in ,

Magazyn “Kawaii” powraca

recenzja obszerna jak trzy oceany razem wzięte

https://s.cdaction.pl/obrazki//Kawaii-1_179ni.jpg

Wrócił! Jak nie przymierzając Aragorn w obronie Gondoru, jak Gojira do centrum Tokio, jak kolejny sezon anime Detective Conan. Nowy (46), a właściwie kolejny, a dokładniej specjalny numer „Kawaii”, czyli: „pierwszego polskiego magazynu dla miłośników mangi i anime” jest już w kioskach, salonach prasowych i wszędzie tam, gdzie jeszcze sprzedaje się papierowe media informacyjno-publicystyczne. Kazał czekać na siebie długich 21 lat, podczas których tylko najstarsi fani kultury i popkultury japońskiej skrywali w swych sercach nostalgię za początkami popularności swojego hobby. Czy wydanie usatysfakcjonuje odbiorców? Czy to tylko epizodyczny come back, czy jednak plan na dłużej? Czy powrót tytułu kultowego wygra pojedynek ze współczesnością? Na te pytania tylko czas może przynieść odpowiedź. Na razie zostaje zakupić najnowszy numer Kawaii, przeczytać go od deski do deski i samodzielnie wystawić ocenę.

Co zatem znajdziemy wewnątrz? UWAGA, UWAGA, W PONIŻSZEJ CZĘŚCI ARTYKUŁU ZAGNIEŹDZIŁO SIĘ KILKA GROMADEK SPOILERÓW WIĘC JEŚLI MASZ NA NIE UCZULENIE POTWIERDZONE PRZEZ LEKARZA NIE CZYTAJ DALEJ DOPÓKI NIE ZAPOZNASZ SIĘ Z TREŚCIĄ NOWEGO “KAWAII”.

Przede wszystkim zdać sobie trzeba sprawę, że wydany numer jest „próbny” jak sam we wstępie przyznał redaktor Paweł Musiałowski. Jako numer specjalny CD-Action (najbardziej rozpoznawalnego w Polsce magazynu o grach komputerowych, z którego wywodzi się Mr Jedi) miał moim zdaniem złagodzić nostalgię i przypomnieć starszym fanom m&a tamte czasy lat 90-tych, kiedy tworzyły się dopiero fundamenty orientalnego hobby w Polsce. Sam, pamiętając radość z czytania kolejnych numerów Kawaii ucieszyłem się również mocno z zapowiedzi POWROTU. I kibicuję żywo, aby magazyn zagościł na dłużej na półkach sklepowych, jednak nauczony przykrymi doświadczeniami z przeszłości, nie do końca wierzę, że „projekt n-letni” sprawdziłby się obecnie.

Ale do meritum, Panowie i Panie Otaku

Układ artykułów jawnie nawiązuje do wydań z przeszłości, ponownie zatem dostajemy takie działy jak „Kawaii News” z zapowiedziami wydawniczymi mang i anime na Netflixie, „Bajki dziadka Darka” (autorstwa Darka Styrmy) o baśni grozy z Dalekiego Wschodu czyli „Botan doro” czy wspominane ze śmiechem lekcje rysowania „Rysuj z Kawaii”. Również recenzje konkretnych tytułów mang i anime napisane zostały w stylu znanym z wcześniejszych numerów. Co do tytułów właśnie, to mamy zarówno recenzje/opisy nowszych serii jak Yuri!!! On Ice, Jojo’s Bizarre Adventures czy Shigeki no kyojin (Atak tytanów) jak i powrót do anime, opisywanych kiedyś szczególnie często jak Neon Genesis Evangelion czy Dragon Ball. Plusem jest wspominanie o starszych tytułach w kontekście ich powrotów w nowych sagach/sezonach.

Cóż tu ukrywać – mnie jako wyjadacza kultury japońskiej, który razem z resztą „starej gwardii” żył kiedy to wszystko zaczęło wyrastać – najbardziej ucieszył artykuł „Anime w Polsce. Narodziny fandomu”. Bo mimo że wciąż jestem fanem mangi i anime i w miarę znam nowsze tytuły, to właśnie tamte sprzed dwudziestu lat wywołują przyjemne ciepło w sercu. Mr Jedi i Tenno ciekawie przypomnieli kolejne stadia rozwoju zainteresowania „chińskimi bajkami” (to pojęcie nadal funkcjonuje w środowisku, choć najczęściej już jako anegdota z zamierzchłych czasów :D) przybliżając kultowe tytuły i starania o ich dostępność na rynku wydawniczym. Myślę, że ten artykuł powinni przeczytać szczególnie młodsi odbiorcy, aby przekonać się, że nie zawsze można było w 30 sekund odnaleźć w internecie informacje o swojej ulubionej serii. Spodobać się też może tekst o historii magazynu, który niezaprzeczalnie wpłynął na obecną dostępność mangi i anime w Polsce. Drugim artykułem, który bardziej przyciągnął moją uwagę był ten, opisujący twórczość japońskiego króla mangowego horroru, czyli Junji Ito.

O stronie technicznej również napisać można kilka rzeczy. Okładka przednia (nie wiem czy to nie masło maślane) oczywiście „krzyczy do nas” w starym, dobrym stylu, przywołując pozytywne wspomnienia. Wewnętrzne strony okładki oraz tył są mini-plakatami. Format wydania różni się od starszych numerów (jak mierzyłem :D) chyba z 1,5 cm na minus. Układ tekstów również inspirowany jest poprzednimi numerami – zdania przeplatane są grafikami. Wzorem CD-Action oraz dawnego “Kawaii” nie zabrakło nieśmiertelnych „humorystycznych” podpisów pod rysunkami, a na ile są one faktycznie śmieszne niech każdy oceni samodzielnie. Pojawiają się tylko 4 strony reklamowe i w większości powiązane są z popkulturą, co przy 100 stronach można zaakceptować.

Aby pozostać sprawiedliwym, należy napisać też o kilku negatywnych aspektach, jakie da się wychwycić. Po pierwsze – rozczarowała mnie mała ilość artykułów o kulturze japońskiej. Jestem fanem mangi i anime, jednak obecnie (już bardziej dojrzale) rozwijam swoją wiedzę o społeczeństwie „Kraju Kwitnącej Wiśni”, jego obyczajach, kulturze, sztuce czy po prostu codzienności. W starych numerach „Kawaii” było takich artykułów nieco więcej, dzięki czemu można było przeczytać nie tylko o „nieposkromionych obrazach”. Teraz pojawiły się raptem dwa (nie liczę tu już wspomnianych Bajek dziadka Darka). Wprawdzie to „pierwszy polski magazyn o mandze i anime” jednak te zjawiska wywodzą się z kultury Japonii i trzeba mieć do niej szacunek i pisać o niej.

Fajnie, że redakcja zaproponowała nowy dział (powinien być to dział) a mianowicie „Cosplay numeru” umieszczając w nim sylwetki współczesnych cosplayerów. Szkoda jednak, że to (jak na razie) tak mały kącik – raptem 1 strona. Zjawisko tworzenia strojów z anime bardzo się rozwinęło w ostatnich latach i z pewnością zasługuje na więcej stronicowego miejsca. Właśnie w pierwszym artykule z zapowiadanego cyklu powinno znaleźć się wiele portfolio cosplayerek i cosplayerów z Polski i zagranicy. Zatem wywiad z Małgosią Janikowską – czołową uczestniczką międzynarodowych konkursów cosplay cieszy, jednak pozostawia też pewien niedosyt. Jeśli faktycznie dane będzie Kawaii istnieć dłużej niż jeden nowy numer, dział ten powinien zostać rozszerzony i regularnie umieszczany. Myślę, że taki zabieg przyciągnąłby młodszych fanów mangi i anime, często będących równocześnie cosplayerami.

O drobnych błędach edycyjnych jak złe podpisy pod grafikami, czy chochliki językowe nie będę pisał, bo jest ich dosłownie kilka i mogą zdarzyć się w każdej gazecie. Muszę jednak mocniej zapłakać nad bonusem, dołączanym do wydania, czyli plakatem. No cóż, moje rozczarowanie może wynikać z dobrych wspomnień w tej sferze a przez to tożsamych oczekiwań. Do “Kawaii” dołączane były plakaty już wcześniej, ale wtedy zawsze trzymały przyzwoity poziom. Były bowiem drukowane na grubszym papierze (przynajmniej w większości) a poza tym w formacie A2. Można było nimi świetnie ozdobić sobie ściany w pokoju i patrzeć na rysunkowe piękności i super-wojowników (w zależności od preferencji „gatunkowych”) przez całe dnie. Obecnie dołączony plakat (a właściwie dwa – po dwóch stronach tej samej „kartki”) nie dość że na papierze o niskiej gramaturze, to jeszcze w formacie niecałe A3 wprawił moje oblicze w mieszankę troski, zmartwienia i stopniowo powiększanej irytacji. Toteż nie przejąłbym się wcale, gdyby tego wątpliwej jakości bonusu nie dodawano, jeszcze dumnie chwaląc się tym na okładce.

Podsumowując zatem te osobiste odczucia po rendez-vous z nowym Kawaii (chciałbym też powrotu Kawaiiki ;)) cieszę się z faktu tego powrotu, jestem zadowolony z lektury wywołującej przyjemną nostalgię i kibicuję dalszym losom, nie wpadając jednocześnie w nieposkromioną euforię i zdając sobie sprawę, że to mogło być tylko przelotne spotkanie, które jednak również trzeba docenić. Młodszym fanom radzę – kupcie i przeczytajcie, bo warto, a starszym – postarajcie się dokonać zakupu w kiosku, próbując wytłumaczyć poczciwej Pani kioskarce, co chcecie kupić. Zaręczam, że poczujecie się jakby czas stanął i mamy wciąż rok 97’, 98’, 99’…

Poglądy wyrażone w artykule są wyłącznie poglądami autora tekstu, a nie oficjalnym stanowiskiem redakcji portalu

“Raven. Czarna wrona” [zapowiedź]

AHOY Comics [nowe idzie #6]