in , ,

Bloodborne – tom 1 – Śmierć snu [Recenzja]

Witaj w domu, drogi Łowco!

   Zanim otworzę ten ładnie wydany komiks, najpierw ważę go w ręku, celebrując chwilę. Zapach farby drukarskiej, przyjemna w dotyku faktura papieru i solidna, twarda okładka robi bardzo dobre pierwsze wrażenie, zachęcając do zapoznania się z zawartością. Logo Bloodborne i wizerunek Łowcy na stronie tytułowej co najmniej intryguje, ewentualnie sprawia, że czytelnik czuje się jak w domu – zależy czy miał już przyjemność obcowania z tytułem, który cały ten komiks zainspirował.
Aby mieć to już za sobą – komiks ten został stworzony na podstawie gry video pod tym samym tytułem (Bloodborne) – zanim jednak niektórzy stwierdzą, że wiąże się z tym znamienny adaptacjom tworzonym na siłę brak jakości i odcinanie kuponów na znanej franczyzie, chciałbym zdusić te dywagacje w zarodku. Tym razem się udało – otrzymaliśmy bardzo zgrabnie napisany i narysowany twór, dobrze broniący się jako osobne dzieło, a zarazem w zgrabny sposób korzystający z elementów znanych z gry, bawiący się jej samym meta w szczególny sposób.

Łowca musi polować!

Świat Bloodborne, w którym toczy się opowieść jest bardzo specyficzny i pozostający na długi w wyobraźni. Większość fabuły dzieje się w Mieście Yharnam, dotkniętym straszliwą zarazą, sprawiającą, że mieszkańcy tracą rozum i zmieniają się w przerażające monstra. Do opanowania sytuacji zostają powołani Łowcy, którzy z błogosławieństwem tamtejszego Kościoła niestrudzenie oczyszczają Yharnam z niepożądanego elementu. Kościół zajmuje się uzdrawianiem chorych przy pomocy krwi Starszych Istot, Łowy stają się czymś codziennym, aż do momentu, kiedy wszystko wymyka się spod kontroli, na odpowiednią reakcję jest za późno, a sytuacja przybiera charakter wprost apokaliptyczny. Jest to tylko i wyłącznie wierzchołek góry lodowej całej intrygi, w którą uwikłany jest Uzdrawiający Kościół, Uniwersytet Byrgenwerth i Starsze Istoty.

W jednym wydanym przez Egmont tomie, zatytułowanym “Śmierć Snu”, mamy zawarte dwie historie – tytułową, oraz “Pragnienie Uzdrowienia”. Każda z nich mówi o czymś innym, a nawet można by powiedzieć więcej – ma kompletnie inną formę zarówno narracyjną, jak i strukturalną, nie dając wrażenia monotonii. Ales Kot, odpowiedzialny za scenariusz wykonał kawał świetnej roboty, pokazując swoją znajomość źródła, ale nie zamykając się w jego ramach i stworzył własną, oryginalną opowieść.

Szukaj zatem Bladej Krwi.

“Śmierć Snu” opowiada historię Łowcy, któremu towarzyszymy w poszukiwaniu “Bladej Krwi”, swoistego MacGuffina (termin oznaczający przedmiot, miejsce, cel itp. napędzający fabułę i motywujący działania postaci. Jest ważny nie jako konkretny obiekt, a jedynie stanowi pretekst do rozwiązania i przebiegu akcji) z samej gry. Przedziera się on przez ogarnięte szaleństwem i pożogą Miasto Yharnam, napotykając na swojej drodze pewne dziecko, którego wygląd i pewne specyficzne cechy sprawiają, że widzi w nim cel swojej wędrówki. Postanawia je chronić, zatem wyruszają razem na wędrówkę “jak najdalej stąd”, ścigani przez tajemniczą Bestię, postępującą za nimi krok w krok. Podróż jest pełna niebezpieczeństw oraz egzystencjalnych rozważań.
Dla znających grę “Śmierć Snu” ma jeszcze drugie dno, świetnie ukazane w meta fabuły – w pewnym momencie po śmierci jednej postaci w kadrze pojawia się wielki napis “Nie Żyjesz” (widziany w grze bardzo często), spotykamy wielu znanych bohaterów niezależnych i nawet jednego “Bossa”. Autor pokusił się o pokazanie szeregu charakterystycznych broni czy nawet ciosów specjalnych, oraz mechaniki Wglądu (Insight). Podsumowując – Gracze będą się czuć jak u siebie w domu, wyszukując smaczki – unikną również znużenia, gdyż nie mamy tu wiernej adaptacji wydarzeń, tylko te same dekoracje. Ja osobiście bawiłem się przednio, mimo dość onirycznego charakteru historii.

W Yharnam nie ma prawdziwego uzdrowienia.

“Pragnienie Uzdrowienia” jest drugą historią, opowiedzianą bardziej klasycznie. Poznajemy tam dwóch bohaterów – Księdza Clementa i Lekarza Alfrediusa, łączących siły by rozwiązać zagadkę Choroby Spopielonej Krwi, nękającej mieszkańców Yharnam. Obaj reprezentują dwa odległe od siebie sposoby myślenia (wiara i nauka) i często się spierają, nadając charakteru swoim spotkaniom. W tle widać w jaki sposób funkcjonuje Miasto Yharnam jeszcze przed swoim upadkiem, oraz działanie jego organizacji – szczególnie Uzdrawiającego Kościoła.
Warto zwrócić uwagę na to, co się dzieje w tle – z początku widać ludzi, następnie uchodźców z
tobołkami, później już jest tylko gorzej – dzięki temu jesteśmy mimowolnymi świadkami powolnej śmierci całej znanej bohaterom rzeczywistości. Nie ma co się oszukiwać – świat przedstawiony w Bloodborne jest skazany na porażkę, mamy to boleśnie uświadomione i znamiennym do tego właśnie są ostatnie słowa jednej z postaci, występujących w tej opowieści – “Obyście wszyscy zginęli w męczarniach”. Poruszająca, dobra historia ze śledztwem na pierwszym miejscu i apokalipsą w tle.

Tłumaczenie jest poprawne, stylizowane, czasami niestety trzeba się zatrzymać przy wypowiedziach, żeby zrozumieć ich sens lub ustalić co jest nazwą własną a co nie… Mimo tego, jest satysfakcjonujące i liternik wykonał swoją pracę w miły dla oka sposób.

Czy Ty… Je widzisz?

Parę słów o oprawie graficznej, za którą odpowiada Piotr Kowalski (rysunki) i Brad Simpson (kolory). Moje odczucia są bardzo pozytywne, rysunek jest szkicowy, nie podkreślony grubą kreską, ale również umiejętnie cieniowany. Postacie wychodzą poprawnie, spełniają swoją rolę, ale co Kowalski robi z tłami, obrazami samego miasta i jego wspaniałej architektury, ruin czy po prostu krajobrazów, zasługuje na osobne wspomnienie. Niektóre kadry są zwyczajnie piękne. Uwagę przykuwają również niepokojąco narysowane potwory, szczególnie na pełnostronicowym przybliżeniu – jesteśmy w stanie uwierzyć, że ktoś może się ich obawiać.
Wszystko to jest uzupełnione kolorami Simpsona i jakkolwiek kolorystyka pasuje i jest swoiście stonowana i przyblakła, choć nie wybija się ponad dobrą, rzemieślniczą robotę to efekty świetlne wyszły mu niesamowicie dobrze – każdy dobrze doświetlony kadr dodaje niesamowicie klimatu i od razu widzimy, czy jesteśmy na ulicy pod księżycem, czy w zaciemnionym pomieszczeniu, rozjaśnionym płomieniem ognia.
Ostatnią z rzeczy jest ciekawostka, zawarta w wydaniu Egmontu – dwustronicowy kadr – rozkładówka, który jest hołdem dla Opactwa w Dąbrowie Caspara Davida Friedricha – i za tego typu informacje w dodatkach, szkice postaci plus świetne okładki wydań oryginalnych Titan Comics należy wydawnictwo bardzo pochwalić.

Szukajcie Starej Krwi, ale strzeżcie się ludzkiej słabości.

Bardzo się cieszę, że wydawnictwo Egmont wydało u nas ten komiks. Kot jest odważnym scenarzystą, którego albo się uwielbia, albo nienawidzi, a Kowalski w tym wypadku jest jego idealnym uzupełnieniem, rozświetlonym perfekcyjnie przez Simpsona. Oniryczna atmosfera może odrzucić niektórych, ale gdy da się Bloodborne szansę, dbając o odpowiednią oprawę czytania, potrafi dać sporo radości. Żaden horror oglądany w świetle dnia w grupie roześmianych znajomych nie zostanie zbyt dobrze odebrany – z tym komiksem jest podobnie. Liczę na drugi tom, zawierający Song of Crows i The Veil, Torn Asunder i trzymam kciuki za Egmont, aby stanął na wysokości zadania. Tam znajdziemy jeszcze więcej sennych koszmarów i artyzmu.
Podsumowując, warto przeczytać, zatrzymując się na szczegółach kadrów i uważnie śledząc stylizowane wypowiedzi postaci, które czasem posiadają drugie dno – a jeśli grało się w grę to nawet bardzo warto, a na półce w takim wydaniu prezentuje się wyśmienicie.

Komiks przekazany do recenzji przez wydawnictwo Egmont

Dane techniczne:

  • Wydanie: 2019
  • Seria/cykl: BLOODBORNE
  • Scenarzysta: Ales Kot
  • Ilustrator: Piotr Kowalski
  • Tłumacz: Piotr Czarnota
  • Typ oprawy: twarda
  • Druk: kolor
  • Cena okładkowa: 79,99 zł

Rat Queens. tom 4: Najwyższe fantazje [Recenzja]

Polski komiks na 28. finale WOŚP