in , ,

South Park: W tył ku akcji [recenzja]

Sezon letni zmierza ku końcowi. W kinach królowali Iniemamocni 2 oraz Ant-Man i Osa. Wcześniej w tym roku na ekranach rządziły Avengers: Wojna bez granic i druga część Deadpoola. No dobra, jeszcze trafił się Solo, niemniej stężenie historii o superbohaterach stało się, brutalnie rzecz ujmując, graniczące z toksycznym. Gdzie zatem się schronić, gdzie szukać antidotum na opowieści o tym, że z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność, że wymazanie połowy żyjących istot potrafi kosztować jednostkę wszystko itd. itp.?

Na całe szczęście w sukurs przychodzą nam twórcy serii „South Park” z drugą częścią gry dziejącą się w tytułowym miasteczku, pt. South Park: W tył ku akcji (pierwotnie tytuł miał brzmieć Butthole of time skończyło się na Fractured but whole). Jest to bezpośrednia kontynuacja RPG z 2014 roku South Park: Kijek Prawdy, parodiującej modne wówczas filmy fantasy. W tej odsłonie również gramy postacią Nowego i tym razem przyłączamy się do tworzonego przez Cartmana uniwersum superbohaterów o nazwie „Coon and Friends”. Naszym zadaniem jest odnalezienie zaginionego kota i zgarnięcie nagrody w wysokości stu dolarów, nim zrobi to przeciwna frakcja – „Freedom Pals”. Zastrzyk gotówki ma pomóc Cartmanowi w rozwoju jego uniwersum i w wyprodukowaniu pierwszych filmów i seriali o przygodach superbohaterów, takich jak the Szop, kapitan Cukrzyca, człowiek-latawiec i Super Craig.

Nie zdradzając fabuły mogę powiedzieć, że twórcy wzięli na warsztat najbardziej znane schematy z adaptacji komiksowych ostatnich lat, poczynając od tzw. „origin story” przez budowanie drużyny, aż po podróże w czasie. Ale nie to stanowi o sile gry, a wszechobecne parodiowanie społeczeństwa amerykańskiego. Najlepszym tego przykładem jest to, że w ramach budowania swojej postaci możemy wybrać sobie płeć oraz orientację seksualną, a także nauczyć się rozpoznawać i używać mikroagresji podczas walki. Takich smaczków jest w grze sporo, niektóre podane bardziej bezpośrednio, inne nieco subtelniej, jak choćby zbieranie yaoi dla ojca jednego z naszych kolegów, czy też używanie ataków polegających na hakowaniu kont w mediach społecznościowych przeciwników. Innym mocnym punktem są misje poboczne, które, podobnie jak w większości RPG pozwalają nam się zapoznać z członkami naszej drużyny i jednocześnie pozwalają odkrywać kolejne absurdy miasteczka South Park.

O ile fabularnie i graficznie W tył ku akcji jest dopracowane, o tyle można mieć pewne zastrzeżenia co do gameplay’u. Znowu mamy do czynienia z walką turową, jednak tym razem nacisk kładziony jest na umiejętne manewrowanie postaciami na gridzie aby zadać odpowiednio dużo obrażeń i samemu nie oberwać. Ponieważ większość dalekosiężnych umiejętności naszej drużyny jest skuteczna na przykład tylko po przekątnych i w ograniczonym zasięgu, może zdarzyć się taka sytuacja w której stracimy turę lub dwie ze względy na złe rozstawienie sojuszników. W zwykłych potyczkach nie stanowi to problemu, jednak w wypadku walk z bossami ten system potrafi skutecznie napsuć krwi. Drugim dość uciążliwym punktem jest zbieranie punktów mocy, by móc rozpocząć kolejne misje, co możemy robić na różne sposoby: zbierając doświadczenie w czasie walki, ale również i podczas misji pobocznych oraz tworząc artefakty. Dla osób mających doświadczenie i lubiących gry RPG nie będzie to stanowiło większego problemu, natomiast nowicjuszy może to zniechęcić.

Ostatnie zastrzeżenie jest bardziej moim subiektywnym odczuciem, mianowicie podczas rozgrywki da się zauważyć pewien brak równowagi między postaciami. Z jednej strony mamy Mysteriona, który nawet po śmierci towarzyszy nam w walce jako duch i może się odrodzić, z drugiej zaś całą masę przeciętnych bohaterów nie wyróżniających się siłą ani dostępnymi mocami. Natomiast sterowana przez nas postać, w przeciwieństwie do większości gier z tego gatunku może swobodnie zmieniać klasy, co pozwala na zoptymalizowanie siły i mocy protagonisty pod dany etap rozgrywki. I za to należy się W tył ku akcji solidny plus.

Mówiąc wprost: W tył ku akcji nie jest proste do przejścia, a rozgrywka nie jest momentami intuicyjna, ale zabawna i pełna zwrotów akcji fabuła rekompensuje te braki. Jest to dobra, momentami zmuszająca do myślenia pozycja na lato, która zapewni nam solidne kilkadziesiąt godzin rozrywki.

“Ślepnąc od świateł” – nowy polski serial HBO

#mniesiepodoba27 [Filip Hodas]