in , ,

Predator 30th Anniversary [recenzja]

The Predator już grasuje w kinach. Wielu fanów kosmicznego myśliwego pokładało w tym filmie nadzieję, że skoro za sterami zasiada Shane Black, to oddany zostanie duch filmu Johna McTiernana i zmaże negatywne wrażenie po ostatnich, niezbyt udanych, odsłonach tej marki. Jak pokazały mieszane recenzje krytyków i części widzów, rzeczywistość sprowadziła niektórych na ziemię. Co więc dać tym rozczarowanym fanom na osłodę?

Osobiście poleciłbym Predator 30th Anniversary: Betonowa dżungla i inne historie, z serii The Original Comics Series ukazującej pierwsze komiksy o filmowych postaciach licencjonowanych przez Dark Horse Comics, w wydaniu deluxe. W skład tejże antologii wchodzi trylogia skupiająca się na losach detektywa „Schaefa” Schaefera ścierającego się z Predatorami, napisana przez Marka Veiheidena i narysowana przez Rona Randalla (a także, częściowo, w pierwszej części przez Chrisa Warnera).

Uwielbiam Predatora McTiernana. Za świetne kreacje aktorskie, pamiętne postacie, tytułowego potwora, soundtrack Alana Silvestriego, doskonały scenariusz oraz fakt, że twórcom udało się stworzyć klasyk z filmu, którego fabuła przypomina odcinek kiepskiej kreskówki z lat 80. Nie tylko ja stałem się jego zagorzałym wielbicielem. Po premierze filmu w 1987 r. jego fanami stali się Mark Verheiden i Chris Warner z wydawnictwa Dark Horse Comics, które, po sukcesie komiksowych Aliens, zapragnęło go powtórzyć z Predatorem. Czy temu podołali?

Pierwszy komiks z Predatorem, po latach nazwany Predator: Betonowa Dżungla, opowiada o nowojorskich policjantach, det. Schaeferze i det. Rasche, prowadzących sprawę tajemniczych morderstw. Dość szybko odkrywają, kto za tym stoi. Okazuje się, że to początek większej draki…
Gdy czyta się Betonową Dżunglę powstaje wrażenie, że twórcy Predatora 2 czerpali z niej inspiracje. Bo zobaczcie – akcja dzieje się w mieście, panują pieruńskie upały, głównym bohaterem jest hardy policjant, ignorujący wytyczne przełożonych, jego policyjny partner to wąsacz w średnim wieku, jest wątek wojen narkotykowych (a jeden z gangów pochodzi z Kolumbii), federalni ukrywają wiedzę o Predatorze a wraz z rozwojem akcji okazuje się, że Predatorów jest więcej niż jeden. Także pierwsze pojawienie się łowcy jest takie samo – rozprawia się z gangiem narkotykowym w jakimś obskurnym budynku a w tym samym czasie główny bohater zamierza zrobić tam policyjny najazd, nie zważając na zakaz od „góry” i zastaje jedynie zmasakrowane zwłoki gangsterów.

Jednakże komiks istotnie różni się od filmu, m.in. maski Predatorów mają inne zastosowanie, w pewnym momencie bohaterowie sprzymierzają się z drobnym kryminalistą, wyjętym z kreskówki z lat 90., a finał to typowa blockbusterowa rozwałka w myśl sequelowej zasady „więcej, głośniej i inne przysłówki w stopniu wyższym”. W pewnym momencie akcja przenosi się do środkowoamerykańskiej dżungli i odtwarza film McTiernana.

Jeśli miałbym wybierać jakie medium wydało lepszy sequel Predatora, wybrałbym filmową wersję. Tam świat jest lepiej pokazany i, moim zdaniem, film wyczerpał temat dewizowych myśliwych z kosmosu. Komiksowe Predatory nieco wychodzą na słabeuszy, co osłabia ich grozę. Wolę także mniejszą skalę wydarzeń z filmowej kontynuacji, która, mimo wszystko, wykorzystuje zasadę „mniej znaczy więcej”. Wygrywa także w postaciach – Danny Glover to godny następca Arnolda Schwarzeneggera, nie będący przy tym jego kalką. Detektyw Schaefer nie jest ciekawym bohaterem; to jeden z tych generycznych, rzucających onelinerami mięśniaków z VHS-owych akcyjniaków z przełomu lat 80/90 (scenarzysta nawet nie raczył dać imienia Schaefowi). Aczkolwiek podobał mi się jego tekst parodiujący dość popularny antynarkotykowy PSA z tamtych lat. Jednak dobrze się bawiłem przy komiksie, fabuła zaspokaja naturalną ciekawość widzów po Predatorze, no i ostatecznie jego sukces przekonał Joela Silvera, by dać zielone światło filmowej kontynuacji i zaproponować Verheidenowi pomoc przy tworzeniu scenariusza do Predatora 2, a scenarzyści nie ukrywali, że część motywów wykorzystali w filmie (jak scena w metrze).

Kiedy trzeci film z cyklu tkwił w development hell, Dark Horse Comics wydało sequel Betonowej DżungliPredatora: Zimną Wojnę. Tym razem Predy awaryjnie lądują na terenach syberyjskiego pola naftowego. Amerykański wywiad wojskowy wyrusza na przeszpiegi, podejrzewając Sowietów o próby jądrowe. W tle wisi wybuch wojny amerykańsko-radzieckiej. W międzyczasie Schaefer sprzymierza się z radziecką porucznik Ligaczewą, by uporać się z prawdziwym zagrożeniem. Według mnie najsłabsza odsłona trylogii, ale trzyma poziom. Przede wszystkim fabuła stanowi dobry punkt wyjścia dla potencjalnego Predatora 3 – śnieżny setting (dość logicznie wyjaśniony w kontekście świata przedstawionego), zupełna inna lokalizacja i reakcja innych ludzi niż Amerykanie czy obywatele latynoskich republik. Do tego dość realistycznie przedstawiono napięcia między USA a ZSRR. Miło również, że wyszli na przeciw stereotypowi mówiącemu o tym, że w Rosji zawsze i wszędzie pada śnieg. No i warto pochwalić komiks za pokazanie Rosjan jako, w gruncie rzeczy, normalnych ludzi a nie karykaturalnych, grubo ciosanych tępaków, knujących podbicie świata, co wielokrotnie ma miejsce w amerykańskiej popkulturze. Dosyć ciekawa jest postać radzieckiej porucznik oddelegowanej na Syberię celem ukrycia jej braku sukcesów. Doświadcza ona rozczarowania komunistycznym systemem i jego olewczym traktowaniem stosunków międzyludzkich. Przez cały czas targają nią rozterki moralne po spotkaniu z Predatorami – nie może zrozumieć, czemu te istoty pałają żądzą zabijania. Inny interesujący wątek ma det. Rasche, który po odejściu na emeryturę wciąż nie może otrząsnąć się z wydarzeń z Betonowej Dżungli.

Ostatnią z opowieści jest Predator: Mroczna rzeka. Przez wcześniejsze historie z detektywem Schaeferem przewijał się wątek jego młodszego brata, który zaginął w tajemniczych okolicznościach. W tej opowieści Schaef postanawia raz na zawsze wyjaśnić, co stało za zaginięciem jego brata. A tym bratem jest… Dutch z pierwszego kinowego Predatora. Jak do tego doszło? Początkowo głównym bohaterem Betonowej Dżungli miał być Dutch, który po wydarzeniach z pierwszego filmu miał pracować w policji. Jednak jedynym ograniczeniem ze strony 20th Century Fox akurat był kategoryczny zakaz używania postaci granej przez Arnolda Schwarzeneggera – stąd pomysł z zaginięciem i wymyśleniem jego brata.

Tak jak ostatnie części wielu trylogii okazują się być tymi najsłabszymi, tak Mroczna Rzeka jest wyjątkiem potwierdzającym regułę. Jest to najlepsza część z tego zbioru. Przede wszystkim historię pchnie do przodu wisząca w powietrzu tajemnica nt. znanej postaci i chęć jej rozwiązania. Nastąpił tu powrót do korzeni – fabuła skupia się na Dutchu, akcja dzieje się w dżungli, znowu jest tylko jeden Predator i w finale okazuje się być ciężkim do pokonania przeciwnikiem. Jednak nie ma wrażenia wtórności. Istotną rolę gra generał z pierwszego filmowego Predatora i komiks stawia go w nowym, bardzo złym świetle. Zupełnie inaczej też scenarzysta podszedł do głównego antagonisty. Właściwe ta historia powinna się nazywać Predator: Jądro Ciemności. Otóż jeden z Predatorów zabitych w Betonowej Dżungli przeżył, jednak zwariował i robi teraz za Kurtza wśród amazońskich Indian. Wg mnie to najciekawszy element Mrocznej Rzeki. Inne podejście do łowcy, jednak zachowujące lore tej postaci i tłumaczące logicznie nowości. Nieco rozczarowujące może okazać się zakończenie komiksu, pozostawiające wrażenie niedosytu.

Całościowo saga Schaefera jest silnie osadzona w latach 90. Przypomina filmy sensacyjne/akcji, a czasami nawet kreskówkę z sobotnich poranków z tego okresu. Z tego powodu czytelnicy, którzy nie dorastali w tamtych czasach, mogą mieć poczucie obcowania z ramotą, która mogła w paru miejscach łatwo się zestarzeć. Zaskoczyła mnie spora ilość nawiązań do amerykańskiej popkultury, programów czy seriali, coś czego bym się spodziewał w dziele stworzonym na bazie nostalgii do dawnych czasów. Rysunki Rona Randalla i Chrisa Warnera to typowy wygląd komiksów z lat 90. z pewnymi naleciałościami z seriali animowanych, jednak patrząc na to co prezentowała w tamtych czasach konkurencja w postaci Marvela, DC Comics czy Image Comics, to mam wrażenie, że Dark Horse Comics miało najlepszych rysowników. Jednakowo z historii na historię warsztat rysownika się polepsza, w czym dużo pomaga kolorystyka. W dwóch pierwszych historiach za staroszkolne kolory odpowiadał Chris Chalenor. Kolorysta umiejętnie operuje paletą barw, w zależności od historii i jej klimatu. W Betonowej Dżungli dominuje ciepła tonacja, zaś Zimną Wojnę pokrywa stłumione zimno chłodnych kolorów. W trzeciej części kolory zostały nałożone komputerowo przez Johna Hanana III, Steve’a Mattsona i Davida Nestelle’a. I, tak jak nie przepadam za cyfrowym kolorowaniem, tak w tym przypadku przyczyniło się do zwiększenia atrakcyjności szaty graficznej i rysunki Randalla tylko zyskały.

Dark Horse Comics zwykle miało do siebie to, że wszelkim licencjonowanym markom oddawało należyty szacunek. Zachowywali wierność motywom i ich znaczeniu, a dodane innowacje były spójne z pierwotnym konceptem. Nie inaczej jest z ugly motherfuckerem. Antologia ustępuje co prawda dwóm pierwszym kinowym Predatorom, jednak jak na licencyjną adaptację wypada bardzo dobrze i bije na głowę późniejsze filmowe występy Predatora. Zachowana jest tajemniczość kosmitów, nie ma jakichś durnych dodatków i odstępstwa są wiarygodnie przedstawione, bez wypaczania i ośmieszania postaci. W związku z powyższym polecam zaopatrzyć się w komiksową trylogię. To także idealna pozycja dla czytelników, którzy w młodości zaczytywali się w komiksach wydawanych przez TM-Semic i, w przeciwieństwie do wielu ich pozycji, historie ze zbioru Predator 30th Anniversary: Betonowa dżungla i inne historie dużo lepiej zniosły próbę czasu i wciąż można z nich czerpać frajdę.

Dane techniczne:
Scenariusz: Mark Verheiden
Rysunek: Ron Randall, Chris Warner
Wydawnictwo: Scream Comics
Tytuł oryginalny: Predator 30th Anniversary: The Original Comics Series
Wydawca oryginalny: Dark Horse Comics
Format: 205×310 mm
Liczba stron: 308
Oprawa: twarda
Papier: offsetowy
Druk: kolor
Cena okładkowa: 139,99 zł

“Krew Hydry” [recenzja]

“Shadow of the Tomb Raider” [recenzja]