in , ,

Gyo – Odór Śmierci – Junji Ito [Recenzja]

Co by się Stało, Gdyby…

Witamy serdecznie w centrum ohydy, smrodu i rozkładu, zaserwowanym nam przez mistrza kuchni i oczywiście autora – Junjiego Ito, którego swawolne smaki i zapachy zostaną z Tobą jeszcze długo po samej lekturze. Zaufaj mi – “Gyo – Odór Śmierci” (z jap. gyo – ryba), wydany przez J.P.Fantastica ma w sobie do zaoferowania sporo – od obrzydliwego epatowania makabrą i body horrorem po absurdalnie śmieszną groteskę, gdzie zwyczajnie łapiesz się za głowę w niedowierzaniu, a zarazem kiwasz nią w uznaniu nietuzinkowych pomysłów.

Cały komiks mieści w sobie jedną dłuższą opowieść (tytułową), oraz dwie krótsze – osobne, które postaram się omówić na samym końcu niniejszej recenzji – skupmy się jak na razie jednak na samym mięsie, które już mocno zepsute i wionie w naszą stronę w zaskakująco zachęcający sposób. Głównym protagonistą historii z rybą w tytule jest niejaki Tadashi. Młody człowiek, starający się nieba przychylić swojej wybrance o imieniu Kaori, którą zabrał na Okinawę, aby razem spędzić wolny czas. Niestety, Kaori ma bardzo wrażliwy węch i męczy ją zapach morza, ryb i w końcu również jamy ustnej wybranka, co kończy się sporą kłótnią. Wszyscy są skupieni na swoich małych sprawach, a przyczajony, ucieleśniony smród zakrada się nieubłaganie do bezpiecznej, sterylnej łazienki i czeka na swój czas, aby objawić się w pełnej krasie…

Wcale Nie tak na Niby…

Autor tym razem sięga po spory wachlarz ludzkich fobii, biorąc na tapetę istoty z głębin oceanu (od małych rybek poprzez rekiny żarłacze, kończąc na olbrzymich wielorybach), obcą technologię, szaleństwo i obrzydliwe przemiany ciała, jego rozkład i przeraźliwy smród, towarzyszący temu procesowi. Z początku małe ryby, biegające po suchym lądzie jak oszalałe na swoich pająkowatych, metalicznych nogach nie straszą, raczej rażą dziwnością, ale gdy pojawia się swoista scena w stylu “home invasion” wykonana przez sporych rozmiarów rekina – jestem kupiony. Doskonała reżyseria sytuacji, strach przed nowym rodzajem drapieżnika, który doskonale sobie radzi dzięki swym stalowym kończynom i nieubłaganie sunie w kierunku przerażonej zdobyczy to jest naprawdę coś.

Co ciekawe, prócz strachu i obrzydzenia jest tu także miejsce na sporo czarnego humoru. Czego tu nie ma – Czołgi ostrzeliwujące i goniące rybę-miecz, uciekającą na pajęczych nogach, gdzie indziej szalony cyrk, w którym występują koszmarnie zmienieni ludzie i zwierzęta… Najbardziej w pamięci jednak pozostała mi rozkładająca się ryba o ostrych nogach, latająca w napełnionej gazem reklamówce i prześladująca bohaterów, uporczywie za nimi podążając. To są pomysły tak szalone i bezkompromisowe, że ocierają się moim zdaniem o geniusz.

Na Ląd Wybiegły Ryby…

Rysunki są porządne, standardowe jak na Pana Ito – czyli mamy zwyczajne osoby, nawet protagonistów – z twarzy podobnych zupełnie do nikogo i dających się zapomnieć po jednej chwili. Za to gdy rozpoczyna się przedstawianie dziwnych wytworów wyobraźni autora, skrzydła pokręconej estetyki rozwijają się bardzo szeroko, epatując obcością, obrzydliwością i fantastycznym body horrorem, dzięki któremu Gyo jako opowieść jest właśnie niezapomniana i dzięki czemu po lekturze ma się ochotę wziąć prysznic (syndrom Kaori?). Nie można też nie wspomnieć o bardzo fajnym sposobie ukazywania szeregowych mieszkańców miast, dotkniętych “plagą biegających ryb” – jest to ciekawy zabieg dorzucający poczucie zakłócenia typowej beztroskiej, schematycznej codzienności – w jednym miejscu policja tłucze wredne ryby miotłami, gdzie indziej ludzie skarżą się na przeraźliwy smród, a scena z ucieczką z wody przed rekinem na plażę i kontynuacja tego co się później dzieje na lądzie to istny klasyk.

Oczywiście nie jest to typowa opowieść Junjiego Ito – mało która jest na tyle skupiona wokół jednego tematu na tak długi czas – widać, że autor również skacze w bok klimatem od czasu do czasu, rozwalając całą immersję świata stworzonego i wrzucając w całość cyrk pełen szaleńców, którzy wyglądają jak doklejeni z całkowicie innej bajki. Czujemy dyskomfort widząc ich, tracimy grunt pod nogami, bo coś wymyka się schematowi? Jak najbardziej tak i tu właśnie leży punkt graniczny tego zeszytu – albo kupujesz te dziwaczne puzzle od Pana Ito, albo wolisz trzymać się znanej i bezpieczniejszej sfery grozy i groteski. Ja ze zdziwieniem przyjąłem ten dziki pomysł, rozśmieszył mnie i nawet chciałem więcej podobnych obrazków – niestety – byłem autentycznie zawiedziony gdy dotarłem do końca tej jazdy bez trzymanki.

Zakute w Stalowe Dyby?

Pozostałe dwie, krótkie historie są na pewno warte wspomnienia – krótki, błyskotliwy “Dramat pod Głównym Filarem” bierze w zabawny sposób na tapetę wizerunek ojca rodziny jako podpory i filaru domostwa, traktując to nieco zbyt dosłownie. Pan Ito puszcza nam oko, naśmiewając się z tego w znajomy nam , makabryczny sposób.

Co do “Uskoku na Górze Amigara” to nie bez powodu jest on nazywany jednym z ciekawszych dzieł autora – otóż na skutek lawiny ujawnia się dotychczas ukryta ściana górska, pełna otworów o kształtach dziwnie przypominających ludzkie sylwetki. Niespodziewanie wiele osób przybywa na miejsce, jakby ciągnięta podświadomym impulsem, zaczynają się dziwne sny i próby znalezienia “tej właśnie jedynej”. Zakończenie jest wprost kapitalne i ja osobiście chylę czoła, bo to jedna z lepszych rzeczy jakie czytałem od Junjiego Ito. Pamięć genetyczna, przerażające znaczenie szczelin skalnych, tajemnica… To jest wszystko to, co lubimy najbardziej.

Podsumowując, mógłbym tę pozycję polecić jako kolejną po Uzumaki, lub po którymś z tomów krótkich historii grozy. Trzeba jednak pamiętać, że jak kogoś brzydzą ryby lub rozkład ciała lub po prostu body horror, to zjedzmy nasze pyszności najpierw lub po, ale niespecjalnie w trakcie, bo może nam w pewnym momencie naprawdę przestać smakować. Co jest jedynie przestrogą, bo powtórzę jeszcze raz – “Gyo – Odór Śmierci” to pozycja od Pana Ito, którą zwyczajnie wypada znać. A potem wziąć prysznic. I poprawić krótkim, fantastycznym “Uskokiem na Górze Amigara” – to już po prostu wstyd nie znać. Ja już się nie wstydzę i polecam to uczucie każdemu.

Komiks przekazany do recenzji przez wydawnictwo J.P.Fantastica

Dane techniczne:

  • Wydanie: 2013
  • Liczba Stron: 400
  • Scenarzysta: Junji Ito
  • Ilustrator: Junji Ito
  • Tłumacz: Paweł Dybała
  • Typ oprawy: miękka z obwolutą
  • Data premiery: 19.03.2013

 

Klub Detektywów [Recenzja]

Stranger Things – #3 – Prosto w ogień [Recenzja]