Tsutomu Nihei raczej nie jest najpopularniejszym mangakom w naszym kraju, dlatego na rynku do wyboru mamy tylko jedną serię jego autorstwa – Blame! od wydawnictwa JPF. Jest za to jednym z najlepszych i najoryginalniejszych autorów z Kraju Kwitnącej Wiśni, dlatego nie mógł być zignorowany. I nie jest. Co prawda na kolejne jego mangi po polsku trzeba długo czekać, ale za każdym razem jest warto. I nie inaczej rzecz ma się z NOiSE, prequelem opus magnum Niheiego, Blame!, który bardzo wiele dopowiada do tej enigmatycznej opowieści, nieprzestającej pobudzać wyobraźni tych, którzy ją przeczytali.
Wydarzenia dzieją się oczywiście wieki przed wydarzeniami z głównego wątku, kiedy świat nie był jeszcze tak rozwinięty, a nauka zaawansowana. W tym świecie poznajemy policjantkę z wydziału do spraw nieletnich próbującą rozwiązać sprawę porywanych dzieci.
Kolejne kroki śledztwa zadowalająco mnie wciągały, a zdające się obserwować poczynania detektyw tajemnicze demony nadawały poetycznie mrocznego klimatu. Jej profil czułej i wrażliwej policjantki nie musiał być choćby o źdźbło oryginalniejszy aby ulepszyć historie, ona jako po prostu dobra dusza starczyła całkowicie dla fabuły. Pasowała do całokształtu okrutnego świata. Podsumowując fabuła była spójna i ciekawa, przyprószona niewątpliwie głębszym dnem. Ale i tak stanowiła bardziej tło do rysunków i klimatu grających zauważalnie pierwsze skrzypce. Przysłaniały mój zachwyt nad czymkolwiek innym.
Autor jest jednym z zaobserwowanych mi japońskich rysowników, którzy umyślnie rysują twarze mangowo gładkie z minimalistycznymi cieniami, nakreślając usta i nos zaledwie paroma kreskami, dzięki czemu czemu są one bardzo widoczne na tle skrzętnie narysowanego, praktycznie wszystkiego innego. Nihei jedynie rysuje oczy dość małe w dużym odstępie od siebie i… czasem lekko krzywo, co ku mojemu zdumieniu, spodobało mi się. W jakiś sposób podsycało to dramatycznie mroczny klimat. Wśród mocno kontrastowym brudu cieni, plątaninie rur i kabli twarze postaci ziały bladością i smutkiem.
Okazyjne plansze pokazujące więcej budynków zapierały mi dech swoim przytłaczającym ogromem i dokładnymi szczegółami – po przyjrzeniu się w tą kaskadę wydających się niechlujnie postawionych kresek. Zależnie od klimatu planszy linie stawały się mniej krzywe i skomplikowane. To samo dotyczyło stroi bohaterów. Czy to mundur detektyw czy później jej zwykła, nieskazitelna i najprostsza sukienka, czy końcowy (prawdopodobnie) skafander sci-fi i fantasy równocześnie, czarny, kościsty, drapieżny. Demony oprócz oczywistej funkcji horroru, były poetycko nihilistyczne, bardzo majestatyczne pomimo organicznych i kościstych akcentów, które miały uczynić je groteskowe. Tak samo jak motywy i fabularne zagrania związane z nimi.
Jedynego czego mi zabrakło w tym dodatku to większa ilość stron, gdyż jest praktycznie o połowę cieńszy od standardowego tomu z głównej historii. Można by jeszcze bardziej dopracować drobiazgi w historii.
Tak jak cała seria Blame! wydanie jest piękne, papier wysokiej jakości i całkowity brak błędów w druku czy tłumaczeniu. Jestem zachwycona, ponieważ nie jestem gorliwą fanką tak dużych wydań w miękkiej oprawie, a format Blame! jest największy ze wszystkich wydanych przez wydawnictwa mang. Ten komiks pokazał mi, że mogę mieć najlepszą jakość w takim wydaniu i rozwiał mój sceptycyzm co do rozmiaru.
Bardzo polecam całą serię sześciu ogromnych tomów Blame! jak i ten tom zero jako dodatek do kolekcji. Sycące zmysły połączenie mrocznego sci-fi i fantastyki ze spójną fabułą.
Dane:
- Scenarzysta: Tsutomu Nihei
- Ilustrator: Tsutomu Nihei
- Wydawnictwo: JPF – Japonica Polonica Fantastica
- Format: 176×250 mm
- Liczba stron: 190
- Oprawa: miękka
- Papier: offset
- Druk: cz.-b.
- ISBN-13: 9788374717427
- Data wydania: 29 maj 2020
- Cena okładkowa: 42,00 zł