Wydawnictwo Scream Comics rozpieszcza fanów Obcych oraz Predatorów wypuszczając często komiksy z ich udziałem. Jedne z tych publikacji są lepsze, inne gorsze.
A gdzie w tym przedziale klasyfikuje się pozycja będąca tematem tego artykułu,
czyli Aliens vs. Predator – Krew nie Woda?
Hmm… Gdzieś po środku.
Opis wydawcy:
Luksusowy statek zostaje zaatakowany przez Predatorów!
Dwoje ocalałych: nastoletnia dziewczyna i jej syntetyczny towarzysz muszą znaleźć sposób na ucieczkę ze statku lub… pokonać Predatorów. Jednak szansa na przetrwanie zmniejsza się, gdy po statku zaczyna grasować na wolności jeden z Obcych. Rozpoczyna się straszliwa walka o przetrwanie, której losy zależą od odwagi małego androida. Czy miłość i współczucie weźmie górę nad oprogramowaniem?
Komiks ten ma motywy, których próżno szukać w innych tytułach spod marki Aliens vs. Predator.
Luksusowy (kosmiczny) statek pasażerski oraz syntetyczny towarzysz zabaw dla dziecka to jest naprawdę coś oryginalnego co od razu mnie kupiło. No bo ile razy można męczyć kolonie, stacje kosmiczne czy ogromne transportowce? Ile jeszcze można dostawać syntetycznych odpowiedników Asha bądź Bishopa, znanych z filmów?
Dlatego dobór miejsca akcji oraz jednego z głównych bohaterów jest wg mnie strzałem w dziesiątkę.
Rozpaczliwa walka o przetrwanie i wynikający z tego niebezpieczny i niełatwy sojusz z jedną z trzech stron konfliktu to sprawdzony motyw, często wykorzystywany w historiach Aliens vs. Predator. Dlatego dobrym posunięciem było wykorzystanie go również i w tej historii.
Więc skoro tak zachwalam motywy komiksu to sprawiło, że nie oceniam go bardzo wysoko?
Odpowiedź to przyczyna konfliktu.
Otóż cała zawierucha zaczyna się od tego, że statek przeleciał przez niezbadany region, który okazał się być terenem Yautja (Predatorów). Ci niezadowoleni tym faktem wbijają się na pokład okrętu i rozpoczynają rzeź. I w tym momencie zaczyna się element, który mocno mi doskwiera.
Predatorzy nie wykazują się żadną finezją łowiecką, dzięki której zaskarbili sobie sympatię fanów filmów, komiksów i gier z ich udziałem. Zamiast tego wlatują w same szeregi pasażerów mordując kogo popadnie. Przez to jak dla mnie zanikła ta otoczka, która towarzyszyła i wyróżniała Yautja od innych kosmicznych monstrów.
Wszystko wraca do porządku w momencie, gdy na scenę wkracza Xenomorf.
Jesteśmy wtedy świadkami zawiązania typowego układu „wróg mojego wroga jest moim przyjacielem”, który był do przewidzenia.
Pomimo niedociągnięć, które dla zagorzałych fanów Yautja mogą być znaczące (a dla innych po prostu moim czepianiem się 🙂 ) komiks ten jest niezobowiązującą i zapewniającą rozrywkę lekturą.
Przyjemne dla oka ilustracje, wzbogacone o świetnie dobraną kolorystykę umilają czas spędzony nad tą pozycją.
No i forma wydania. Twarda oprawa zawsze cieszy.
Aliens vs. Predator – Krew nie Woda jest pozycją, która miała spory potencjał, lecz nie do końca go wykorzystała. Autorzy nie chcieli podążać tymi samymi utartymi ścieżkami co inni twórcy komiksów z serii Aliens vs. Predator i wprowadzili pewne innowacje. Za samą próbę ukazania czegoś nowego należą im się wyrazy szacunku. Dlatego uważam że warto pochylić się nad tym komiksem i przeznaczyć mu trochę czasu.
Dane:
- Scenarzysta: Jeremy Barlow
- Ilustrator: Doug Wheatley
- Tłumacz: Tomasz Kupczyk
- Wydawnictwo: Scream Comics
- Format: 170×260 mm
- Liczba stron: 96
- Oprawa: twarda
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
- ISBN-13: 9788366291683
- Data wydania: 31 grudzień 2020
- Cena okładkowa: 59,99 zł