Wspomnień czar…
Mogę śmiało stwierdzić, iż miałem dużo szczęścia, że mogłem wychowywać się we wspaniałych (z perspektywy czasu) latach 90tych. Wraz ze zmianą ustroju politycznego to właśnie w tej dekadzie do Polski zawitały zachodnie elementy popkultury, w tym komiksy o super herosach. Jako chłystek miałem sposobność regularnie co miesiąc biec do kiosku po nowe zeszyty z przygodami moich ulubionych trykociarzy. Niestety czas przemijał, a status komiksów na polskim rynku przechodził wzloty i upadki, lecz jedna rzecz pozostała niezmienna – mój nawyk przeczesywania wzrokiem półek salonów prasowych oraz witryn kiosków w poszukiwaniu komiksów. Jednakże forma zeszytowa tego medium od kilku lat nie cieszy się taką popularnością jak w wyżej wspomnianej ostatniej dekadzie XX wieku. Obecnie na rynku rządzą wielostronicowe wydania zbiorcze – tomiska, których dystrybucji podejmują się księgarnie. Na szczęście nie wszystko stracone.
Cud… w Empiku!
Nie przepadam za siecią Empik i mam do tego sporo powodów. Co więcej nie jestem w tym fakcie odosobniony, ale mniejsza z tym. Szczęście w nieszczęściu, to właśnie w sieci Empik najłatwiej trafić na zeszyty komiksowe. W 2018 roku niestety wybór nie był zbyt szeroki. Dwumiesięcznik Star Wars od Egmont oraz kolejny numer reedytowanej serii Kapitan Żbik od wydawnictwa Ongrys. Lecz pewnego jesiennego dnia mój wzrok przykuła okładka, nieśmiale wyeksponowana na najniższej półce regału z prasą dla młodzieży. Był to pierwszy numer, debiutującej serii Wydział 7 – Operacja Totenkopf. Zaintrygowany szybko sięgnąłem po niego, a następnie po przekartkowaniu udałem się do kasy. Jako, że bardziej interesuję się amerykańskimi komiksami niż tymi stworzonymi przez rodzimych autorów, nie miałem nawet pojęcia że taki tytuł ma się ukazać. Po powrocie do domu nie tylko przeczytałem zeszyt i poszperałem w sieci w poszukiwaniu informacji na temat serii, ale również zamówiłem egzemplarz z alternatywną okładką, autorstwa Adlera.
Z Archiwum X made in PRL.
Ogólny zarys fabuły szybko mnie kupił. Z archiwum X osadzone w Polsce, w czasach głębokiej komuny – to musi wypalić! Zastraszenia, dezinformacja, tajemnice to jedne z wielu elementów jakimi charakteryzują się czasy, w których przyszło przeżywać przygody funkcjonariuszom Wydziału VII. Komórki powstałej w ramach struktur SB, której realni przedstawiciele są po dziś dzień znienawidzeni. Zabieg odważny, ale na szczęście autorzy, postanowili nie skupiać się na rzeczywistych aspektach pracy funkcjonariuszy bezpieki, lecz na ich konfrontacji ze zjawiskami paranormalnymi.
Pierwszy zeszyt serii broni się jako samodzielna historia, ale pozostawia niedosyt. Po tym jak poznałem bohaterów i ujrzałem obraz tego z czym mniej więcej przyjdzie im się w przyszłości zmierzyć, już nie mogłem doczekać się kontynuacji. Czuć było, że to dopiero rozgrzewka.
Cuda, cuda ogłaszają!
Od początku, głównym założeniem planu wydawniczego serii, było regularne, co trzy miesięczne premiery kolejnych numerów. Przyznam szczerze, że nie wierzyłem w powodzenie tego planu. Byłem bardziej skłonny uwierzyć, że raz do roku w salonach prasowych ujrzymy nowy numer. Na szczęście bardzo się myliłem. Prawdopodobnie zasługą powodzenia planu jest zaangażowanie w projekt wielu rysowników.
Seria dobiła do 5 numeru, a nad każdą częścią pieczę trzymał inny ilustrator. Drobnym wyjątkiem jest ostatni, piąty numer, nad którym pracowało dwóch rysowników, lecz w tym przypadku było to istotne ze względu na fabułę. Angaż tylu osób do warstwy wizualnej oraz rozdysponowanie między nich zadań, pozwoliło na zrealizowanie ambitnego planu wydawniczego. Ponadto zaserwowało czytelnikom szeroki wachlarz odmiennych stylów artystycznych, z których każdy może wybrać swój ulubiony. Mi najbardziej przypadły do gustu prace Krzysztofa Budziejewskiego oraz Roberta Adlera.
Esbecy, księża i wróżbitki
Kolejne zeszyty, zaskakiwały tematami oraz nawiązaniami do rzeczywistych wydarzeń. Nie zabrakło również legend miejskich, jak np. czarna Wołga. Regionalny folklor, zabobony oraz niski poziom wiedzy, szczególnie widoczny u postaci wywodzących się ze wsi stanowią idealną mieszankę dla tej serii. W połączeniu z cenzurą jaka panowała za czasów PRL, czytelnikowi łatwo uwierzyć że przedstawione, fantastyczne wydarzenia mogły mieć miejsce. Niczym osławieni w USA faceci w czerni, funkcjonariusze Wydziału VII mogli działać w cieniu, strzegąc niczego nieświadomą ludność cywilną przed paranormalnymi niebezpieczeństwami. Dlatego w kwestii fabuły należą się wielkie brawa dla duetu odpowiedzialnego za scenariusz, w którego skład wchodzą Tomasz Kontny oraz Marek Turek.
Wzruszenie.
Osobne wyrazy szacunku z mojej strony należą się tym Panom za drugi numer serii, Larinae, który jest moim ulubionym. Szczecin z racji swego położenia na obrzeżu kraju oraz swej małej istotności, rzadko kiedy ma sposobność zaistnieć na łamach komiksu. Dlatego ujrzenie swojego rodzinnego miasta z miejsca przyprawiło mi uśmiech na twarzy. Ciekawym przeżyciem było również ujrzeć gmach kombinatu gastronomicznego Kaskada. Jego pożar w 1981 roku, w wyniku którego życie straciło 14 osób, do dnia dzisiejszego jest wspominane przez mieszkańców miasta, którzy byli świadkami tej katastrofy. Dlatego z tego miejsca chciałbym podziękować obu Panom za umieszczenie tego istotnego dla historii Szczecina, miejsca w swoim komiksie.
Och, panie, co za jakość!
Skoro już tak rozdaję na prawo i lewo gratulacje, to wypadałoby przydzielić je również wydawnictwu.
Ongrys już przy Kapitanu Żbiku przyzwyczaiło czytelników do wysokiej jakości swoich zeszytów. Równie wysoki poziom trzyma Wydział 7. Kredowy papier jest zawsze mile widziany w komiksach. Ponadto dodatki ukazujące teczki personalne, tajne akta, raporty medyczne oraz fotografie oddają niezwykły klimat. Utwardzają czytelnika w odczuciu, że jest świadkiem żmudnej i niebezpiecznej pracy funkcjonariuszy bezpieczeństwa.
Okładki zeszytów o świetnie dobranej gramaturze i grubości także zachwycają. Trzymając w ręce zeszyt nie odczuwa się obawy, że zaraz się rozleci, a takie właśnie wrażenie dominowało w przypadku wielu tytułów w latach 90tych.
Jednakże będąc przy kwestii okładki, chciałbym przekazać swoje zastrzeżenie. Otóż po zakupie 5 numeru serii, odłożyłem go do szafki i dopiero po paru dniach sięgnąłem po niego w celu zasiądnięcia do lektury. Jakież było moje wielkie zdziwienie, gdy w tym momencie ujrzałem jak na krawędzi okładki odchodzi od niej wierzchnia warstwa foli, wchodzącej w jej skład. Na pewno coś takiego nie miało miejsca w momencie zakupu, gdyż przykładam dużą wagę do jakości okładek i zawsze wybieram egzemplarz z jak najlepszym stanem. Pozostaje mi zakupić w najbliższym czasie jeszcze jeden egzemplarz i mieć nadzieję że ten dziwny defekt, dotyczy pojedynczej sztuki, a nie większej części nakładu.
Co dalej?
Fabularnie seria zakończyła się niczym sezon dobrego serialu, więc pozostaje mieć nadzieję że prędko ujrzymy kolejny. Póki co w zapowiedzi jest numer specjalny, zatytułowany Helena, który umili fanom czas oczekiwania na powrót do służby Wydziału VII. Ja już z niecierpliwością oczekuję tego momentu, a na chwilę obecną zachęcam niezaznajomionych do zapoznania się z pierwszym cyklem serii Wydział 7. Moim rówieśnikom polecam wstrzymanie się z zamawianiem tych zeszytów online, a zamiast tego udanie się pieszo do salonu prasowego, tak jak to czyniliśmy ponad dwie dekady temu, gdy z kieszonkowym w ręku biegliśmy do kiosków po nowe przygody naszych ukochanych bohaterów.