Wojna Smoczej Lancy zakończyła się zwycięstwem sił dobra. Czy jednak wszystko jest jak być powinno? Raistlin Majere zasiada w przeklętej wieży w Palanthas jako Władca Przeszłości i Teraźniejszości. Cały świat drży ze strachu na samą myśl o knowaniach arcymaga. Tymczasem jego brat Caramon popadł w alkoholizm, stając się cieniem bohatera sprzed lat. Przeznaczenie ponownie planuje jednak skrzyżować ścieżki bliźniaków.
Nieczęsto się zdarza aby sequel był lepszy od poprzednika. Jakie więc było moje zaskoczenie, kiedy znalazłem taki przykład w książkach na bazie Dungeons & Dragons. Z jednej strony mogłem się tego spodziewać. Jeśli ktoś zapyta fana Dragonlance on najlepsze co dała nam ta franczyza, szanse, że wskaże Legendy, są spore. A przynajmniej za granicą. W Polsce z jakiegoś powodu ślepo powtarza się, że oryginalna trylogia to jedyne co dobrego wyszło z tego świata. Może twierdzący tak oczekiwali od kontynuacji więcej tego samego? Porządnie napisanej “tolkienowskiej” fantasy o ratowaniu świata przed Wielkim Złem? Tymczasem Legendy – Czas bliźniaków, Wojna bliźniaków i Próba bliźniaków – są niemal wszystkim innym. To romans, studium charakteru, rozważania o naturze braterskiej więzi, boskości i indywidualnej tożsamości w relacji do innych ludzi. A wszystko to podane w sosie z mieszanki estetyki mrocznego fantasy i podróży w czasie.
Widać, że Weis i Hickman nauczyli się sporo po poprzedniej trylogii. Zawęzili obsadę do Raistlina, Caramona, Tasslehoffa oraz kapłanki Crysanii. Nim ktoś zarzuci, że to typowa drużyna z d&d – mag, wojownik, łotrzyk i kapłan – zapewniam, że sprawa nie wygląda tak prosto. Raistlin przez spory czas gra tu bowiem rolę antagonistyczną. Nawet gdy współpracuje z innymi, dalej pozostaje faktycznym głównym złoczyńcą tej sagi. W tej roli możemy eksplorować jego skomplikowaną naturę. Szczególnie, że po raz pierwszy przychodzi mu zmierzyć się z uczuciami miłości i pożądania. Z czego bynajmniej nie jest zadowolony. Caramon zaczyna tę opowieść na przysłowiowym dnie i przez kolejne próby zmuszony jest się wygrzebać. Musi poukładać sobie pewne priorytety i zrozumieć w pełni relację między nim a bratem, aby móc się wreszcie od niego uwolnić. Crysania, dumna kapłanka jednocześnie próbuje powstrzymać Raistlina i jest w nim zakochana. Jej podróż po kolei rozrywa na kawałki naiwne założenia jakie miała na temat natury dobra i zła, czy swej roli w świecie. Tas wreszcie uzupełnia tę grupę pozornie robiąc to, co robi najlepiej – przynosząc humor kiedy atmosfera robi się za ciężka. Jednak nawet jego wieczny optymizm zostaje wystawiony na ciężką próbę. Inne postacie z poprzedniej trylogii pojawiają się, owszem. Ale tylko nieliczne mają prawdziwą rolę do odegrania.
Wyzwolenie z okowów “tolkienowskiej” sagi o ratowaniu świata wyszło na zdrowie samej opowieści. Bohaterowie podróżują po czasie i przestrzeni, przyjmując różne role. Dzięki temu fabuła nie dłuży się. Sceneria i sytuacje ulegają ciągłym zmianom, a każdy tom to kolejny interesujący etap. Ciągłe zmiany ról w jakich znajdują się postaci pomagają uzewnętrznić ich różne cechy i nadać im głębi.
Również wydarzenia są często mroczniejsze lub bardziej intymne niż dawniej. Dzięki temu opowieść czuje się bardziej poważna i dojrzała. nigdy nie wykracza to jednak poza granice dobrego smaku. Ilekroć ktoś mówi, że część znanej franczyzy jest dojrzalsza, rodzi się lęk, że będzie to infantylna wizja “dorosłości”. Bardziej skupiona na tym czego nie wolno umieszczać w historiach dla dzieci, zamiast tego co naprawdę decyduje o dojrzałości opowieści. Śpieszę zapewnić, że tak nie jest. Ta historia nie obnosi się z niepotrzebną przemocą i seksem w naiwnej pogoni za dorosłością. Fantastyczna przygoda jest tu tylko wymówką do introspekcji. A prócz fizycznych demonów przyjdzie bohaterom stawić czoła swoim własnym. To naprawdę JEST dojrzalsza opowieść. Nawet jeśli dalej robi się napalona ilekroć siostra Raistlina i Caramona, Kitiara, jest w scenie.
Kiedy zaczynałem Legendy nie spodziewałem się wiele więcej niż po pierwszej trylogii. Na szczęście czekało na mnie pozytywne rozczarowanie. I być może jedno z najlepszych dzieł literacki ze znakiem Dungeons & Dragons na okładce. Polecam nie tylko miłośnikom gier fabularnych czy poprzedniej trylogii. Sądzę, że zadowoli ona wielu fanów szeroko rozumianej fantasy w ogóle.