in , ,

Han Solo: Gwiezdne wojny – historie [recenzja]

Wprawdzie najnowszy film z uniwersum Gwiezdnych Wojen nie bije rekordów popularności – wprost przeciwnie, mówi się o stratach – jednak nasi redaktorzy postanowili sami się przekonać, czy film jest dobry, czy niekoniecznie. Czy im się podobało? O tym poniżej.

Agata Tomaszewska

Han Solo: Gwiezdne wojny – historie dzieje się gdzieś pomiędzy Zemstą Sithów , a Nową Nadzieją. Seria Gwiezdne Wojny – historie ma nam przybliżyć wydarzenia, które były tylko wspomniane w głównych filmach z kanonu. W tej części poznajemy głównie historię Hana, którego później nazwano Solo. Jeżeli chodzi o wkład fabularny w uniwersum, to o ile Łotr 1 wyjaśniał dlaczego Gwiazda Śmierci miała znaczący błąd konstrukcyjny, to Han Solo tłumaczy zagadkę pokonania trasy na Kessel w 12 parseków.

Po obejrzeniu zwiastuna spodziewałam się filmu poprawnego i taki się, niestety, okazał. Rozwój fabuły jest przewidywalny. Wizualnie film trzyma klimat poprzednich filmów z serii. W rolę Hana Solo wcielił się Alden Ehrenreich (Piękne istoty, Ave, Cezar, Blue Jasmine), który w moim odczuciu nie jest tym Hanem, którego znamy ze starej trylogii. Można to tłumaczyć tym, że tutaj dopiero kształtuje się jego charakter, ale i tak brakuje mu tego czegoś, co miał Harrison Ford, wcielając się w tę postać. Duże wrażenie zrobiło za to na mnie trzech aktorów grających postacie drugoplanowe: Woody Harrelson jako złodziejaszek i mentor Hana Solo, Paul Bettany jako bezwzględny, wybuchowy i niebezpieczny przywódca syndykatu Szkarłatny Świt oraz, last but not least, Donald Glover jako Lando Calrissian. Jak tylko ogłoszono obsadę Hana Solo i pokazano pierwsze zdjęcia z planu miałam wrażenie, że widzę oryginalnego Lando. To wrażenie nie opuściło mnie do końca seansu.

Oglądnie mówiąc Han Solo: Gwiezdne Wojny – historie sprawi dużą frajdę zagorzałym fanom uniwersum Star Wars, ponieważ jest w nim ukryte mnóstwo easter egów, nawiązań i smaczków. Ja jestem wdzięczna twórcom za pokazanie, że Han Solo zawsze strzela pierwszy.

Arnold Woliński

Kinowa klimatyzacja, wygodny fotel VIP, projekcja 3D, czy oglądanie tego filmu w dużym pokoju w środę o 21.30 na programie 2 TVP? Nie ma żadnej różnicy, bo to po prostu słaby film jest. Widać  także różnicę w nakładach finansowych na Hana Solo a Łotra 1. Produkcja wygląda jak zmontowana na szybko dla fanów, aby wyjaśnić pewne kwestie związane z przeszłością Hana. Poznajemy m. in. historię ulubionych kostek Solo, pochodzenie jego giwery i początki jego znajomości z Chewiem.

Główne wątki filmu są za to po prostu miałkie. A już wątek „miłosny”, to nie romans, a tragedia. Wyobraźcie sobie, że zostawiacie miłość swojego życia w łapach oprawców, nie wiecie, co się z nią dzieje, czy w ogóle żyje…Nagle po 3 latach spotykacie ją na wystawnym przyjęciu… Co robicie? Jak reagujecie? Nie będę zdradzać szczegółów, ale ten film kładzie ten wątek na całego, nie ratuje go  nawet „Matka Smoków”. Nie lepiej wypadają młode lata Aldena Ehrenreicha. Rola Woody’ego Harrelsona również nie powala. Jedynie Donald Glover jako Lando Calrissian jest ze wszech miar ok, pasuje do postaci i tu, i w przyszłości, gdzieś w odległej galaktyce.

Przed wybraniem się na film przeczytałem recenzję mocno zachwalającą atuty tego filmu oglądanego w Imax, ale niestety Szczecin nie dorobił się jeszcze takiego cuda, więc nie mogę tego potwierdzić. Wydaje mi się jednak, że i polu efektów 3D jest słabo, a już na pewno wersja trójwymiarowa nie ratuje tego obrazu. Właściwie to nie ratuje go nic. Jeżeli więc nie chcecie wydawać pieniędzy na „cień legendy”, to lepiej poczekajcie na seans w TV albo w domowym odtwarzaczu.

Han Solo: Gwiezdne wojny – historie
reżyseria: Ron Howard
scenariusz: Lawrence KasdanJon Kasdan
produkcja: USA
premiera: 25 maja 2018 (Polska), 15 maja 2018 (świat)

Pozdrowienia dla Szarloty Pawel

Młodzi [Żyjek#5]