Za nami kolejna premiera w Teatrze Polskim w Szczecinie. Tym razem gościła nas Scena Kameralna.
Ja miałam wielką przyjemność obejrzeć Aleję Zasłużonych jeszcze przedpremierowo w czwartek.
Jest to kolejny spektakl nie dla każdego widza, a dlaczego zaraz opowiem. Bohaterowie to małżeństwo, z raczej długim stażem, wieloma osiągnięciami zawodowymi, ale niekoniecznie dysponujące dużymi zasobami gotówki. Ona zasłużona poeta i tłumaczka, wielokrotnie nagradzana dyplomami i statuetkami, ale bez nagrody pieniężnej, on jest księgowym. A co do tego ma tytułowa Aleja Zasłużonych. Właśnie te braki finansowe skłaniają bohaterkę do stwierdzenia, iż jako zasłużona dla literatury, musi sobie i mężowi załatwić grób i pogrzeb za darmo, na koszt państwa, w Alei Zasłużonych.
Ale jak to zrobić? Kto decyduje o tym, gdzie spoczniemy na cmentarzu i czy to będzie Aleja Zasłużonych? Kto jest bardziej zasłużony od innych i dlaczego?
Właśnie na te pytania, w trakcie spotkań w kancelarii cmentarza i Ministerstwie, stara się znaleźć odpowiedź główna bohaterka. Z jakim skutkiem, widzowie muszą zobaczyć sami.
Jak wspomniałam wyżej, nie jest to spektakl dla każdego. Czemu? Wydaje mi się, że tak naprawdę każdy widz będzie go odbierał przez pryzmat tzw. bagażu życiowych doświadczeń (życia rodzinnego, zawodowego, osiągnięć), a im będzie go więcej, tym bardziej zastanowimy się, jaka jest nasza Aleja Zasłużonych.
Scena Kameralna to i przedstawienie bardzo kameralne. Dramat rozpisany na pięciu aktorów i głos spoza sceny, ogląda się trochę jak film. I to nie jest wcale błąd pisarski. W spektakl wprowadza nas muzyka Obywatela GC ilustrowana filmem z przepięknymi widokami, które są tłem do przygotowania scenografii dla kolejnej sceny, tej już teatralnej. Utwory Grzegorza Ciechowskiego ilustrują muzycznie cały spektakl i robią wielką robotę. Jak dla mnie, materiały wideo dobrane do nich są trafione w punkt. Koniec spektaklu, to też film z bohaterką dramatu w roli głównej. I tak jak w filmie mamy napisy końcowe.
A teraz jeszcze kilka słów o twórcach — czyli tych najważniejszych osobach, bez których nie powstałoby to mądre i dające do myślenia przedstawienie.
Reżyseria – Krzysztof Materna, artysta którego nie trzeba nikomu przedstawiać. Już to jest gwarancją wspaniałego przedstawienia, (a tak nawiasem MISTRZU wielkie gratulacje i życzenia z okazji wspaniałego jubileuszu).
Główny ciężar przedstawienia dźwiga na sobie Ona – poetka, żona, córka, w tej roli Olga Adamska. Po raz kolejny (po monodramie “My Hrabiny nie płaczemy”) udowodniła, że role dramatyczne to jej żywioł. Wspaniałe przechodzenie z różnych stanów emocjonalnych, zagubienie i życiowa nieporadność w chwili kiedy trzeba załatwić bardzo życiowe, przyziemne sprawy. I jeszcze jedno, język, jakim mówi bohaterka. Sama stwierdza, że jest zasłużona dla języka polskiego, bo jako poetka dba o niego, jak o ogródek z kwiatami, wyrywa chwasty, jakimi są wulgaryzmy. A tu niespodzianka, sama w rozmowie z mężem i nie tylko, dla zobrazowania emocji i nadania wyrazu wypowiedzi, używa języka bardzo bogatego w wulgaryzmy. I co dziwne, może to, że na ulicy często słyszymy taki język, nie przeszkadza on w przedstawieniu, wręcz przeciwnie wydaje się niezbędny. Jest wyrazem bezradności bohaterki w stosunku do otaczającego ją świata.
On – Jacek Piotrowski. Spokojny, troszkę chyba przytłoczony przez żonę, ale bardzo kochający ją. Pomimo różnic światopoglądowych i religijnych są razem i wspierają się (a może po tylu latach tylko tolerują lub jest to już tylko przyzwyczajenie). Z opowieści bohaterki dowiadujemy się, jak wygląda ich życie małżeńskie.
Urzędnik – Adam Dzieciniak – patrzący na życie i swój urząd przez pryzmat “czasów słusznie minionych”, a jednocześnie, dzięki spotkaniu z bohaterką odkrywający czym jest poezja.
Urzędniczka – Dorota Chrulska – niby zna naszą bohaterkę, ale chyba tylko z twarzy, może z telewizji. A jednak okazuje się, że poetka miała wielki wpływ na jej życie. A jaki? Tego nie zdradzę.
Matka – Lidia Jezierska – jak każda matka kochająca, wyrozumiała i delikatna. Nierozumiejąca do końca tego, czym zajmuje się córka, ale bardzo dumna z niej.
I oczywiście najważniejszy, czyli autor dramatu, Jarosław Mikołajewski. Poeta, eseista, tłumacz, publicysta, o swojej sztuce tak pisze: Bohaterką Alei Zasłużonych jest artystka, poetka, ale to nie jest rzecz tylko o poetach, artystach. To tekst o kuglarskim wymiarze życia, w którym żyjemy. O rozpaczy, na którą, nawet jeśli jesteś poetą, nie znajdujesz słów innych niż przekleństwa.