Długo oczekiwany sequel nareszcie ujrzał światło dzienne! Dostajemy jeszcze więcej Spider-Mana, innych wymiarów oraz szalonych animacji. Tyle się dzieje, że nawet nie widać końca całej tej kabały z pajęczym multiwersum.
Czuć ducha oryginału
Cieszyliśmy się wniebogłosy, gdy wreszcie do MCU pod kuratelą Kevina Feige’a zawitał niesamowity Człowiek-Pająk. Była to wiekopomna chwila dla całej fanbazy. Nareszcie ktoś kompetentny, z sercem we właściwym miejscu przybył na białym koniu, by wyrwać kochaną przez wielu postać ze szponów nieudolnych włodarzy Sony. Ale życie to nie bajka. Integracja pajączka z pozostałymi superbohaterami filmowego uniwersum Marvela miała swoją cenę, głównie w postaci znaczącej reinterpretacji komiksowego oryginału Stana Lee’a i Steve’a Ditko. Naiwnym było oczekiwać, że w przypadku kinowej adaptacji nie zostaną zaimplementowane żadne modyfikacje. Niestety, produkcja wysokobudżetowych blockbusterów rządzi się swoimi prawami, nieraz bolesnymi w skutkach dla zagorzałych wielbicieli materiału źródłowego. W tym konkretnym przypadku doszło do pominięcia aspektów kluczowych dla Spider-Mana, którego znamy i kochamy z obrazkowych historyjek. Gdzieś po drodze zatracono istotną kwestię wielkiej odpowiedzialności, kanonicznie motywowanej tragiczną śmiercią wujka Bena. Dopiero animacja Spider-Man: Uniwersum – o ironio zainicjowana m.in. przez Sony – z powodzeniem zaprezentowała świeżą historię, nie zatracając wcale ducha pierwowzoru. Nieoczekiwanie film zadowolił nie tylko podstarzałych fanów, ale również kompletnych świeżaków. W takiej sytuacji produkcja kontynuacji nie mogła dłużej czekać.
Pajęcza różnorodność
Spider-Man: Poprzez multiwersum z wykopem kontynuuje animowaną podróż po zwariowanym świecie naszego ulubionego “ścianołaza”. Jak przystało na porządny sequel, dostajemy podwojoną dawkę pięknie zanimowanej akcji, tym razem z udziałem tryliarda pajęczaków z alternatywnych wymiarów! Nie mogło zabraknąć nawet najbardziej obskurnych wersji z komiksowych zeszytów, w tym atakującego głośno wszelkie oblicza autorytetu – buntowniczego Spider-Punka. Równie ekspresyjnego bohatera w kinie komiksowym / superhero ze świecą można szukać. Miejscami niczym wycięta z papieru figura wykrzykuje w stronę widza swoje antyestablishmentowe hasła. Widząc postacie tak kreatywnie zaprojektowane, nie sposób popaść w marazm podczas seansu.
Dostęp do innych wymiarów oferuje ogrom możliwości dla animatorów i scenarzystów. Mając tak szerokie pole do popisu, bardzo trudno ponieść sromotną porażkę. Raczej nie jest możliwe sknocić koncept anarchistycznego Spider-Mana, a już na pewno nie futurystycznie wyglądającego o antagonistycznym nastawieniu. Przecież to się samo pisze! Miguel O’Hara – podobnie z resztą jak komiksowy odpowiednik – do najbardziej przyjaznych typków niespecjalnie należy. Daleko mu do pociesznego Petera Parkera z sąsiedztwa. Najczęściej to właśnie cyberpunkowy Spider-Man pełni w towarzystwie funkcję głównego agresora. Lepiej mu nie zachodzić zbytnio za skórę, bo jeszcze dziabnie tymi swoimi zakamuflowanymi wampirzymi kłami. Przez swoją zawziętość chętniej wdaje się w szereg utarczek słownych, koniec końców prowadzących do widowiskowych bójek na tle kolejno pojawiających się światów równoległych. Zdecydowanie budzi respekt, ilekroć pojawia się na scenie.
Kolejnym pajączkiem wartym uwagi jest Gwen Stacy. Któż mógłby podejrzewać, że w kolejnej części wyrośnie na jedną z pierwszoplanowych postaci. Poprzednio jedynie wspierała Milesa Moralesa w walce z czołowym antagonistą, którym był przerośnięty Kingpin. Okazuje się, że nastoletnia Spider-Woman ma również własne problemy do przezwyciężenia, mianowicie związane z uzyskaniem akceptacji ze strony ojca-gliniarza. Coś, z czym wielu młodych ludzi z kryzysem tożsamości musi borykać się na co dzień. Niezmiernie cieszy fakt, że niezależnie od uniwersum Spider-Man / Spider-Woman w gruncie rzeczy wciąż jest postacią mierzącą się z typowo ludzkimi trudnościami, tak jak oryginalnie zostało to ustanowione przez Stana Lee’a i Steve’a Ditko.
Nie zapominajmy o naszym głównym bohaterze. Nastoletni Miles Morales kontynuuje walkę z przestępczością w obrębie gwarnego Nowego Jorku. Puszczony samopas rozbraja podrzędnych bandziorów, jak z resztą przystało na dobrego superbohatera o pajęczych zdolnościach. Widać, że woli podążać własną ścieżką, co tyczy się zarówno superbohaterskiego stylu bycia, jak i potencjalnego studenckiego życia. Całe szczęście, że dalszy rozwój młodego Moralesa nie został przez twórców w żaden sposób zaburzony, a jest wręcz coraz bardziej eksponowany. Oby w kolejnej części taki stan rzeczy został utrzymany.
Urwany film
Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie urwane nagle zakończenie. Trudno to przyznać, ale film wydaje się być niekompletny. Ot tak pozostawiono kluczowe wątki bez rozstrzygnięcia, byleby mieć pretekst do wyprodukowania kolejnej części. Po pierwsze, można było doprowadzić do kontynuacji na milion lepszych sposobów. Po drugie, niepotrzebnie wrzucono do filmu tyle różnych wątków naraz. Wystarczyło przygotować scenariusz, który w zgrabny sposób nastawiłby widza na następny rozdział. A prawda jest niestety też taka, że prawdopodobnie nieprędko zobaczymy w kinach ciąg dalszy. Biorąc pod uwagę ostatnie zakulisowe doniesienia, nie wiadomo czy animatorzy mają wystarczająco pary na kolejny tak obciążający fizycznie i psychicznie projekt!
Animowane cudo
Grupę odpowiedzialną za stronę wizualną należałoby ozłocić i postawić na piedestale. Tak widowiskowej animacji, różnorodnej niemalże pod każdym względem trudno doszukać się w rozrywkowym kinie. Do głowy przychodzi jedynie animacja od studia DreamWorks – Kot w butach: Ostatnie życzenie – która i tak stylem mocno inspirowała się pierwszym animowanym filmem z Milesem Moralesem z 2018 roku. Niebywałe, że Sony jakimś cudem zdołało przetrzeć szlak, choć w jednej dziedzinie filmowej. Brawo! Szkoda tylko, że dzieje się to za cenę zdrowia mocno przepracowanych speców od animacji.
Trzeba docenić ich wielki trud. Za jednym zamachem potrafili wprowadzić sekwencje w różnych stylach, trzymając się jednej i tej samej narracji fabularnej. Niecodziennym jest widok eksplodującego krzykliwymi kolorami Spider-Punka w gronie inaczej zanimowanych postaci. Żeby tego było mało, niespodziewanie przylatuje z wizytą również potężnie uskrzydlony Vulture, przypominający szkic Leonarda da Vinci. Zachowano wizualny kontrast, co w rezultacie nadało jeszcze większej dynamiki określonym scenom. Generalnie cały film to istny rollercoaster, który niestety kończy się w najmniej odpowiednim momencie.
Aż chce się więcej
Apetyt rośnie w miarę jedzenia. W tym konkretnym przypadku twórcy wyjątkowo zadbali o zaspokojenie łakomej wyobraźni widza. Byłaby to doprawdy wybitna uczta, gdyby tylko ktoś złośliwie – pewnie wyżej postawiony kierownik – nie przerwał brutalnie seansu. Tak się nie robi, nie kiedy jeszcze zostało tyle dobra do skonsumowania. Oby przy okazji kolejnej części udało się zadośćuczynić tę haniebną zniewagę.
- Tytuł oryginalny: Spider-Man: Across the Spider-Verse
- Reżyseria: Joaquin Dos Santos, Kemp Powers, Justin K. Thompson
- Scenariusz: Dave Callaham, Phil Lord, Christopher Miller
- Premiera: 31 maja 2023
- Polska premiera: 2 czerwca 2023
- Produkcja: Columbia Pictures, Marvel Entertainment, Sony Pictures Animation, Pascal Pictures, Lord Miller Productions, Arad Productions
- Dystrybucja: Sony Pictures Releasing
- Polska dystrybucja: United International Pictures