Moon Knight. Tom 1 od Egmontu to komiks, który udowadnia, że Marvel potrafi dostarczyć historię o superbohaterze, która nie jest tylko kolejną bijatyką w kolorowych trykotach. To opowieść o człowieku złamanym, próbującym poskładać się na nowo, tyle że tym człowiekiem jest Marc Spector, awatar egipskiego boga Khonshu, i jego „terapia” obejmuje równie często rozmowę na kozetce, co tłuczenie wampirów i egzorcyzmowanie nawiedzonych kamienic.

Po wydarzeniach z „Ery Khonshu” reputacja Moon Knighta jest, delikatnie mówiąc, w ruinie. Superbohaterowie mu nie ufają, Khonshu został uwięziony, a sam Marc musi odnaleźć nowy sens w swojej misji. Zakłada więc Misję Midnight, miejsce, gdzie każdy mieszkaniec Nowego Jorku trapiony przez siły nadprzyrodzone może zgłosić się po pomoc. Brzmi jak „potwór tygodnia”? I w pierwszych rozdziałach faktycznie trochę tak jest. Raz mamy wampiry, innym razem dom, który… dosłownie pożera lokatorów. Ale Jed MacKay szybko pokazuje, że za tymi epizodami kryje się większa, znacznie poważniejsza intryga oraz przeciwnicy, którzy wiedzą, gdzie uderzyć, by złamać Moon Knighta.

Centralnym elementem komiksu jest jednak nie sama walka, ale psychologiczny portret bohatera. Spector regularnie spotyka się z terapeutką, a sesje te są równie ważne jak starcia z Hunter’s Moon czy szalonym Zodiakiem. W tych fragmentach poznajemy jego motywacje, lęki i sposoby radzenia sobie z traumą. To sprawia, że Moon Knight staje się postacią, z którą mimo całego tego egipskiego bóstwa w tle łatwo się utożsamić.

Równie ważna jest drużyna, którą MacKay dobrał mu do pomocy. Mamy sarkastyczną wampirzycę, byłego agenta Hydry o ksywie Żołnierz czy Avengerkę Tigrę. To mieszanka osobowości, które z jednej strony dodają humoru i lekkości, z drugiej podkreślają, że Marc działa w świecie, gdzie granica między bohaterem a potworem jest cienka.

Akcja jest różnorodna i dynamiczna. Jednego dnia Marc walczy wręcz brutalnie i bezpośrednio, innego wpuszcza przeciwnika do własnego umysłu, by tam urządzić mu piekło. Nie ma tu poczucia, że czytamy o bohaterze ograniczającym się do jednego sposobu działania. Moon Knight jest elastyczny, nieprzewidywalny i, gdy trzeba, bezwzględny.

Całość jest zaskakująco przystępna dla nowych czytelników. Owszem, znajdziemy tu odniesienia do wcześniejszych wydarzeń z komiksów Marvela, czy wtręty w postaci tie-inu do „Diabelskich rządów”, ale wszystko jest podane w taki sposób, że nie trzeba znać całej historii Moon Knighta, by się wciągnąć. MacKay balansuje między fan service a świeżością. Ci, którzy znają postać, docenią niuanse, a nowi odbiorcy dostaną kompletną, samodzielną historię.
Warstwa graficzna to osobny powód do zachwytu. Alessandro Cappuccio i Federico Sabbatini stworzyli rysunki, które nie tylko oddają dynamikę akcji, ale i podkreślają symbolikę postaci. Biel kostiumu Moon Knighta kontrastuje z mrokiem nowojorskich ulic. Kolorystyka Rachelle Rosenberg potrafi być zarówno ciepła i nastrojowa, jak i chłodna i niepokojąca w zależności od tego, czy jesteśmy w środku starcia, czy w zaciszu gabinetu terapeuty.

Moon Knight. Tom 1 to świetny start nowej serii. Mieszanka akcji, mroku, humoru i psychologicznej głębi, w której protagonista jest jednocześnie bohaterem, pacjentem i czasem… własnym najgorszym wrogiem.
Jeśli Egmont utrzyma ten poziom w kolejnych tomach, Khonshu będzie miał w Polsce naprawdę wielu nowych wyznawców.
Dziękujemy Wydawnictwu Egmont za egzemplarz recenzencki otrzymany w ramach współpracy reklamowej.
Dane:
- Scenarzysta: Jed MacKay
- Ilustrator: Federico Sabbatini, Alessandro Cappuccio
- Tłumacz: Jacek Żuławnik
- Wydawca: Egmont
- Seria: Marvel Fresh
- Format: 16.7 × 25.5 cm
- Liczba stron: 312
- Oprawa: Miękka
- Druk: kolor
- Papier: kredowy
- EAN 9788328175341
- Data wydania: 2025-07-30
- Cena det.: 119,99 zł


