Gdy pół roku temu obejrzałem pierwszy sezon Łowców Trolli, byłem zachwycony. 26 odcinków wchłonąłem w cztery dni. Drugi sezon serialu zajął mi jeszcze mniej czasu. 13 odcinków zaliczyłem w dwa wieczory.
Co sprawiło, że prawie 30-letni facet wciągnął się w serial dla najmłodszych? Być może tęsknota za klasycznie pojmowanym starciem dobra ze złem, którego w serialu Netflixa nie brakuje. A może nazwisko twórcy tej animowanej produkcji, którym jest Guillermo del Toro. Miałem początkowo obawy, co do nowego dzieła meksykańskiego reżysera i producenta. Del Toro znany jest z rzeczy wielkich (np. Labirynt Fauna), ale też i marnych, szczególnie ostatnimi czasy (serial The Strain czy film Pacific Rim). Obawiałem się, że i tym razem dostaniemy ładnie opakowaną wydmuszkę. Mile się jednak zaskoczyłem.
Łowcy Trolli opowiadają historię młodego chłopaka, Jima Lake’a Juniora, który po znalezieniu magicznego amuletu, zostaje obrońcą podziemnego miasta trolli, zwanego Targowiskiem. Jest pierwszym w historii łowcą człowiekiem. Ma nie tylko rozwiązywać bieżące problemy związane z funkcjonowaniem osady (zabawne sytuacje ze złodziejskimi krasnoludami), ale i nie dopuścić do powrotu Gunmara Czarnego, najbardziej plugawego trolla na świecie. Nie jest mu łatwo dostosować się do nowej roli, jednak może liczyć na pomoc wiernych przyjaciół. Niektórzy są z nim od początku (Bobek, Blinky, AAARRRGGHH!!!), inni dołączają do niego w późniejszych odcinkach (Clare, Draal, Nieenrique). W pierwszym sezonie młody Jim mierzy się z szeregiem groźnych istot, na czele z synem Gunmara, Bularem, oraz z Angor Rotem, mitycznym trollem, znajdującym się na granicy życia i śmierci. Musi także odzyskać brata swojej ukochanej, Clare Nunez, który został wymieniony na trolla nieczystego (potrafiącego przybierać postać osoby, w którą się wciela) i przebywa w Krainie Cieni, miejscu zesłania Gunmara.
Fabuła wydaje się skomplikowana, jednak to ona świadczy o sile serialu. Łowcy Trolli nie są zwykłą historią o superbohaterze i konsekwencjach jego wyborów. Jim jest człowiekiem, istotą o wiele słabszą od swoich antagonistów. Wszystkie swoje niedociągnięcia musi nadrabiać sprytem i inteligencją. Popełnia błędy, kieruje się emocjami, ale z każdej sytuacji stara się czerpać naukę. Szkoli się, rozwija swoje umiejętności (pomaga mu w tym zbroja, poszerzająca arsenał ofensywny i defensywny) i wie, że sam by nie dał rady w starciu ze złem. Jego prawdziwą mocą są przyjaźń i miłość. Jego druhowie towarzyszą mu w każdej sytuacji i stanowią zarówno jego siłę, jak i słabość. Dlatego też po tragicznych wydarzeniach pod koniec pierwszego sezonu, Jim postanawia samotnie wyruszyć do Krainy Cieni, by odzyskać małego Enrique.
Samotna podróż do złowrogiego świata okazuje się dla młodego bohatera istną lekcją pokory. Jim przekonuje się, że bez przyjaciół niewiele znaczy, że jego zbroja nie da mu tego, co cenne rady Blinky’ego czy pomoc w walce ze strony Clare i Bobka. To w tym świecie poznajemy Gunmara Czarnego. O ile w pierwszym sezonie był on jedynie złowrogą opowieścią, o tyle w drugim staje się namacalnym antagonistą głównego bohatera. Postać Gunmara jest jednym z najjaśniejszych punktów nowego sezonu Łowców Trolli. To istota, będąca zwierciadlanym odbiciem poczciwego Jima. Zła, wykorzystująca inne trolle do swoich celów, dążąca do dominacji nad światem. Młody bohater, chcąc go pokonać, musi nie tylko zdać się na pomoc swoich przyjaciół, ale i tworzyć nowe sojusze z istotami, z którymi wcześniej wojował (zarówno ludźmi, jak i trollami).
W tym miejscu warto wspomnieć o postaci, której zabrakło w drugim sezonie Łowców Trolli. Mowa o Strickerze, istocie tyleż złowieszczej, co niejednoznacznej. Strickler to nieczysty, troll zmieniający postać, który w pierwszym sezonie napędzał Młodego Atlasa do działania. Do końca nie wiadomo, jaki przyświeca mu cel. Z jednej strony, jest poddanym Gunmara, z drugiej zaś darzy młodego Jima sympatią i szacunkiem. Można odnieść wrażenie, że w nieczystym trollu toczy się wewnętrzna wojna między lojalnością wobec władcy, a ojcowską miłością wobec łowcy. Te niezdecydowanie Stickera było jednym z motorów napędowych pierwszego sezonu.
Do wad zaliczyć można również mniejszą liczbę odcinków serialu. O ile w pierwszej części było ich 26, o tyle w drugiej jest ich tylko 13. Być może wynika to z faktu, że Netflix we współpracy z Del Toro zamierza rozbudować “świat” Arkadii o inne opowieści (planowane są seriale o kosmitach oraz o czarodziejach i wróżkach), a tym samym stworzyć większe uniwersum na miarę chociażby serialowego Marvela. Mniejsza liczba odcinków pozostawia jednak uczucie niedosytu, tym bardziej, że od 11 odcinka historia przyspiesza i pozostawia nas z kilkoma niedomkniętymi i bardzo intrygującymi wątkami.
Wyżej wymienione wady nie wpływają jednak na całościowy odbiór drugiego sezonu Łowców Trolli. To nadal przejmująca historia o przyjaźni i poświęceniu. Młody Jim ukazuje, czym jest prawdziwe bohaterstwo i pokazuje to nie tylko najmłodszym widzom, ale i starszym, którzy już powoli zapominają, że dobro zawsze zwycięży zło. Tak więc… “Na wieczną chwałę Merlina, światłości bądź mi orężem”.
PS. Zasada nr trzy: “celujcie zawsze w fiflaki”.