Miecz z przyległościami.

Polskie wydania klasyka Games Workshop (na podstawie 1. i 2. edycji Talismanu, pierwotnie wydanego w 1983 r.) stworzyło Biuro Promocji i Reklamy Fantastyki Sfera. Właśnie tak – stworzyła. Działalność polskiego wydawcy nie ograniczyła się bowiem tylko do przetłumaczenia zawartości pudełek, ale także doprowadziła do powstania unikalnej oprawy graficznej (niektórzy twierdzą, że lepszej niż oryginalna) i nowego, nieobecnego w innych wersjach językowych, dodatku (dodajmy dla porządku: niezbalansowanego i z niekonsekwentnymi regułami, ale zawsze to jakaś wartość dodana). Trzeciej edycji już nikt w Polsce w rodzimym języku nie wydał, Sfera straciła licencję (wydała nielicencjonowany, oparty o Talisman, Magiczny Miecz – ale nie miałem go w ręku więc się nie wypowiadam na ten temat) i wydawało się, że kultowy klasyk umarł śmiercią naturalną. Nic bardziej mylnego!

Tak to wyglądało w latach 90-tych ubiegłego wieku (zdjęcie ze zbiorów autora)

Fast forward: jest rok 2007. Black Industries wydaje 4. edycję Talismana. Feniks powstaje z popiołów!

Fast forward: jest rok 2008. Fantasy Flight Games wydaje poprawioną edycję 4.5 (tzw. “4th Edition, Revised”) i rozpoczyna wydawanie licznych dodatków. Ten sam rok: Galakta wydaje wersję polską, pod wywołującym nostalgię tytułem Talisman: Magia i Miecz (i też zaczyna wydawanie dodatków, a co). Geeks rejoice!

Fast forward: jest rok 2014, luty. Nomad Games Limited wydaje Talisman: Digital Edition na Steamie. I – ma się rozumieć – zaczyna wydawanie dodatków. Geeks rejoice, again!

Fast forward: Steam Summer Sale 2014, czerwiec. Troll zostaje obdarowany przez kumpla egzemplarzem Talisman: Digital Edition. I zakupuje pierwszy dodatek. Troll rejoices!

Talisman: Digital Edition jest właśnie tym, co napisano na okładce – cyfrową edycją Talismana, opartą o zasady edycji 4.5. Tym samym współdzieli wszystkie zalety i wady pierwowzoru (i dodaje kilka nowych, związanych ze specyfiką gry komputerowej). W skrócie: 1 do 6 (pierwotnie: do 4) graczy rzucając kostkami prowadzi swoich bohaterów przez trzy krainy do celu, jakim jest zawładnięcie Koroną Władzy i wyeliminowanie konkurencji przez rzucenie na nich Czaru Rozkazu. W międzyczasie walczą z potworami, odwiedzają różnorodne lokacje, podkładają sobie wzajemnie świnie i bywają zamieniani w ropuchę. Taki trochę bardziej skomplikowany Chińczyk.

Plansza w edycji cyfrowej – z czasów kiedy wciąż jeszcze mogły grać tylko 4 osoby.

Największą wadą pierwowzoru była jego straszliwa wręcz losowość i tę cechę oddano z dobrodziejstwem inwentarza także w edycji cyfrowej. Projektanci zdawali sobie z tego sprawę – 4. edycja wprowadziła punkty Losu (Fate), dzięki którym w ograniczonym zakresie można wpływać na tę że losowość (każdy rzut kostką można – po wydaniu punktu Losu – raz przerzucić, ale wynik drugiego rzutu trzeba już zaakceptować, nawet jeśli jest gorszy). Z tym samym mamy do czynienia w edycji cyfrowej.

Rozgrywka, tak jak w pierwowzorze, może trwać długo (m.in. właśnie za sprawą wspomnianej już losowości), a ewentualne zapamiętywanie stanu rozgrywki celem jego późniejszego odtworzenia, jest dość niedopracowane (nadal, w roku 2017). W każdym razie bije na głowę sposób “sejwowania” z edycji papierowej – nie blokuje się połowy podłogi.

Także mocno ograniczona możliwość interakcji w fazie endgame’u została przeniesiona z pierwowzoru. Stojący na obszarze Korony Władzy gracz po prostu rzuca kostką i albo nic się nie dzieje, albo wszyscy pozostali tracą po punkcie Życia (50-50). Alternatywne zakończenia trochę to zmieniają, ale wymagają posiadania dodatków.

Talisman z większością dodatków przygotowany do rozgrywki – widać różnicę w zawartości
By DemetriuszPLPraca własna, CC BY-SA 4.0, Link

I tak dochodzimy do kolejnej wady wszystkich edycji: bez dodatków gra jest dość uboga. Podstawka zniechęca małą liczbą postaci (całe 14, dla pamiętających polskie wydanie to naprawdę mało) i nieprzesadnie dużą liczbą innych elementów (czarów, kart Przygód itp.) – po trzech, czterech grach widziało się wszystko i kolejne rozgrywki stają się bardziej przewidywalne (i wtórne, ale to cecha prawie wszystkich gier planszowych). Dodatki ratują tę sytuację, ale:
a) swoje kosztują (aczkolwiek należy uczciwie powiedzieć, że cena zestawu podstawka + Season Pass jest minimalnie wyższa od podstawowego wydania papierowego, bez żadnych dodatków);
b) są dość niezbalansowane (dotyczy zwłaszcza nowych postaci).
Szczęściem w nieszczęściu jest fakt, że zakładający grę online decyduje, z jakich dodatków będzie korzystać i ich zawartość będzie dostępna dla wszystkich grających (z pewnymi zastrzeżeniami; np. postacie z dodatków będą dostępne dla graczy ich nieposiadających, o ile w zasadach domowych ustawi się ich losowy wybór).

Specyficzną cechą edycji elektronicznej jest oczywiście możliwość gry po sieci (ale także w lokalnym trybie multiplayer, z wykorzystaniem mechanizmu hot-seat) i z tego zadania gra się wywiązuje bardzo dobrze. Jedyny naprawdę niedopracowany element to rzucanie czarów poza swoją turą, wymagający “zakolejkowania” czaru w odpowiednim momencie (co z kolei wymaga doskonałego zrozumienia jak działa dany czar, żeby przypadkiem nie potraktować nim siebie). AI jest głupie i denerwujące (co bynajmniej nie znaczy, że ludzcy gracze zawsze będą mądrzy i niedenerwujący… drażnią zwłaszcza wszechobecni rage quitterzy), ale gdy się nie ma co się lubi… Frajda z możliwości dokopania znajomemu jest taka sama, jak w edycjach “papierowych” sprzed lat. Troll poleca, mimo wszystkich wymienionych problemów (i kilku technicznych niedoróbek). Ocena +50% za nostalgię.

O szeregu dodatków do Talismana: Digital Edition (a imię ich Legion) opowiem w kolejnych wpisach.

PS. Tytuł wpisu jest parafrazą jednej z recenzji Talisman: Digital Edition ze Steama:

“Zabiłem wszystkich moich przyjaciół i zostałem zamieniony w ropuchę” “9/10 niszczyłbym przyjaźnie ponownie”

Troll podpisuje się obojgiem ręcami.

Tekst pierwotnie został opublikowany na blogu autora. Wersja Betoniarkowa została poddana starannej redakcji.

Ur. 1980 (to był dobry rocznik, nie tylko dla win). Z zamiłowania nerd. Zapalony gracz, czytacz i oglądacz. Autor bloga Trollowy Most.
Troll chrzestny Stowarzyszenia POP-ART.

Rusza kolekcja “Conana Barbarzyńcy”

Wystawa “Świat Tytusa, Romka i A’Tomka”