in

Kelly Marie Tran ofiarą nękania

Coś gnije w fandomie Gwiezdnych Wojen

Przedwczoraj aktorka Kelly Marie Tran usunęła  wszystkie wpisy na Instagramie. Powodem było to, że nie mogła dłużej znieść fali wyzwisk i ataków. Ich obiektem była nieustannie od czasu premiery Star Wars: Ostatni Jedi, w którym wcieliła się w rolę Rose Tico. Film wyszedł 9 grudnia 2017. Pół roku temu. Wyobraźcie sobie, przez co musiała przejść. I jak toksyczny musi być fandom, w którym takie zachowanie jest kultywowane.
 
To nie pierwszy raz, gdy pseudofani odstawiają taki numer. Daisy Ridley, grająca w nowej trylogii postać Rey, również musiała opuścić Instagram po fali ataków na jej osobę. Jake Lyod też był nękany za rolę młodego Anakina w Mrocznym Widmie w 1999. Podobno do tej pory wciąż dostaje listy, w których grożą mu śmiercią. Wspominałem, że w czasie premiery on miał dziesięć lat?
 
Powracającym aspektem zachowań tego toksycznego fandomu są rasizm i seksizm. Zaczynając od narzekań na to, że nowa trylogia koncentruje się na postaciach kobiety i czarnoskórego mężczyzny, poprzez zwandalizowanie artykułu o Rose na Wookiepedii, na rasistowskich wyzwiskach kończąc. Po premierze Ostatniego Jedi w Internet wypuszczono tak zwaną “szowinistyczną wersję”. Miano to nadali sami “fani”, którzy ją stworzyli. Trwa nieco ponad 45 minut i drastycznie redukuje rolę żeńskich postaci w filmie. Większość kobiet występujących w roli dowódców lub żołnierzy, aż po samą Admiral Haldo, jest usunięta. Rose nie mówi w tej wersji ani słowa. Finn pokonuje Phasmę jednym ciosem. Nawet Leia nie może skarcić Poe’go za lekkomyślność. I to ma być, zdaniem autorów, ulepszona wersja filmu. J.J. Abrams, reżyser Przebudzenia Mocy, skomentował to stwierdzając, że ktoś tu się chyba boi kobiet.
 
Pewna część fanów stanowi nerdowy odpowiednik pseudokibiców. I tak jak oni psują reputację całego środowiska. To ludzie przekonani, że za czas i pieniądze zainwestowane przez nich we  wszystko, co związane z Gwiezdnymi Wojnami należy im się specjalne traktowanie. Kiedy widzą, jak seria otwiera się na inny niż oni sami typ fanów, próbują agresywnie przegonić tych nowych oraz każdego, kto ich zaprosił. Najnowszym ich “argumentem” są kiepskie wyniki Han Solo w kinach. Lubią wskazywać je na dowód, że “poprawność polityczna” ostatnich filmów rozzłościła wiernych fanów. W odpowiedzi fani ci jakoby zbojkotowali Solo, notabene pierwszy gwiezdnowojenny film od dawna, w którym główny bohater to biały, heteroseksualny macho. Trudno dostrzec tu logikę.
 
Niektórzy pewnie uznają, że nie powinienem wsadzać do jednego worka ludzi, którzy nie lubią Ostatniego Jedi i gości nękających aktorów w sieci. Owszem, powinienem. Ponieważ ci drudzy wyrośli na gruncie stworzonym przez pierwszych. Ponieważ to właśnie rozwścieczeni fani zaprosili prześladowców do swego grona. Tolerowali tych ludzi, bo dzięki nim ich wrzask był głośniejszy. Jedni i drudzy tak bardzo chcą “bronić” Gwiezdnych Wojen, że zapomnieli o ich głównym przesłaniu. O tym, by w walce o to, co kochasz nie dać się pożreć gniewowi i nienawiści.
 
Ryan Johnson, reżyser Ostatniego Jedi, skomentował wszystko na Twitterze. Uważa, że pseudofani mogą rzucać cień na cały fandom, ale są tylko mniejszością. Przez cztery lata poznał wielu miłośników Gwiezdnych Wojen, którzy lubią bądź nie różne rzeczy, ale swe opinie wyrażają z szacunkiem. Mark Hamill, ze swoim 40-letnim doświadczeniem z fandomem, podziela tę opinię. Mam nadzieję, że mają rację. Inaczej za kilka lat nowe filmy będą kojarzyły się ze zdemolowanymi kinami. A po seansie fani będą szli na ustawkę z równie toksycznym fandomem Marvela.

Młodzi [Żyjek#5]

#mniesiepodoba19 [ONEQ]