in , ,

Final Incal oraz po Incalu (wydanie limitowane)

Jodorowsky-Ladronn-Moebius

Wydawnictwo Scream postanowiło przypomnieć nam o Johnie Difoolu i Incalu. I zrobiło to w jak zwykle bardzo przyzwoity sposób. Co do samego komiksu, jest to oczywiście kontynuacja znanej serii z lat osiemdziesiątych. Incal oryginalnie był świetną historią, genialnie wręcz zobrazowaną przez Moebiusa, jednego z Hegemonów francuskiego komiksu. Twórcy tak dobrego, że maczał swoje zdolne palce jako twórca koncepcji graficznych do filmów o obcym (Obcy- ósmy pasażer Nostromo) czy trochę bardziej mainstreemowych jak „Piąty Element”, czy tez klasyczny „Willow”. Incal idealnie tez się wbił w swoje czasy, świetna space opera, z wyrazistymi bohaterami na stałe zapisała się w historii komiksu.

Serie które później uzupełniały swiat Incala, typu Metabaronowie, niekoniecznie dobrze się przyjęły w Polsce. Tym bardziej, że pojawiły się u nas sporo po oryginalnym Incalu. Tym razem Jodorowski, twórca i scenarzysta wraca w towarzystwie innego rysownika… i tego samego również. Już wyjaśniam w czym rzecz. To wydanie, które jednocześnie jest limitowane, zawiera dwie historie, podobne i różne zarazem. Po Incalu jest komiksem za którego stronę graficzną odpowiada Moebius, jest to wstępna koncepcja, która została rozwinięta w późniejszym okresie przez Ladronna razem z Jodorowsky’m. Początkowe założenia były te same, ale każdy z artystów poszedł swoją drogą i kazdy po swojemu opowiedział tą historię. Od razu uprzedzę wszystkich miłośników Moebiusa, tutaj strona wizualna jest bardzo uproszczona i trochę odbiega od tego do czego ten autor nas przyzwyczaił. To inny styl ale dalej przyciągający wzrok.

Z tego komiksu myśl przewodnia została na nowo przerobiona przez Jodorowsky’ego która ewoluowała w cykl Final Incal. I to bardzo przyzwoita opera kosmiczna z dużą ilością nawiązań do klasyki sci fi, z fajnymi rozwiązaniami fabularnymi. Czy lepsze niż oryginał? Osobiście sądzę, że nie. To dalej jest dobry komiks, ale brakuje tego ulotnego pierwiastka który zadecydował, ze pierwszy Incal był tak wielbiony. Niemniej czyta się świetnie, nawet nie znając pierwotnej serii.

Komiks zaczyna się jak i poprzednie, niemal kultową już sceną spadającego w dół Johna Difoola w Mieście-szybie. I tutaj mała dygresja, jeżeli nie znacie Incala, postarajcie się najpierw zapoznać z początkiem tego komiksu, co również umożliwi wam wydawnictwo Scream. Final Incal z założenia ma zamknąć ten cykl już, i wiele z nawiązań może wam umknąć lub być niezrozumiałe.

John, nasz pokraczny bohater, spada i nie tylko to jest jego problemem. Totalny brak pamięci dlaczego i co się właściwie stało, również może przeszkadzać. Zostaje uratowany i jednocześnie porwany a wszystko co się dzieje dalej przypomina mu koszmar. Robogliny które uratowały go mają swoje z nim porachunki. Działające na polecenie mózgu centralnego roboty już mają unicestwić biednego i ciągle nic nie rozumiejącego Johna, któremu w sukurs przyjdzie wielki latający robal. Nasz bohater za chwilę znajdzie się w samym środku konfliktu pomiędzy siłami dużo silniejszymi niż on sam. Z jednej strony przyjdzie mu się zmierzyć ze zdeprawowanym nowym prezydentem miasta-szybu, który prowadzony i podjudzany przez mroczną bestię zwaną Benthacodem, zamierza zniszczyć całe bio życie na planecie i w kosmosie. Z drugiej strony konfliktu znajdzie się m.in. Zakon Technokapłanów, który tą bestię stworzył i władca galaktycznego imperium, na którego prośbę zakon będzie działał.

Pięknie zawiązana intryga będzie obfitować w wiele zwrotów akcji, od genialnej walki miliona maszyn z milionem insektów, gdzie roboty będą starały się zniszczyć wszelkie biologiczne życie i będą na dobrej drodze by tego dokonać. Do pomocy Johnowi przybędzie jeszcze… trzech innych Johnów Difoolów. Pozostali to tak naprawdę będą alternatywne wersje naszego bohatera, ale jakże zupełnie inne. Pojawi się Adonis – piękniejsza jego wersja, Swami – buddyjsko/Hare Krisznowa wersja i Anioł. I tylko jeden z nich będzie w stanie odnaleźć ukochaną z tego wymiaru.

O tym dlaczego jest ona tak niezbędna do ratowania wszechświata, dlaczego i przez kogo  Anioł został zgwałcony i dlaczego ruch oporu będzie jeździł na gigantycznych szczurach dowiecie się tego komiksu.

Jeżeli nastawiacie się na naprawdę przyzwoity kawałek kosmicznej awantury to się nie zawiedziecie. Komiks trzyma przyzwoity poziom nawiązując do swojego wielkiego poprzednika i udaje mu się całkiem nieźle zamknąć trylogię. Rysunkowo Ladronn świetnie oddaje technologiczne miasta przyszłości i wręcz genialnie sprawdza się w scenach batalistycznych.

Jak różne podejście do tematu mieli rysownicy, możecie sami ocenić porównując Final Incal oraz Po Incalu. Sama historia, mimo, że pełna nawiązań do poprzednich części broni się pod każdym względem. W latach 80tych na fali fascynacji sci fi mogłaby sporo namieszać i nawet uchodzić za kultową. Po ponad 30stu latach może delikatnie trącić myszką, ale dalej jest to kawał przyzwoitego komiksu.

Twarda, lakierowana okładka i dbałość o szczegóły wydania, to już taki standard dla tego wydawnictwa. Tak wyśrubowany, że naprawdę zdziwiłbym się gdyby tego, jakże zacnego poziomu nie trzymali. Scream wie jak wydawać komiksy. I ma zaskakująco dobry gust jeżeli chodzi o wybór historii.

Warto się zapoznać z klasyką. Uwaga, tylko dla dorosłych.

Polecam serdecznie.

 

Dane techniczne:

  • Scenarzysta: Alejandro Jodorowsky
  • Ilustrator: Moebius, José O. Ladrönn
  • Wydawnictwo: Scream Comics
  • Wydanie: 2021
  • Format: 210×280 mm
  • Liczba stron: 224
  • Oprawa: twarda
  • ISBN-13: 9788366291836
  • Data wydania: 2 lipiec 2021
  • Cena detaliczna: 149,99 zł

Zagor – Tom 2 – Zdrada! [Recenzja]

Przekleństwo Pythosa. Herezja Horusa [Recenzja]