Jak Smakuje Układ Słoneczny?
Jest niewyobrażalnie wielka i wiecznie nienasycona w swoim łaknieniu. Gdy goni za swą zdobyczą, przekracza prędkość światła i łamie wszelkie zasady znanej nam fizyki. Pozwólcie, że przedstawię – tak, to właśnie ona przybyła z najdalszych otchłani kosmosu w jednym tylko celu – by pochłonąć Wasz świat – oto “Remina, Gwiazda Piekieł”, wydana przez J.P. Fantastica.
Całości przygląda się niezmordowany w swojej wyobraźni Junji Ito, dokładnie opisując coraz bardziej groteskowe i szalone okoliczności wydarzeń z kronikarskim zacięciem i sporą dozą inspiracji Mitologią Cthulhu Howarda Philipsa Lovecrafta. Wszystko to znajdziemy we właśnie recenzowanym tomie jego mangi, będącej pierwszym starciem autora z kosmicznym horrorem, doprawionym krótką bonusową opowieścią pod tytułem “Miliardy Szwów”.
Stwórzmy Sobie Gwiazdę
Pierwsze strony mangi ukazują nam bliżej niezidentyfikowaną dziewczynę, ukrzyżowaną i otoczoną przez wściekły tłum, żądający jej śmierci. Z góry przygląda się scenie ogromne oko, lśniąc nieopisywalną poświatą. O co tu chodzi? Czym ofiara, będąca bez dwóch zdań w obliczu swego końca zawiniła tym wszystkim ludziom? Przewróćmy stronę w poszukiwaniu odpowiedzi…
Mamy zatem bliżej nieokreśloną przyszłość na Ziemi. Mamy latające samochody, wysoki poziom cywilizacyjny i wspaniałych astronomów. Jednym z nich jest właśnie doktor Ooguro, który w gwiazdozbiorze Hydry, oddalonym od naszej rodzimej planety o 16 lat świetlnych odkrywa nowe ciało niebieskie, poruszające się dziwnym nieregularnym torem. Teoria tuneli czasoprzestrzennych zostaje potwierdzona, Nagroda Nobla trafia do kieszeni, a sama gwiazda zostaje ochrzczona na cześć szesnastoletniej córki doktora imieniem Remina.
Zabijmy Sobie Nastolatkę
Media podchwytują temat i robią z Reminy gwiazdę, celebrytkę i idolkę, zachwycając się jej urodą, tworząc niezliczone fan cluby i kreując produkt znany na cały świat. Wszyscy kochają nowo wschodzącą gwiazdkę, której karierze przyświeca z nieboskłonu jej potężna imienniczka. Sława, pieniądze i miłość nie stanowią problemu i nic nie zapowiada dramatu, który ma nastąpić już za chwileczkę. Wystarczy jednak przyjrzeć się dobrze przez teleskop nieznanemu, aby zauważyć, że to co nadchodzi, pochłania wszystko na swej drodze.
Jowisz jest niezłym aperitifem, Mars akurat wpada na ząb, a co na przykład z Saturnem? Już go dawno nie ma, pozostało tylko wspomnienie. Remina, prowadzona nienasyconym głodem, kieruje się w stronę Ziemi, zwiastując nieuchronną zagładę ludzkości. W tym momencie jesteśmy świadkami tak znamiennego dla kataklizmów i innych kryzysów obrzydliwego zachowania ludzkości.
Tak, jak możemy zaobserwować w normalnym życiu (choćby nawet i teraz w wersji light) – pojawiają się rozmaite teorie spiskowe i brednie, które są natychmiast podchwytywanie przez oszalały ze strachu tłum, sprowadzając niby wysoko rozwinięte społeczeństwo w mroki średniowiecza z tak znamienną symboliką wideł i pochodni.
Póki Żyjemy, Bawmy się w Berka
Wraz z narastającym strachem wznoszą obrzydliwy łeb szemrane ruchy quasireligijne, zachęcające do morderczych czynów i rytualizowania ich, karmiąc sadystyczne odruchy prowadzących wściekłą ciżbę zamaskowanych indywiduów, a elity odwracają się od reszty społeczeństwa, kierując się totalnym egoizmem.
Najsmutniejsze jest to, że wszelkie wyżej wspomniane sceny są bardzo wykręcone i groteskowe, ale zupełnie nie zaskakują w odniesieniu do samej ludzkości. Tutaj Junji Ito nie bierze jeńców i rozkręca sytuację coraz bardziej, bezlitośnie ukazując makabryczne zachowania wściekłej ciżby, które – co straszne – są jak najbardziej możliwe nawet w mniej dramatycznych niż przedstawiona sytuacjach.
Główna bohaterka jest całkowicie bierna względem otaczających ją ludzi i sytuacji i służy – jak to już standardowe u autora – do przedstawiania różnych okropieństw jakie się jej przydarzają. Otaczają ją prócz krwiożerczego tłumu pewne archetypy męskich “obrońców”, ciągnących ją praktycznie z miejsca na miejsce. Motywacje są również bardzo znamienne – pożądanie, miłość, oddanie. Prawie każde z tych uczuć jest jednak patologiczne i owocuje tragedią lub zdradą.
Dla kontrastu jest tu chyba tylko i wyłącznie jeden normalny gość (moja ulubiona postać), który chce aby go po prostu zostawiono w spokoju. Oczywiście, może sobie chcieć, zatem daje z siebie wszystko – po prostu aby zagrać na nosie prześladowcom i pokazać, że póki żyjemy należy cieszyć się każdą chwilą i mieć nadzieję, że los się odmieni i wyciągnie nas z praktycznie niemożliwej sytuacji. I tego się trzymajmy aż do samego końca tej opowieści.
Ach, Jaka Piękna Tragedia
Rysunki Ito w Reminie są po prostu świetne. Oczywiście nikt nie chce mówić o standardzie klasycznej kreski podczas normalnych wydarzeń, bo nie tego poszukujemy w jego komiksach. Krwiożercza planeta Remina jest straszna i jej działanie z jednej strony jest groteskowo zabawne, a czasami (szczególnie, gdy przedstawia się jej…. powierzchnię) stanowi niezłe paliwo dla koszmarów. Jest w centrum wydarzeń, jej obecność jest przytłaczająca, a gdy jeszcze wyobrazi się w swojej głowie towarzyszące jej efekty dźwiękowe, potrafi sprowadzić niepokój dla nawet obytego z twórczością autora czytelnika.
Im dalej płynie opowieść, tym więcej napotykamy groteski, by w pewnym momencie złapać się za głowę i pokręcić nią z niedowierzaniem. Jeśli jednak przyjmiemy następujące coraz bardziej szalone wydarzenia za normę i nie odłożymy mangi na półkę z politowaniem, będziemy mogli docenić w pełni naprawdę odjechaną historię, przyprawioną fajną satyrą na społeczeństwo, gdzie największym promykiem światła jest odrzucony poza jego ramy bezdomny gość, jako motywację mający jedynie przekorę względem tych wszystkich idiotów dokoła.
Tak Nudno Jest Być Samotnym
Na końcu tomu jesteśmy uraczeni przyjemnym bonusem w postaci około 30 stronicowej nowelki pod tytułem “Miliardy Szwów”. Opowiada ona historię odludka społecznego i samotnika o imieniu Michio, który zachęcony przez byłą koleżankę z tej samej klasy postanawia otworzyć się bardziej na innych. Tłem jego zmagań są tajemnicze morderstwa, z czasem przyjmujące charakter masowy, gdzie ciała znajdowane są pozszywane żyłką wędkarską i ułożone w ciekawe wzory. Fabuła jest dość enigmatyczna i nawet po samym zakończeniu trzeba się zastanowić “kto z kim i po co”, aby wysnuć jakąkolwiek teorię. W każdym razie autor nie szczędzi nam szokujących scen, które powodują czasem opad szczęki i bezgłośny szacunek dla jego wyobraźni.
Podsumowując, w tomie “Remina, Gwiazda Piekieł” mamy dwie historie – tytułową, szaloną jazdę bez trzymanki – w swojej abstrakcji posuwając się bardzo daleko i posiłkując się mocno inspiracjami Lovecraftem (Sama Remina przypomina bardzo Ghrotha z Mitologii Cthulhu) i satyrą na społeczeństwo, oraz klasyczny horror z szokującymi obrazami “krawieckimi”, poruszający problem samotności nawet w tłumie i jej symboliki.
Nie poleciłbym go na pewno początkującym, zaciekawionym twórczością Junjiego Ito, ale dla zaznajomionych z dziwacznymi i niepokojącymi rozwiązaniami fabularnymi autora oraz nie bojącymi się abstrakcji w pełnej skali – będzie to na pewno smakowity kąsek. Taki smaczny jak Jowisz dla Reminy – co najmniej. Głodnym tego typu rozrywki polecam gorąco, bo ja się bawiłem doskonale i z miejsca zostałem fanem Pana Super Bezdomnego.
Komiks przekazany do recenzji przez wydawnictwo J.P.Fantastica
Dane techniczne:
- Wydanie: 2014
- Scenarzysta: Junji Ito
- Liczba Stron: 290
- Format: A5
- Ilustrator: Junji Ito
- Tłumacz: Paweł Dybała
- Typ oprawy: miękka, obwoluta
- Data premiery: 01.07.2014