in , ,

Dziki Ląd – Ram V, Sumit Kumar [Recenzja]

Gdy wampir, skądinąd pasożytnicza istota – stawia swoją stopę po praz pierwszy na indyjskim wybrzeżu – ma nadzieję na funkcjonowanie w środowisku, które rozumie jego naturę – kraina jest dzika, tajemnicza i niebezpieczna. Niestraszne są mu nocne spacery w odludne miejsca i kiedy widzi odpowiadającą mu ofiarę, nie waha się ani chwili, aby ją chwycić i zaspokoić swój głód. Nie spodziewa się jednak, nawet w najmniejszym stopniu, że w tym miejscu to nie on jest na szczycie drabiny pokarmowej…

Tutaj Dni Są Długie i Parne, a Noce Obnażają Kły

“Dziki Ląd”, napisany przez Rama V i pięknie narysowany przez Sumita Kumara zestawia w ciekawy sposób przybycie Wampirów z Zachodu do Indii i ich starcie z tajemniczą, długowieczną istotą mającą właśnie tam swoje korzenie – z sytuacją polityczną Indii i coraz bardziej jej zajadłym, brytyjskim kolonializmem pod banderą Kompanii Wschodnioindyjskiej. Porównanie to nie jest specjalnie nachalne, ale narzuca się samoistnie w bardzo elegancki sposób.

Wampir Alain Pierrefont jest typowym aroganckim wampirycznym przedstawicielem swojej klasy społecznej, który mimo, że zesłany w sumie za karę na odległy ląd – czuje się jak na safari i nawet nie zastanawia się czy nie żyją w jego otoczeniu inne drapieżniki. Od razu podświadomie przejmuje terytorium jako swoje na zasadzie wbitej flagi na obcej ziemi, nie pytając – ba, nawet nie szukając innych nadnaturalnych mieszkańców aby zapytać ich o zdanie i zasady panujące w tym miejscu. Tego typu działania – niespodzianka! – kończą się tragicznie i uruchamiają lawinę dramatycznych wydarzeń, mających swoją kulminację na samym końcu opowieści.

W całej historii jesteśmy w stanie spotkać całą gamę osobliwości – z lokalnej menażerii są oczywiście wampiry – przedstawione w bardzo fajny sposób, czuje się ten vibe tajemniczych potworów z klasą żywcem wydartych z Wywiadu z Wampirem Anne Rice. Mamy także Łowcę Wampirów, zapalczywego fachowca, który nie spocznie póki nie zabije swojej ofiary lub sam nie zginie w samym procesie. No i w końcu jesteśmy w stanie przyjrzeć się bliżej największej egzotyczności dla zachodniego czytelnika, przedstawionego w tym komiksie – Rakszasie – nieśmiertelnej istocie, drapieżnej i żywiącej się ludzkim mięsem.

Inaczej Niż Jego Rodzic, Boski Bękart Nie Zna Litości

Scenariusz prowadzi nas wielotorowo, stawiając w centrum narastający konflikt potworów, ale często przeskakując płynnie do sytuacji politycznej Indii 1766 roku i zmagań władców z coraz bardziej rozpanoszoną Kompanią Wschodnioindyjską. Nie mogę osobiście się oprzeć wrażeniu, że Bishan (Nieodłącznie kojarzący mi się z Vibhishaną z tamtejszej mitologii, lub jak się okazuje dalej – również Andhaką – a jak, zrobiłem mały research!), czyli właśnie Rakszasa i jego partnerka Kori symbolizują właśnie tę krainę w jej różnych aspektach – dziką i nieujarzmioną, która gdzieś tam zawsze będzie istnieć mimo zmian, bo “drzewo znów będzie tu stało, spoglądając ponad wodami morza lecz świat dokoła niego zdąży się zmienić”, oraz tą zbezczeszczoną przez obcy wpływ, rozkradzioną i skorumpowaną: “Ponieważ coś utraciliśmy. Pośród wojny i ognia, pośród triumfów i ukradzionego czasu – coś nam zwyczajnie umknęło”.

Te słowa w bardzo fajny sposób ukazują, że mimo zwycięstw i traktatów militarnych, nie dało się zwyciężyć z siłą, której nie zależy na ziemi, tytułach czy ludziach, zamieszkujących to miejsce. Ta siła, napędzana chciwością, będzie chciała wyznaczyć cenę za duszę tego kraju.

Lubię tego rodzaju świeże spojrzenie, szczególnie, że to chyba moje pierwsze zetknięcie z tym problemem w komiksie i to napisanym z punktu widzenia hinduskiego scenarzysty. Wisienką na torcie jest rozmowa starego wampira Jurrego Grano z Bishanem, parafrazująca wielokrotnie (i całkowicie nietrafnie) przypisywaną Mahatmie Ghandi: “- Upodobaliście sobie zachodnią cywilizację? – Myślę, że zapowiada się szlachetnie“.

Opowiedz Biszanie, Jak Zostałeś Stworzony

Rysunki Sumita Kumara są po prostu kapitalne i wspaniale współgrają z kolorami Vittorio Astone, świadomie budując klimat opowieści. Twarze wampirów są zwykle ukryte w cieniu, ich domostwa toną w mroku, a sam Londyn rysowany jest w zieleniach i niebieskościach z wieczną nocą i mgłą – dla kontrastu Indie to ciepłe kolory, promienie słońca, spora doza żółci i czerwieni plus oczywiście obowiązkowa czerń w  momentach gdy jest to potrzebne. Wprowadza to czytelnika w bardzo ciekawy nastrój i od razu wiadomo gdzie rozgrywa się dany wątek fabularny.

Majstersztykiem jest również rozkładanie kadrów. Ucieczka płonącego wampira przez okno na ulicę, czy też przejście Alaina Pierrefonta przez zatłoczony bazar są podzielone całostronicowo na 9 kadrów, przez które przebija się cała akcja, za nic mając sobie ramki obrazków i nadając fantastycznej dynamiki i takiej swoistej filmowości pokazywanym scenom. Świetny efekt, z którym jeszcze wcześniej się nie spotkałem i bardzo to doceniam..

Samo wydanie jest naprawdę porządnej jakości – twarda oprawa, czerwień i żółć. Papier śliski, kredowy, matowy, bardzo przyjemnie przewraca się strony. Na końcu dodano galerię okładek wszystkich pięciu zeszytów zebranych w tym tomie – w obu wariantach i różnych stylach, co zasługuje na wspomnienie, bo koncepcja szczególnie tych drugich jest naprawdę ciekawa. Litery nie odbiegają od oryginału, ładnie się komponują, a różny styl pisania listów, zawartych w niektórych fragmentach opowieści jest czytelny i nie sposób pomylić autora danych słów z innym.

Możliwe, że to Był Tylko Pył, Przesypał się Przez Palce…

Bardzo się cieszę, że było mi dane zaznajomić się z tym komiksem i mogłem go zrecenzować. Nie tylko przedstawia ciekawa historię o czymś, a nie tylko pustą rozwałkę to jeszcze ukazuje wampiry w ulubiony przeze mnie sposób – jako drapieżniki –  eleganckie, zimne i oddarte z uczuć. Dodatkowo miałem szansę zaczerpnąć trochę indyjskiego folkloru i dzięki sprawdzeniu dodatkowo paru faktów czuję się odrobinę mądrzejszy. Nie mogę nie wspomnieć o odczuciach estetycznych, które są naprawdę wysokiej próby, a kolaboracja artystów, czyli scenarzysty Rama V, rysownika Sumita Kumara i kolorysty Vittorio Astone to jest coś, co naprawdę w pewnych momentach zachwyca w warstwie wizualnej.

Jeśli Wydawnictwo Lost in Time będzie nas raczyć takimi wspaniałymi historiami dalej, to pozostaje tylko przyklasnąć i zacząć obserwować, co jeszcze nam zaproponują – bo “Dziki Ląd” z dumą zajmie miejsce na mojej półce i bez wstydu mogę go polecić każdemu.

Komiks przekazany do recenzji przez wydawnictwo Lost in Time

Dane techniczne:

  • Seria: Dziki Ląd
  • Wydawnictwo: Lost in Time
  • Tłumacz: Jacek Żuławnik
  • Format: 170×260 mm
  • Liczba Stron: 176
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Data wydania: 25 maj 2020

One Ping

  1. Pingback:

Tadeusz Baranowski – Do bani z takim komiksem [Recenzja]

AUSCHWITZ BEZ CENZURY I BEZ LEGEND [Recenzja]