“I am a horror maniac who prefers to stay at home”
Zacznijmy może od tego właśnie wyrażenia, cytując samego autora, którego zbiorek mam przyjemność zaprezentować. Junji Ito, bo właśnie o nim mowa, jest z zawodu technikiem dentystycznym, a zarazem mangaką, który otrzymał w 2019 roku nagrodę Eisnera za swoją interpretację Frankensteina Mary Shelley (nawiasem mówiąc jego recenzja powoli dojrzewa w mojej głowie). Najbardziej zaś znany jest z dwóch tytułów – “Uzumaki” i “Tomie”.
W tejże chwili będziemy jednak mówić o czymś innym. O tym dziwnym dźwięku słyszalnym za dnia tylko wtedy kiedy jesteśmy sami w domu, ale również w środku nocy gdy obudzi nas niespodziewanie i pozostawi w przerażeniu do samego ranka. To rzeczy, które są w każdym domu, ale wysoce niekomfortowym jest zaglądanie, co mogą w sobie kryć. Przedstawiam “Wyjące Rury” – 8 Tom serii Kolekcja Horrorów Junji Ito, wydany przez J.P.Fantastica.
Czy można przestraszyć się, czytając komiks
Mam za sobą już poprzednio wydane tomy Kolekcji Horrorów Pana Ito i za każdym razem nie mogę wyjść z podziwu. Nie przypuszczałem, że cokolwiek, co przeczytam w komiksie będzie w stanie mnie wystraszyć, a na pewno sprawić, że poczuję się nieswojo. W tym przypadku autor nie zawodzi i uderza swoimi pomysłami czytelnika po głowie bez litości. Jego horror jest często obrzydliwy, groteskowy wprost, zwykle bazujący na jakimś w pomyśle w stylu “co by było, gdyby” i rozwijający takowy bez żadnych zahamowań i kompleksów.
W tym właśnie drzemie siła jego narracji. Makabreska, dziwaczne sytuacje ocierające się o abstrakcję i czyste szaleństwo w rozwiązaniach fabularnych sprawiają, że odruchowo kiwam głową z szacunkiem. Mam się za osobę obdarzoną dużą wyobraźnią, ale widząc co ma do zaprezentowania Junji Ito wiem, że jeszcze długa droga przede mną. Zwyczajna sytuacja i płaskie postacie “główne” są zawsze tylko i wyłącznie narzędziem do pokazania czegoś okropnego. Tu nie ma litości dla bohaterów. W zdecydowanej większości nie zasłużyli na daną traumę – po prostu są ofiarami tego co nieuniknione i czyhające w wyobraźni autora. A czego tu nie ma…
Paranormalny Nowy Wyjący w Rurach w Lesie Kropel Krwi
Opowieści zawarte w tym tomiku prezentują szerokie spektrum dziwactwa, poczynając od czystej fantastyki, a kończąc na klasycznej, azjatyckiej opowieści o duchach i nie przyświeca im jakaś wspólna myśl przewodnia, spinająca antologię. Raczej trafiamy na klasyczny misz-masz – do wyboru, do koloru.
W pierwszej nowelce poznajemy grupę uczniów, zafascynowanych paranormalnymi zjawiskami, których oczywiście w ich nudnym miasteczku brak. Pojawia się jednak nowy kolega zainteresowany tym samym i niejako “znajdujący” wokół siebie dziwaczne miejsca i sytuacje. Od tego momentu akcja rusza z kopyta, eskalując rzecz jasna w pierwsze trupy, deformacje ciała i nawet pojedynki na magiczne moce. Widać, że autor pofolgował sobie w tym momencie, wchodząc z horroru w fantastykę.
Z tego baśniowego niejako klimatu wyrywa nas druga opowieść – tytułowa – o obsesji, graniczącej z szaleństwem. Obsesji czystości, reprezentowanej przez matkę głównych bohaterek, oraz “stalkerskiej” pewnego indywiduum, pozwalającej nam docelowo odpowiedzieć na pytanie co tak naprawdę wyje w tych nieszczęsnych rurach. Makabreska jest bardzo fajna, dużo w niej czarnego humoru, a reprezentacja czystości i brudu jest tu ukazana w jednako obrzydliwy sposób. Całość kończy się dość niespodziewanie i nieprzyzwyczajonego do narracji Pana Ito czytelnika pozostawia w konfuzji nad logiką rozwiązania. Weźmy zatem tę przeszkadzającą nam logikę i wywalmy już teraz do kosza, bo będzie nam tylko przeszkadzać i ograniczać. To jest moja dobra rada na dalszą lekturę, bo dopiero się rozkręcamy.
Trzecia historia opowiada o parze typowych bohaterów bez wyrazu, trafiających przypadkiem w dziwne, opuszczone miejsce na prowincji gdzie na porządku dziennym są hordy zębatych dzieci polujące na przechodniów. Kto hoduje tytułowe drzewa Lasu Kropel Krwi? Po co? Jak to odkrycie zmieni dotychczasowe życie poznanej przez nas niedawno pary? Odpowiedź znajdziemy w tej zaiste świeżej w swym podejściu do wampiryzmu nowelce. I czujemy już tutaj gdzieś w środku – to znajome uczucie – nieswojo się robi. A dalej jest jeszcze ciekawiej.
Wisielcze Balony w Domostwie Marionetek Koloru Ciała
Pomysł na Wisielcze Balony jest tak groteskowy, że albo wybuchniesz śmiechem, albo poczujesz autentycznie grozę sytuacji bohaterów całej historii. Można tu dodać również, że jest to całkiem trafna satyra na wiele zachowań w japońskim społeczeństwie – w tym samobójstwa fanów po utracie swoich idoli, oraz bezwarunkowe poczucie obowiązku wobec pracy nawet w obliczu globalnej katastrofy. Co byśmy zrobili, gdybyśmy zobaczyli na niebie wielki balon o dziwnie znajomej twarzy, tej którą widzimy na co dzień w lustrze? Co gdyby ten balon krzyczał do nas znajomym nam również głosem, lecąc do nas coraz szybciej, a na samym dole zamiast sznurka miał zachłannie wyciągniętą w naszą stronę szubieniczną pętlę? Myślę, że w tym momencie albo zanurzymy się w fabule, albo przestaniemy czytać i popukamy się w głowę. Ja czytałem dalej i wcale nie żałowałem. Bo później było Domostwo Marionetek.
Towarzyszymy tutaj poniekąd rodzinie lalkarzy, którzy poprzez swoje perypetie w końcu odnajdują odpowiedź na pytanie – czy to ludzie kierują marionetkami, czy to jednak właśnie marionetki kierują lalkarzem? Niby oczywiste, ale jak to u Pana Ito – rzeczywistość jaką znamy i rozumiemy rozpada się w kawałki, a zastępuje je czyste szaleństwo, makabra i całkowite wyrzucenie do kosza jakiejkolwiek bezpiecznej, chroniącej nasz umysł logiki. Czytelnik płynie w to wszystko powoli, bez pośpiechu, przyjmując dziwactwa za normę i coraz szerzej otwiera oczy z niedowierzaniem widząc gdzie go wyobraźnia autora prowadzi. A prowadzi nas w stronę Tajemnicy Koloru Ciała.
Poznajemy tu młodą przedszkolankę, która stara się rozwikłać zagadkę dziwnych ran pojawiających się na ciele jednego z jej najmłodszych podopiecznych. Chłopiec jest również agresywny, co może wskazywać na to, że w domu nie dzieje się za dobrze… Gdy odkrywamy zasłonę, prócz naprawdę ciężkiego tematu jakim jest źle traktowane małe dziecko trafiamy na cudowny body horror, który miłośnikowi serii Hellraiser może przypaść bardzo do gustu. Gdy czasem pomyśli się o motywacjach niektórych z postaci, można kręcić tylko głową z niedowierzaniem lub znów czuć podziw dla wyobraźni samego twórcy – tak jak ja. Punkt kulminacyjny za nami, pozostają dwie krótkie, bardziej klasyczne historyjki.
O Włos od Katastrofy w Ziemi
Sam tomik zamyka się czymś dedykowanym dla kogoś, bojącego się latać samolotem. Rozwiązania narracyjne nie są specjalnie oryginalne i można było je spotkać nawet w literaturze klasycznej – tu są zaprezentowane ze smakiem – a elementy nadnaturalne są narysowane w przyprawiający o gęsią skórkę sposób. Towarzyszymy tutaj grupce przyjaciół, poszukujących zaginionego samolotu rejsowego, którym podróżował ich znajomy.
Historia kończy się po kilku stronach i przechodzimy na bardziej przyziemny temat – to znaczy do zjazdu absolwentów pewnej szkoły i wykopywaniu przez nich po latach kapsuły czasu. Tu również jest bardzo standardowo i aż szkoda, że nie rozwinięto tego na więcej stron, bo mogłoby stanowić podstawę do bardzo ciekawej, klasycznej azjatyckiej opowieści o duchach. Wiele zostaje w niedopowiedzeniu, a ostatnie pytanie wprowadza tak już nam znajome uczucie niepokoju.
Kiedy Odwrócisz Stronę
O samym stylu rysunku można by napisać co nieco, szczególnie gdy budzi w czytelniku zróżnicowane uczucia. Pokazując normalne sytuacje, zwykłe życie i postacie, jest wtedy straszliwie czysty i bezpłciowy. Bohaterowie pierwszo i drugoplanowi są do siebie podobni i widać, że nie są dla autora specjalnie interesujący – to tylko narzędzia do pokazania tego, na co czekamy – czyli nagłego wybuchu potworności, obrzydliwości i makabry.
W tym momencie właśnie Junji Ito rozwija skrzydła – sam zwany jest właśnie “mistrzem następnej strony”, czyli zabiegu fabularnego, w którym w pewnym momencie ktoś otwiera drzwi i widzi coś przerażającego. Groza odbija się w jego oczach, niemy krzyk wykwita na jego twarzy, a my decydujemy czy odwrócić tę kartkę i zobaczyć to samo? Oczywiście, że to robimy! W końcu właśnie po to czytamy horrory.
Potworności i wszechobecny body horror wychodzą autorowi naprawdę dobrze. Jak jest konkretnie – w tym tomie? Wyjące Rury opisałbym pod tym kątem jako lżejsze podejście do tematu. Jest tu więcej szaleństwa i nieograniczonej wyobraźni niż samych okropnych i obrzydliwych obrazów, choć zdaję sobie sprawę, że każdy ma inną wrażliwość i sam przykład Lasu Kropel Krwi potrafi wizualnie przyprawić o dreszcze.
Lubimy się bać
Pan Ito gra dokładnie na takich strunach, które rezonują doskonale ze mną jako czytelnikiem. Lektura każdego jego tomu daje możliwość zanurzenia się w całkowitą jazdę bez trzymanki, gdzie wyobraźnia jest jedynym ogranicznikiem, a patrząc na pomysły na opowiadania – nie zauważyłem takowych. Niektóre historie są groteskowe i wzbudzają śmiech, inne mimo tego – niepokój i dreszcz na plecach. Tego oczekuję po mangowych horrorach i wiem, że nazwisko autora daje mi gwarancję, że będę zadowolony.
Osobiście polecam gorąco, jeśli nie odrzuca Was abstrakcja, jesteście ciekawi eksperymentów fabularnych i czasem lubicie się pobać lub obrzydzić. Stawiam, że mimo dziwnego wydźwięku tych słów razem – jest spora rzesza takich osób i nie będą one zawiedzione. Ja płynąłem w rurach, jedząc krwawe owoce i uciekając przed wisielczymi balonami z prawdziwą przyjemnością.
Komiks przekazany do recenzji przez wydawnictwo J.P.Fantastica
Dane techniczne:
- Wydanie: 2018
- Seria/cykl: Junji Ito Kolekcja Horroru
- Scenarzysta: Junji Ito
- Ilustrator: Junji Ito
- Tłumacz: Ula Knap
- Typ oprawy: miękka
- Data premiery: 14.09.2018