in , , ,

Co nie gra w nowym Panu Samochodziku?

Po premierze trzeciego sezonu Wiedźmina platforma Netflix uraczyła nas premierą produkcji, która w zamyśle miała być filmem na podstawie kolejnej kultowej polskiej serii książek. Tym razem padło na książkę Zbigniewa Nienackiego Pan Samochodzik i Templariusze.

Nikomu nie trzeba udowadniać, że Pan Samochodzik jest serią kultową. Wydawana jest do dnia dzisiejszego. Pierwsze 12 tomów napisał Zbigniew Nienacki. Po uzyskaniu praw przez Wydawnictwo Warmia seria została wznowiona i kontynuowana przez kolejnych autorów. 

Pan Samochodzik to na pewno bohater dla osób, których młodość przypadła między latania 60 a 80 ubiegłego wieku. Na pewno czytając mój tekst, część z was będzie się zastanawiać, dlaczego osoba w moim wieku, pisze na temat nowego filmu Netflixa w porównaniu do książki i serialu. Przecież jestem za młoda, żeby go znać. Właśnie, że nie. Z chęcią odeślę was do mojego poprzedniego tekstu o serialu Samochodzik i Templariusze. Od razu powiem też, że nie jestem ekspertem od Pana Samochodzika. Przyznam, że przeczytałam tylko Wyspę Złoczyńców i Templariuszy. A wspomniany serial uwielbiam i widziałam go niezliczoną ilość razy. Po obejrzeniu nowej „ekranizacji” i mimo mojej małej wiedzy złość na zawarte w filmie nieścisłości przerodziła się w ten tekst. Ostrzegam, że będzie on zawierał spoilery.

Od pierwszych minut nowa ekranizacja Pana Samochodzika i Templariuszy delikatnie mówiąc — zaczęła mnie irytować. Zostaliśmy, bez wyjaśnienia, wrzuceni w środek akcji. Pan Samochodzik przecina ogrodzenie, wchodzi na teren jakiegoś składu drewna. Następnie biegnie po stosach kłód i jest ścigany przez tajemniczą postać, która wygląda, jakby urwała się z innego filmu (w pierwszych chwili miałam wrażenie, że z westernu) i zaczyna rzucać nożami. Sceny przywodzą na myśl filmy o Indianie Jonesie. Późnej jesteśmy świadkami pościgu samochodowego niczym z Bonda. Wszystko okraszone muzyką, która tylko podkreśla to skojarzenie. W wyścigu do latarni bierze udział Samochodzik, Kapitan Petersen (!) i tajemnicza postać. I tu było moje pierwsze „że co?!” Po obejrzeniu zwiastuna nie miałam wielkich oczekiwań co do tego filmu, ale od tego momentu jakikolwiek kredyt zaufania do tej produkcji prysł. Wracając do fabuły. Po pościgu i spektakularnej walce w latarni morskiej Pan Samochodzik odnajduje miejsce, gdzie ukryte jest to czego szukał. Swoim wehikułem wypływa na pełne morze. „Parkuje” przy skalnej wyspie i nurkuje, by po chwili, niczym Pani Jeziora z Ekskaliburem wynurzyć się z głębin, trzymając w ręku krzyż. Szczerze podziwiam każdego wiernego fana pierwowzoru, który w tym momencie nie wyłączył filmu.

Nie będę już streszczać filmu minuta po minucie, bo to nie tego rodzaju tekst. A film nie jest tego wart. Skupię się na kolejnych „kwiatkach” i pomysłach twórców, które mnie tak zirytowały.

Reżyserem filmu jest Antoni Nykowski, a za scenariusz odpowiada Bartosz Sztybor. Postawili oni na opowieść delikatnie nawiązującą do książkowego pierwowzoru. Zostawili część bohaterów, dali im nowe cechy charakteru i przygody. Całą historię umiejscowili w nieokreślonej przeszłości, wzorowanej na latach 70 ubiegłego wieku. Uważam to za podejście nielogiczne i asekuranckie. A dlaczego? Ponieważ akcja książki dzieje się w podobnym okresie. A skoro chcieli zrobić coś swojego, to dlaczego nie napisali tej historii na nowo, we współczesności. Jak by wyglądał wehikuł Pana Samochodzika, teraz kiedy mamy wszechobecne komputery, tablety, telefony i Internet. Niewątpliwie odświeżyłoby to serię i ściągnęło nową rzeszę fanów.

Wspomniałam wyżej o postaciach. Już na początku filmu widzimy pierwszy zgrzyt — Kapitan Petersen. Tutaj Polak pracujący dla Muzeum Narodowego i niejednokrotnie ratujący Panu Tomaszowi przysłowiowe „cztery litery”. W książce jest to bogaty cudzoziemiec i poszukiwacz skarbów. W serialu jest to Duńczyk polskiego pochodzenia, który dorobił się majątku po odnalezieniu zatopionego statku ze skarbem. Po namowach córki przyjechał z nią do Polski, żeby odnaleźć skarb templariuszy. Co najważniejsze nie ginie.

Każdy, kto przeczytał Wyspę złoczyńców, wie, że wehikuł, od którego wzięło się przezwisko Pana Tomasza, odziedziczył on po zmarłym wuju Gromille. Co do wyglądu samochodu nie będę się rozpisywać. Przed premierą filmu pojawiło się sporo tekstów na ten temat. Wracając do wuja, był ona inżynierem mechanikiem, wynalazcą i sam zbudował wehikuł. W nowym filmie wuj żyje i tak jak Pan Tomasz pracuje dla Muzeum Narodowego, gdzie zajmuje się naprawą i modernizacją pojazdu (niczym Alfred dla Batmana albo Q dla Bonda). W tym momencie miałam już wrażenie, że chyba wszyscy pracują dla Muzeum, które funkcjonuje niczym tajna organizacja wywiadowcza. Jedyny plus, jaki znalazłam w filmie, jest właśnie w scenie w warsztacie wujka. Między filarami można dostrzec VW typ 166 Schwimmwagen — niemiecką amfibię z okresu II wojny światowej. Taki sam samochód, po lekkich przeróbkach, grał wehikuł Pana Samochodzika w serialu z 1971 roku, gdzie Pana Tomasza zagrał Stanisław Mikulski.

Z tyłu model VW typ 166 Schwimmwagen w skali 1:32 , z przodu model tego samego pojazdu przerobiony na pojazd z serialu Samochodzik i Templariusze

Panu Samochodzikowi zawsze towarzyszyli harcerze. Było ich trzech i byli to ci sami chłopcy, których poznał podczas rozwiązywania zagadki zaginionych zbiorów dziedzica Dunina w Wyspie złoczyńców. W nowej ekranizacji mamy owszem 3 harcerzy, ale w składzie: 2 harcerzy i 1 harcerka, w dodatku feministka. Od razu powiem, nie mam nic do feministek, ale w tym filmie jest to kolejny przejaw nielogiczności. Twórcy nie pokazali żadnego podłoża jej przekonań, a jej wtrącenia są wręcz irytujące i na siłę. Nie wiadomo czy są to jej własne przekonania, czy powtarza to, co usłyszała w domu od mamy. Twórcy są też mocno na bakier z historią. W okresie, na który próbują się powoływać, nikt nie słyszał o feministkach w harcerstwie, a dziewczyny do munduru nosiły spódnice, a nie spodnie. W dodatku bardzo nie pasuje mi, że trójka przyszłych pomocników Pana Samochodzika jest pokazana jako ofermy i jak sami o sobie mówią frajerzy. Tym bardziej, w zestawieniu, że dziewczyna jest feministką i musi za karę kopać latrynę. I najważniejsze: harcerze nigdy w książkach nie uciekali z obozu. Pomagali Panu Tomaszowi zawsze za zgodą i wiedzą rodziców.

Postacią, która pojawia się w książce, nie ma jej w serialu z 1971 roku i znów pojawia się w filmie, jest dziennikarka Anka. Porównując jej opis w książce z tym jak wygląda w filmie, można odnieść wrażenie, że Anka wygląda jak książkowa Karen, a Karen jak książkowa Anka. Dziennikarkę poznajemy podczas konferencji w muzeum. Tak jak w książce, chce ona napisać artykuł o poszukiwaczach skarbów i ma niepochlebną opinię o głównym bohaterze. Jednak postanawia wyruszyć na wyprawę, żeby lepiej zrozumieć, co kieruje poszukiwaczami. Ogólnie postać nie jest zła. Mam wrażenie, że została wprowadzona jako przeciwwaga dla zadufanego w sobie Tomasza oraz żeby czasem w dość bezpośredni sposób zwrócić mu uwagę na jego zachowanie. Pod wpływem jej i harcerzy, na koniec filmu, Pan Samochodzik zmienia się i staje się bliższy pierwowzorowi. W związku z postacią Anki pojawiają się dwie sceny, obok których nie mogę przejść obojętnie. Po pierwsze, kiedy na drodze spotyka harcerzy, mamy między nimi taki dialog:

  • Czyli jesteśmy konkurencją?
  • A może drużyną?

Jest to dla mnie ewidentne nawiązanie do serialowej wymiany:

  • Jesteśmy wrogami?
  • Przeciwnikami.

Zmiana podkreśla niestety ton, w jakim idzie film i na siłę budowanie drużyny z obcych sobie ludzi, którzy w pierwszej chwili nawet za sobą nie przepadają.

Drugą sceną jest ta, kiedy banda zbirów Adiosa (tajemnicza postać, o której pisałam wyżej) dopada ich na zamku w Malborku. Oczywiście jeden z nich jest wielki i “kule się go nie imają”. Pan Samochodzik i Karen zaczynają się z nimi bić, a Anka z harcerzami próbują otworzyć drzwi. Dziewczyna, widać, że czuje się niezadowolona z takiego podziału zadań. Po namowach harcerki łapie za szpadę i idzie zmierzyć się z bandziorami. Wcześniej dowiadujemy się, że Anka była szpadzistką i miała wziąć udział w Olimpiadzie. Pan Tomasz, który okazuje się słaby w walce wręcz, zaczyna kibicować harcerzom. Śmieszy mnie ta cała sytuacja. Pana Samochodzika z opresji muszą ratować dwie dziewczyny, które okazują się bić lepiej od niego. Dodatkowo Anka jest pokazana jako silna babka, ale w porównaniu z opisaną wyżej feministką harcerką, wygląda dziwnie. Jakby Netflix nie mógł się zdecydować czy chce silne kobiece bohaterki, czy chce w zawoalowany sposób się z nich naśmiewać.

W książce Pan Tomasz jest historykiem sztuki i pracuje w muzeum. Posiada dużą wiedzę, chętnie pomaga innym, jest inteligenty i posiada umiejętność kojarzenia drobnych faktów. Nie był też obojętny na kobiecą urodę (nie flirtował z nimi tak ostentacyjnie jak w filmie). Netflix`owy Pan Samochodzik jest zadufany w sobie, niesympatyczny, przeświadczony o swojej nieomylności i uzależniony od adrenaliny, jaką daje mu poszukiwanie skarbów. Wielokrotnie podkreśla też, że pracuje sam. Tym bardziej dziwię się, czemu harcerze zaproponowali mu współpracę, którą przyjął tylko dlatego, że nie miał innego wyboru. Pan Tomasz z czasem zmienia się i jest trochę bardziej podobny do oryginału, ale zmiana ta dokonuje się w sposób bardzo nagły i dziwny. A mianowicie po tym jak wehikuł wypada z drogi (przecięte przewody hamulcowe), Pan Tomasz rozmawia z nim, a on jako rozwiązanie jego problemów „podsuwa” mu dziennik Sokolego Oka. Główny bohater w tym momencie stwierdza, że harcerz od początku miał rację. Pan Tomasz musi wrócić po harcerzy, żeby odnaleźć skarb. À propos wypadku. Bardzo mi się nie podobało, że do miejsca ukrycia skarbu bohaterowie pojechali pożyczonym samochodem milicji obywatelskiej, a nie wehikułem, który prawdopodobnie dalej leżał gdzieś na polu.

Na koniec Karen. Jak wyżej wspomniałam bliżej jej do książkowej Anki. W książce piękność niczym z amerykańskiego filmu, która jak już to jest raczej damą w opresji. U Netflixa chodzi w skórze, jeździ na motorze i ma w podeszwie buta ukryty nóż (kolejne nawiązanie do Bonda), a jak trzeba, potrafi się bić. Do końca nie wiemy, czy jest dobra, czy zła. Jak musi, to współpracuje z Panem Tomaszem, ale jak tylko znajdzie okazję to zmienia stronę. 

Bohaterowie serialu Samochodzik i Templariusze: Karen, Pan Tomasz, Sokole Oko, Doktorek i Długi Ozór.

Przejdźmy do clou tej opowieści, czyli skarbu templariuszy. W serialu i książce jest to skarb taki, z jakim od razu się kojarzy kiedy słyszymy to słowo, czyli monety i naczynia liturgiczne wysadzane drogimi kamieniami. U Netflixa jest to szóstka dzieci obdarzona niezwykłymi mocami, których potomkowie chodzą po ziemi do dnia dzisiejszego. Zostaje nam zdradzona jedynie moc dwójki z nich: leczenie i miotanie ogniem. Jeśli chodzi o poszukiwanie tego skarbu. Powinno wyglądać tak, że poszukiwacze rozszyfrowują kolejne wskazówki, żeby na koniec, dotrzeć do miejsca, gdzie został on ukryty. W nowej „ekranizacji” też tak to wygląda do pewnego momentu, czyli do momentu wizyty w ośrodku wypoczynkowym, który wygląda jak wioska Jaćwingów. Łajma ogłasza wcześniej konkurs dla poszukiwaczy skarbów. Zbiera wszystkich w swoim ośrodku i od tego momentu poszukiwanie skarbu przybiera postać bliższą wcześniej przygotowanemu role play. Przedstawia ona co ważniejszych poszukiwaczy, każe podzielić się na 6-osobowe drużyny i dopiero wtedy przekazuje pierwszą wskazówkę. Wygląda to bardziej jak zabawa w podchody, podczas jakiegoś wyjazdy integracyjnego albo obozu, niż prawdziwe poszukiwanie skarbów. Od tego momentu nasi bohaterowie zostają zmuszeni do współpracy.

Jedno z kolejnych miejsc, gdzie trafiają bohaterowie to Malbork. Pojawia się on w książce i w serialu, dlatego nie mogło go zabraknąć w filmie. Pan Samochodzik oryginalnie udaje się z chłopcami na zwiedzanie zamku. Podczas niego ktoś zamyka go w celi Kiejstuta, żeby uniemożliwić dalsze poszukiwania. W filmie faktycznie Pan Tomasz zostaje złapany i jest przetrzymywany na zamku przez Adiosa. Celem jest wyciągnięcie informacji, gdzie jest skarb. Jednak największą nieścisłością związaną z zamkiem jest motyw tajnego przejścia ukrytego w kościele.

Zamek w Malborku w 1945
Fot. Archiwum Muzeum Zamkowego w Malborku

Czy wspominałam już, że twórcy filmu są na bakier z historią? Parę lat temu miałam okazję zwiedzać ów zamek. Był on wielokrotnie przebudowywany (pomieszczenia zmieniały swoje przeznaczenie) oraz odbudowywany (w trakcie II wojny światowej część budynków została w dużym stopniu zniszczona). Nawet w serialu jest wprost mowa, że jeśli w zamku coś było ukryte, dawno by już zostało znalezione. Sam kościół w wyniku działań wojennych został bardzo zniszczony. W latach 50 i 60 odbudowano jego mury oraz dach. Dla zwiedzających został udostępniony dopiero w 2001 roku, czyli w latach kiedy ma dziać się film, bohaterowie nie mogliby do niego wejść.

“W miarę” na początku filmu Pan Samochodzik spotyka się w restauracji z Łajmą, która prosi go o pomoc w odnalezieniu skarbu templariuszy. Oczywiście Pan Tomasz się nie zgadza. Później mamy opisany już wstęp do role play. I na koniec olśnienie i odnalezienie właściwego miejsca ukrycia skarbu-wskazówki gdzie są pozostałe niezwykłe dzieci. Wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że przed wejściem do podziemi na drużynę Pana Samochodzika czekała Łajma, która rzekomo nie wiedziała, gdzie ten skarb jest ukryty. W tym miejscu nasuwa mi się pytanie: „to po co ta cała szopka?”. Skoro wiedziała od początku, czemu nie wzięła szóstki ludzi i nie zabrała tego wcześniej. Jednak konfrontując to z jej wcześniejszymi słowami, oznacza to, że musiała ich śledzić przez cały czas. To, czemu im nie pomagała? Zakończenie z oddaniem Łajmie pergaminu byłoby o wiele logiczniejsze, gdyby od początku twórcy inaczej poprowadzili ten wątek. Gdyby bohaterowie wiedzieli, czego szukają i kim jest Łajma, faktycznie od razu po wyjściu z podziemi mogliby pojechać do niej i oddać pergamin. Jednak zepsułoby to całą zagadkę tajemniczego skarbu. Znowu wybrano tu mniej logiczne rozwiązanie.

Podsumowując. Nie będę kończyć tego tekstu z poleceniem lub odradzeniem obejrzenia filmu. Tak samo nie wspominam o obsadzie, grze aktorskiej, montażu itp. Skupiłam się na tym, co mnie „boli” w nowym Panu Samochodziku i Templariuszach. Uważam też, że jeżeli ktoś po obejrzeniu będzie chciał sięgnąć po książkę, może się mocno rozczarować i zwyczajnie zniechęcić. Książkowa historia jest inaczej opowiedziana, skupia się na innych aspektach i jest mniej fantastyczna. Jest to kolejna produkcja Netflixa, która udowadnia, że “oni wiedzą lepiej i muszą zrobić historię po swojemu”, a jej obejrzenie nie napawa mnie optymizmem co do nadchodzącego Znachora i Samych swoich.

Pan Wiedźma [recenzja]

Plakaty, które bawią, uczą i poruszają, czyli Tadeusz Baranowski na plakatach Fine Art Prints