Dobre wieści dla fanów Marvela. Ogłoszono powrót dwóch komiksów dotkniętych przez marcową falę zamknięć – The Unstoppable Wasp oraz Iceman.
The Unstoppable Wasp opowiada o losach Nadii Van Dyne – córki Henry’ego i Marii Pym. Ponieważ jej matka została porwana i zabita przez Rosjan, dziewczyna dorastała pod okiem Red Room (organizacji powiązanej z Winter Soldierem i Black Widow). Bohaterka zadebiutowała w 2016, gdy udało się jej zbiec swoim oprawcom. Chciała spotkać ojca, który nie wiedział o jej istnieniu. Ale gdy dowiedziała się, że Hank zginął w walce z Ultronem, postanowiła pójść w jego ślady jako superbohaterka. Zyskawszy aprobatę swojej macochy, Janet Van Dyne, Nadia zaczęła dzielić z nią pseudonim the Wasp. Pierwszy solowy komiks otrzymała w sierpniu 2017 a jego scenarzystą był Jeremy Whitley (Princeless). W komiksie tym Nadia, z pomocą Janet, Mockingbird oraz lokaja Avengers, Edvina Jarvisa, zaczyna budować G.I.R.L. – organizację mającą pomagać genialnym dziewczynom, które z różnych powodów nie mogą rozwijać swoich pasji.
Tytuł przetrwał tylko osiem numerów. Co w sumie nie dziwi, bowiem opowiadał o zupełnie nowej bohaterce, która była w tym samym czasie w Avengers i większość fanów pewnie wybrała główną serię. Dodajmy, że nawet oryginalna Wasp nigdy jakoś popularna nie była. Sam pamiętam, że kiedy Janet zginęła w 2008 roku, większość tak zwanych “fanów” wiwatowała, gdyż uważano ją za nudną. Pamiętam też, co się działo, gdy kilka lat temu rodzimy serwis Avalon urządził głosowanie na najlepszą bohaterkę Marvela. Głównym argumentem do głosowania na Janet, jaki fani Avengers mogli wymyślić, był, nie żartuję, rozmiar jej piersi. Dopiero kilka lat temu, za sprawą serwisów takich jak tumblr, poznałem osoby, które rzeczywiście są szczerymi fanami Wasp. Wątpię jednak, by solowe przygody Janet kupowały w formie zeszytowej, gdyż preferują wersję elektroniczną i wydania zbiorcze. Najwidoczniej właśnie w tym formacie przygody Nadii znalazły dostateczne uznanie, aby zasłużyć na drugą szansę. Tytuł zdobył wierny fandom dzięki bardzo ciepłej i pozytywnej historii, sympatycznej głównej bohaterce i rysunkom Elsy Charrietier, którym bliżej do lekkich, europejskich serii jak Sprycek i Fantazjo, niż tradycyjnych komiksów superbohaterskich. Niestety, artystka nie może wrócić do kontynuacji ze względu na inne zobowiązania. Ale Marvel znalazł godne zastępstwo – znany z serii The Unbelievable Gwenpool duet japońskich rysowniczek, używających pseudonimu Gurihiru.
Chociaż był jednym z oryginalnych X-Men, Iceman nigdy nie miał siły przebicia wśród fanów. W miarę, jak wzrastała liczba członków grupy, coraz częściej zostawał gdzieś w tle. Nieco uwagi zyskał stosunkowo niedawno, kiedy scenarzysta Brian Michael Bendis ujawnił, że bohater przez lata ukrywał przed przyjaciółmi swoją orientację seksualną – jest gejem. Marvel od dawna próbuje dać przygody solowe różnym członkom X-Men i tak naprawdę tylko nieliczni, jak Wolverine, X-23 lub Cable (nie liczę Deadpoola, który członkiem grupy nigdy nie był) potrafią utrzymać się dłużej na rynku. W ciągu ostatnich kilku lat widzieliśmy jak wydawnictwo wypuszcza i szybko zwija takie serie jak Storm, Cyclops czy Gambit. Nie dziwi więc, że Iceman również przetrwał tylko jedenaście numerów. Scenarzysta Siena Grace nie miał łatwego zadania, ze względu na kontrowersje wobec homoseksualizmu bohatera. Sam jednak uważam serię za całkiem niezłą i sądzę, że zasługuje na drugą szansę. Zwłaszcza, kiedy jej zatwardziali krytycy w dziewięćdziesięciu procentach przypadków nie potrafią nawet określić, jaki jest problem z samym komiksem. Zawsze jest tylko nawijanie o tym, jak kontrowersyjny był komiks Bendisa, ponieważ Booby nie ujawnił się dobrowolnie, ale za sprawą wścibskiej telepatki – coś, za co należy krytykować komiks, owszem. Ale X-Men Bendisa a nie, o dwa lata późniejszy, Iceman Grace’a. Często ci krytycy witają w swojej grupie jawnych homofobów, którym nie podoba się, że Bobby jest gejem i komiks coś z tym robi, a nie próbuje udawać, że to nie ma znaczenia. Ludzie ci próbują wywierać nacisk na Bendisa i żądają cofnięcia tej zmiany. Takim osobom mogę tylko radzić, aby dorośli. Bobby jest gejem, wielkie mi rzeczy, znajdźcie inny powód do złości. Tymczasem Iceman powróci, z tym samym scenarzystą i rysunkami Nathana Stockmana.
Powrót tych dwóch tytułów nie oznacza tylko, że Marvel nie porzucił prób poszerzenia swojej oferty o pozycje dla nowych czytelników. Oznacza też, że wydawnictwo patrzy jednak, jak dany tytuł radzi sobie w wydaniach zbiorczych oraz formie elektronicznej. I w wypadku komiksów z bardziej niszowymi bohaterami, jest zadowolony z wyników na tyle, aby dać im drugą szansę. Co prawda, znając ten rynek, wątpię aby tym razem forma zeszytowa odniosła sukces. Z powodów, którym musiałbym poświęcić o wiele dłuższy tekst. Jednak cieszy mnie, że wydawca nie porzucił nowych fanów i chce dalej konsekwentnie budować na swoich mniej znanych markach.