W sierpniu tego roku jednym z najbardziej oczekiwanych wydarzeń na kulturalnej scenie naszego miasta było uroczyste otwarcie, po remoncie i rozbudowie, siedziby Teatru Polskiego. O tym, jak wygląda on teraz, napiszę innym razem (po wizycie na wszystkich 5 scenach).
W miniony piątek miałam okazję i niezaprzeczalnie wielką przyjemność obejrzeć przedpremierowo nowy spektakl Cabaret.
Dla przypomnienia musical oparty jest na głośnej powieści społeczno-obyczajowej (Pożegnanie z Berlinem aut. Christopher Isherwood), która stała się też podstawą scenariusza nie mniej słynnego filmu. Pikantna, autobiograficzna opowieść o Angliku w Berlinie lat 1930-1933, kiedy naziści dochodzili do władzy. Historia romansu młodego pisarza Chrisa z ekscentryczną artystką kabaretową Sally Bowles na tle dekadenckiego życia rozbuchanego miasta, które wkrótce miało się stać stolicą III Rzeszy. Świetne dialogi, mnóstwo celnych obserwacji z pierwszej ręki.
O przygotowaniach do wystawienia tego tytułu, po raz pierwszy usłyszałam jeszcze w okresie pandemii, kiedy to pojawiła się informacja o castingu. I wreszcie mogłam obejrzeć spektakl.
Od razu uprzedzam, nie będzie to recenzja, a raczej, moje wrażenia po obejrzeniu musicalu.
Jest to spektakl inny od tych, do których przyzwyczaili się stali widzowie Teatru Polskiego. Niech nikogo nie zwiedzie tytuł musicalu, rozumiany dosłownie. To nie jest przedstawienie kabaretowe, ani inna lekka komedia. Tak jak napisałam wyżej, pierwowzorem jest powieść społeczno-obyczajowa, poruszająca bardzo aktualne nadal tematy. Jeżeli na dodatek widz miał okazję obejrzeć film Kabaret z 1972 roku, gdzie w rolach głównych wystąpili Liza Minnelli i Michael York, to wie czego może się spodziewać.
I tu wreszcie dochodzimy do piątkowego wieczoru … a działo się dużo i emocji też było wiele. Tak naprawdę, to nie wiem, od czego zacząć. To może od początku. Piękna, nowa sala Włoska Teatru Polskiego jest miejscem magicznym i wyjątkowym. Takiej sali jeszcze nie mieliśmy, dedykowanej specjalnie spektaklom muzycznym, z orkiestronem (tego mi osobiście wcześniej brakowało). Muzyka w wykonaniu orkiestry na żywo, jeszcze bardziej podkręca atmosferę i daje dodatkowe niesamowite wrażenia (zespół muzyczny teatru pod kierunkiem Krzysztofa Baranowskiego, też zawsze wspaniale stawał na wysokoci zadania). W tym musicalu orkiestrę prowadzi maestro Daniel Nosewicz.
I zaczyna się spektakl, a tu kolejna niespodzianka. Połączenie w fantastyczny sposób współczesności z okresem kiedy dzieje się akcja musicalu. Więcej nie zdradzę, zobaczcie sami.
Jeżeli chodzi o aktorów, to myślałam, że oprócz nowych twarzy w zespole, nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć, a jednak.
Sylwia Różycka, w męskiej roli, jako Mistrz Ceremonii “is the best”. Po tytułowej roli w Piaf znowu zachwyca. Ona jest chyba teatralnym kameleonem, to co tu zrobiła, jest niesamowite. To nie była Sylwia — tylko Mistrz Ceremonii. Jej głos i gra, sposób poruszania się (męski, “lekko” chwiejny krok po pewnej dawce napoi wyskokowych a może i czegoś jeszcze) po prostu były wspaniałe.
Aleksander Różanek w roli trochę tajemniczego Ernsta Ludviga — kolejny mój zachwyt. Ten subtelny uśmiech i lekko przymrużone oko na początku i prawie niezauważalna zabawa skórzanymi rękawiczkami — cudo. A do kompletu charakterystyczny czarny, skórzany płaszcz i już możemy podejrzewać, kim będzie ten bohater.
Natalia Brodzińska jako Fräulein Kost — jak dla mnie kolejne odkrycie. Po spektaklach muzycznych gdzie podziwiałam ją jako skrzypaczkę i wokalistkę, teraz w roli dramatycznej — kolejne cudo, tak trzymaj.
I jeszcze Sally Bowls i Cliff Bradshow — główni bohaterowie. Wspaniały duet nowych, młodych aktorów Teatru Polskiego. A kto w tych rolach, sprawdźcie i oceńcie sami.
Nowym zabiegiem, zastosowanym przez reżysera, w tym spektaklu jest podwójna obsada:
Mistrz Ceremonii — Sylwia Różycka / Damian Aleksander
Fräulein Schneider — Katarzyna Sadowska / Adrianna Szymańska
Fräulein Kost — Ewelina Benmarek / Natalia Brodzińska
Herr Rudolf Schultz — Dominik Bobryk / Michał Janicki
Sally Bowles — Natalia Kujawa / Agnieszka Tylutki.
Osobiście z chęcią zobaczę ten musical jeszcze raz (a znając życie, to jeszcze kilka razy) i może uda mi się zobaczyć Damiana Aleksandra. Miałam okazję podziwiać Go w tytułowej roli w Upiorze w operze w teatrze w Białymstoku. Polecam, wspaniałe przedstawienie.
Ale wracajmy do Szczecina.
To, co zrobił reżyser Adam Opatowicz i jego aktorzy, to spektakl na najwyższym poziomie. Niech inni zazdroszczą nam. BRAWO. Miałam wrażenie graniczące z pewnością, że wszyscy pracujący przy tym przedstawieniu zostawili w nim nie tylko przysłowiową “cząstkę”, ale całe serce.
Nie można zapominać, że pomimo całego bagażu dramatycznego to musical. I tu kolejny zachwyt. Teksty piosenek w przekładzie Wojciecha Młynarskiego, to dopiero początek. Każdy, kto chociaż raz słyszał “Money Money” i “Cabaret” w filmowej wersji i wykonaniu Lizy Minnelli, wie jak szybkie i trudne dykcyjnie są te utwory. Nasi aktorzy wykonali wszystkie piosenki tak, że miałam ciarki na plecach.
Jeszcze długo mogłabym pisać same ACHY i OCHY, ale to tylko moja subiektywna ocena. Zobaczcie sami i oceńcie. Ja nadal pozostaje pod wielkim wrażeniem, a po wyjściu z teatru potrzebowałam dłuższej chwili, żeby ochłonąć i móc usiąść za kierownicą samochodu i skupić się na powrocie do domu.
I jeszcze jedno. Akcja spektaklu rozgrywa się w latach 1930-1933 w Berlinie, w okresie narodzin nazizmu. Minęło prawie 100 lat, a tematy poruszane w Cabarecie nadal są tak samo aktualne jak wtedy.
Pozwólcie, że na koniec przytoczę fragment wypowiedzi reżysera spektaklu i Dyrektora Teatru Polskiego Pana Adama Opatowicza: Ten musical odzwierciedla niezwykle rzeczywistość, która panuje w dzisiejszym świecie, w Europie, w naszym kraju. Ścierają się i polaryzują różne wizje świata, trafnie odbija się – jak w lustrze – to, co się teraz dzieje.
Ja jestem zachwycona i kłaniam się nisko w podziękowaniu za ten spektakl.
A kolejna karta z teatralnego notesu już wkrótce. Obok na stole czekają bilety na spektakl Aleja zasłużonych w reżyserii Krzysztofa Materny i spotkanie z Klubem Świętokradców Parafii Czarnego Kota Rudego, czyli sceną kabaretową Teatru Polskiego.