in , , ,

Kryjówka Dezertera – Junji Ito Kolekcja Horrorów – tom 4 [Recenzja]

Gdy myślimy o zagrożeniu, często jest to coś obce, nadchodzące gdzieś spoza naszej własnej strefy komfortu wypełnionej osobami, którym możemy zaufać – rodzinie, przyjaciołom… W skrajnych przypadkach pozostajemy po prostu my sami – bo czy samego siebie być pewni nie powinniśmy? Jesteśmy w swojej bańce otoczonej murem i wiemy, że w razie kłopotów z zewnątrz jesteśmy w stanie je odeprzeć. Bezpiecznie… Na to przychodzi Pan Junji Ito ze swoją “Kryjówką Dezertera”, czyli czwartym tomem Kolekcji Horrorów, wydanych przez J.P. Fantastica i rozbija tę bańkę w drobny mak. Depcze więzy rodzinne, przyjaźnie, zaufanie profesjonalne i nawet w końcu złośliwie chichocząc pozbawia wiary w samego siebie, czyniąc to jak zwykle w arcyciekawy sposób.

Złodziejka Twarzy w Bio Pokoju Wszechogarniającego Snu

Zaczynamy cały tom od starszej opowieści, co widać po obrazkach – kreska Pana Ito ewoluowała z czasem i widać to jak na dłoni porównując właśnie “Bio House” do innych, późniejszych jego dokonań – o samej oprawie graficznej wspomnę jednak później, zatem nie uprzedzajmy faktów. Mamy oto spotkanie szanowanego prezesa firmy ze swoją sekretarką, których połączyło wspólne zainteresowanie – jedzenie obrzydliwości – można pokusić się o złośliwy komentarz, na temat genezy Covid-19 i dziwacznych rzeczy na targu rybnym w Wuhan – Co jednak z naszymi bohaterami? Wystarczy chyba tyle, że jedno w pewnym momencie zaskakuje drugie pod kątem wspólnego hobby i kończy się to tragicznie. Przeciętna makabreska, potrafiąca jednak zaskoczyć kilkoma scenami – nic, co byłoby godnym zapamiętania – chodźmy dalej.

Kolejna historia niesie ze sobą bardzo ciekawy koncept tego, czy stary znajomy jest tym za kogo się podaje? W świecie, gdzie istnieją osoby, potrafiące skopiować czyjś wizerunek dokładnie się mu przyglądając przez dłuższy czas nic nie jest pewne. Dekoracje to typowo japońska szkoła, gdzie do nowej dziewczyny przyczepia się samozwańcza przyjaciółka. Sytuacja rozwija się swoim tempem i kończy się ukaraniem winnych w sposób, przy którym czytelnik czuje się usatysfakcjonowany.

Mamy szefa, starającego się uzależnić od siebie swoją sekretarkę, pasożytniczą uczennicę – co dostaniemy teraz? W trzeciej opowieści jesteśmy świadkami przerażającego jeśli się nad nim zastanowić konceptu człowieka z wewnątrz ciała – i nie chodzi tu o schizofrenię! Mówimy tu o zupełnie innym człowieku, czekającemu aż zaśniesz i stracisz kontrolę nad własnym ciałem – wtedy też inicjatywa należy do niego, a on zrobi wszystko co się tylko da aby uciec z więzienia Twojego ciała. Pomysł pierwsza klasa, aż prosiłoby się o rozwinięcie tematu, gdyż to wszystko jest po prostu za krótkie, aby wydobyć pełen potencjał.

Diabelska Teoria Długich Włosów i Miłości Według Scenariusza

O tym, że niektóre z tych historii są po prostu za krótkie i nie ma możliwości ich rozwinięcia będę jeszcze mówił, choćby przy omawianiu właśnie “Diabelskiej Teorii” – opowieść ta ma tak fantastyczny potencjał, że po prostu aż szkoda, że autor nie poszedł o krok dalej, robiąc z tego dłuższej formy. Zaczyna się samobójstwem uczennicy, po czym następuje krótkie śledztwo gdzie okazuje się, że jej ostatnie chwile zostały nagrane na taśmę… Sama koncepcja wtłaczania ludziom do głowy koncepcji sensowności zabicia się i śmierci sensu stricto połączona z tajemniczym spiskiem, utkanym wśród powiązanych z incydentem osób jest bardzo interesująca. Niestety, urywa się praktycznie tak szybko jak się zaczęła i mamy wrażenie, że czytaliśmy prolog czegoś większego – szkoda, wielka szkoda.

Idźmy więc dalej – kto nie kojarzy w japońskim horrorze, długich, czarnych włosów? Bohaterka tej opowieści zostaje zostawiona przez chłopaka, dla którego zmieniła fryzurę i gdy stara się otrząsnąć z rozpaczy, zamykając dany rozdział i ścinając włosy – dzieją się coraz dziwniejsze rzeczy. Padają pierwsze trupy, jest też sławetny trick “następnej strony” gdzie widzimy przerażoną na śmierć osobę i przewracamy kartkę, aby ujrzeć co go tak przeraziło. Co do wspólnej koncepcji – znów mamy brak zaufania do samego siebie, a raczej części swojego ciała, które powstało z myślą o innej osobie. Jest tam kilka naprawdę fajnych scen, które pozostają na dłużej w pamięci.

Po klasycznie kończącym się zakończeniu, pozwalającym czytelnikowi ponamyślać się co dalej do woli – mamy krótką makabreskę na temat obsesji miłosnej, kończącej się oczywiście tragicznie i zakochaniu w nieprawdziwym wyobrażeniu drugiej osoby. Ciekawa metafora, pozostawiająca czytelnika w dziwnym poczuciu braku możliwości kibicowania komukolwiek – wszyscy są tak samo beznadziejni i niegodni zaufania – chyba, że będą niewolnikami napisanego wcześniej scenariusza. W porównaniu do tego żywe osoby mogą rozczarowywać, a jakże. Piękne szyderstwo z bycia ślepym na związek – choć nie jest to koniecznie coś, czego szukam w mangach Pana Ito.

Miecz Reanimatora w Labiryncie Ojcowskich Uczuć

Z gorzkiej parodii związku idziemy w stronę mrocznego urban fantasy, magicznych mieczy i ożywiania zwłok. Główny bohater spotyka dziwnego maga i dowiaduje się niewygodnych faktów na temat swojej rodziny – bądź co bądź ustawionej i dobrze sytuowanej. Fakty nie są specjalnie satysfakcjonujące zatem kończy się to jak zwykle u Pana Ito sceną pełną makabry i obrzydliwości. Widać, że nie jest to również coś, w czym autor się specjalizuje do dziś. Można się przyjrzeć tej opowieści z ciekawości, by zobaczyć jak tego typu gatunek przechodzi przez ręce mistrza makabreski.

O samych “Ojcowskich Uczuciach” chcę powiedzieć parę słów więcej – wg mnie jest to jedna z trzech najlepszych historii całego tomu, gdzie zaufanie na zasadzie dziecko – rodzic zostaje zerwane na tak wielu poziomach, co prowadzi do wypadków śmiertelnych i samobójstwa. Można to odbierać jako metaforę molestowania lub przemocy w rodzinie, gdzie ojciec, powszechnie szanowany członek rodziny jest panem i władcą. Można też odwrócić monetę i uznać to jako przenośnię kryzysu wieku średniego, gdzie starszy i poważny człowiek po całym życiu oddanym pracy ma w końcu ochotę na zabawę, ale pozycja i prestiż już mu tego zabrania. A może po prostu weźmiemy i połączymy obie strony monety? W każdym razie sam pomysł sprawia, że kiwa się z uznaniem głową i może nie przeraża, ale na pewno dziwi i zaciekawia. Tajemnica rozwija się własnym tempem – jest na to czas, nigdzie nie pędzimy z fabułą i na sam koniec czujemy satysfakcję. Na pewno ja zapamiętam tę historię, psychopatycznego creepy ojca i jego rozbrajającą motywację również.

Co można powiedzieć o następnej historii? Mamy do czynienia z wewnętrznym niepokojem głównej bohaterki, spowodowanym plotkami i przeradzającym się w paranoję. Izolacja podczas wycieczki w górach z przyjaciółką nie pomaga na skołatane nerwy i napotkanie w głuszy starej świątyni, pełnej mnichów widnieje jako pewnego rodzaju rozwiązanie, które samo się nasunęło. Ale czy zaufać religii i buddyjskim mnichom, dość pozytywnie zwykle przedstawionym w popkulturze? Czy za spokojnym, wartościowym wizerunkiem nie kryje się fanatyzm sekciarzy? A może to tylko paranoja? I to przechodzące przez całą opowieść pytanie, które zadaje sobie bohaterka – Czy jestem dobrą osobą? Niepewność względem swojej własnej moralności jest interesującym konceptem – szkoda, że tu ledwie skubniętym.

Dręczycielka z Wioski Syren w Kryjówce Dezertera

Następna opowieść jest kolejną próbą zmagań autora z urban fantasy, trochę kojarzy mi się z dusznym klimatem prowincji, widocznym w grach i filmie Forbidden Siren i szczyptą Silent Hill. Bohater przybywa do rodzinnej wioski, w której wszystko jest nie tak. Opustoszałe domy, ludzie gadający nonsensy i w tle sprawa zaginięć setek noworodków w całej Japonii. W nocy przytłaczający dosłownie odgłos syren i trzepot błoniastych skrzydeł, przynoszących zagładę. Bliscy są już nie tak bliscy, odmienieni zarówno fizycznie jak i psychicznie, a dokoła wzbiera niebezpieczeństwo i straszliwa, mroczna moc. Sama historia to również nie ten Junji Ito jakiego znam i lubię (jak widać łapał się wtedy różnych klimatów), ale widać w tym klika ciekawych rozwiązań – zakończenie niestety rozczarowuje i przywodzi na myśl takie machnięcie ręką autora na to co dalej. Chodźmy jednak dalej, bo dwie ostatnie powieści są tutaj prawdziwą wisienką na torcie i nie powinniśmy się zrażać!

Co mogę powiedzieć o Dręczycielce? Chyba tyle, że jest według mnie najbardziej przerażającą historią tego tomu, a w ogóle brakuje w niej jakichkolwiek elementów nadprzyrodzonych. To, co tu zrobił Junji Ito należy po prostu nagradzać i wychwalać. Sposób w jaki przechodzi od najpierw niewinnego, dziecięcego nękania, aż po prawdziwy, straszliwy sadyzm jest tak płynny, że zanim sobie zdamy sprawę z tego co się dzieje mamy przed sobą potwora w ludzkiej skórze. Ostatni kadr, pokazujący tę potworność w całej okazałości z punktu widzenia osoby, dla której ten potwór jest całym światem jest prawdziwie przerażający. Z pełną świadomością muszę powiedzieć, że jest to najlepsza opowieść tego tomu i jedna z najlepszych historii Junjiego Ito w ogóle.

Nie odczuwając żadnego spadku jakości wczytujemy się na koniec w tytułową Kryjówkę Dezertera, która prowadzi nas klasycznymi tropami opowieści o zemście, spisku i przyjaciołach, którzy okazują się najgorszymi wrogami. Mimo, że cała historia niesie ze sobą klasyczne tropy i rozwiązania, podczas ostatniej wypowiedzianej tam kwestii ciarki przechodzą po plecach. A przecież nie mamy na podorędziu przerażającego body horroru czy straszliwych potworności – odwrotnie – delikatnie uśmiechniętą twarz młodego człowieka – boimy się tego co może się stać – nie tego co się dzieje. I w tym tkwi prawdziwy artyzm.

Rodzina Wykorzysta, Przyjaciele Zdradzą, Kochanek Zabije

Musimy być jednak uczciwi w swojej ocenie i wiedzieć, że cały tom jest bardzo nierówny i przy perełkach, ładnie narysowanych i bardzo ciekawie rozpisanych mamy dziwne historie fantasy lub starsze rzeczy o dziwnej kresce. Opowieści z tomu Kryjówka Dezertera były pierwotnie wydane we wczesnym okresie twórczości Pana Ito, gdzie widać jeszcze brak ustalonej, makabrycznej koncepcji – mamy dziwaczne Urban Fantasy, szydercze metafory i oprócz tego – właśnie to co najfajniejsze – Horror cielesny i psychologiczny na bardzo wysokim poziomie. Zbiór nie obfituje w przerażające wizerunki maszkar, ale między innymi jest kilka naprawdę genialnych pomysłów jeżących włosy na głowie. Postacie są jak zwykle szalenie nieinteresujące, ale umówmy się – nikogo nie obchodzą postacie w komiksach Junji Ito tylko to, co się z nimi potem dzieje. A co do tego możemy być spokojni – nie zawiedziemy się.

Kreska jak już wspominałem jest podobna jakością samym historiom – nierówna. Są bardzo ładnie i przerażająco narysowane opowieści i jest Bio House, przy którym moim zdaniem należałoby napisać jakiś disclaimer, że dalej jest naprawdę lepiej. Obrazki, przedstawiające demonicznego prezesa przy kości często bywają memami ze względu na raczej niewysoką ich jakość. Mimo tego wypadku przy pracy cały tom jest narysowany bardzo ładnie, a im dalej tym lepiej – typowa dla Ito oszczędność przy szczegółach twarzy i piękna (jeśli można tak napisać) szczegółowość przy ukazywaniu makabrycznych scen.

Podsumowując – bardzo polecam zapoznanie się z “Kryjówką Dezertera” i fanom Ito i początkującym, bo różnorodność historii jest spora i każdy zapewne znajdzie coś dla siebie. Jeśli nawet nie chcecie czytać całości – koniecznie zapoznajcie się z Dręczycielką, która naprawdę jest niepokojąca, z Ojcowskimi Uczuciami, które metaforę toksycznej rodziny przenoszą na nowy poziom i z tytułową opowieścią, która jest dobrą, klasyczną i gorzką rozprawą z fałszywymi przyjaciółmi i ogólnie ludzką hipokryzją. Jesień jest idealną porą na tego typu lekturę, gdzie można się zanurzyć w fabule, docenić oryginalne pomysły, parsknąć kilka razy z groteski i może nawet – tak troszeczkę nawet – się pobać? Ale… czy można się przestraszyć, czytając komiks? Sami sobie odpowiedzcie.

Komiks przekazany do recenzji przez wydawnictwo J.P.Fantastica

Dane techniczne:

  • Wydanie: 2016
  • Seria/cykl: Junji Ito Kolekcja Horroru
  • Scenarzysta: Junji Ito
  • Ilustrator: Junji Ito
  • Tłumacz: Ula Knap
  • Typ oprawy: miękka z obwolutą
  • Data premiery: 10.10.2016

 

Die – #1 – Fantastyczne rozczarowanie [Recenzja]

Staruszek Logan – #6 – Życia minione [Recenzja]