in , ,

Ladies with Guns. Tom 1 [recenzja]

Nie samymi polskimi komiksami człowiek żyje, czasem sięgam po coś innego, np. frankofona. Tym razem zdecydowałam się na Ladies with Guns od Non Stop Comics zachęcona wyłącznie tytułem, nie sprawdzałam nic więcej na temat tego komiksu i spodziewałam się hmm, w zasadzie nie wiem czego. Może klasycznego westernu, tylko zamiast kowbojów ich żeńskich odpowiedników? Takich Rat Queens na Dzikim Zachodzie? Otóż nie, nic z tych rzeczy. Nie jest ani lekko, ani łatwo, ani przyjemnie, ani nie znajdziemy tu stereotypowych męskich bohaterów dla niepoznaki przebranych w spódnice.

Ale do rzeczy. Od razu powiem, że jest to tom pierwszy, więc twórcy skupiają się na tym, żeby zebrać drużynę. Poznajemy więc znudzoną londynkę, która przyjeżdża do Ameryki po to, by od razu stracić męża podczas utarczki z rdzennymi jej mieszkańcami. A kim jest kobieta bez męża w tamtych czasach? Kathleen nie jest jednak potulną wdówką i nie daje się zapędzić do kąta. Co powoduje oczywiście, że wpada w tarapaty i kończy, wędrując samotnie po dziczy, gdzie natrafia na klatkę, w której zamknięta jest 14-letnia czarnoskóra dziewczynka. Podczas próby jej uwolnienia dołącza do nich Chumani, rdzenna amerykanka, która straciła brata we wspomnianej wcześniej potyczce, więc nie jest to spotkanie przyjacielskie i dopiero chęć pomocy uwięzionej Abigail powoduje, że chowają topór wojenny i starają się ją uwolnić. Co okazuje się wcale nie takie proste…

W poszukiwaniu rozwiązania dziewczyny trafiają do pobliskiego miasteczka. I zapomnijcie o romantycznym Dzikim Zachodzie, stylowym saloonie i dzielnym szeryfie. Miasteczko jest zapyziałe, pokryte błotem, a szeryf ledwo sobie radzi, by nie powiedzieć, że sobie nie radzi w zaprowadzaniu porządku. Mieszkańcy nie są szczególnie przyjaźni — no bo jak to, samotna kobieta, brudna i ma tyle kasy przy sobie? Bez męża jeździ? Pewnie złodziejka i ladacznica! Na szczęście z odsieczą przychodzi lokalna nauczycielka, czy też była nauczycielka, która też nie daje sobie dmuchać w kaszę. Zabiera do siebie nasze bohaterki. Nie wie, że na gapę zabrała się też z nimi pracownica seksualna, która na własną rękę uregulowała należne sobie honorarium i w pośpiechu musi opuścić miasteczko…

Nie będę więcej streszczała akcji, ale chyba wiecie, o co chodzi. Dostajemy pełnokrwiste bohaterki, kobiety rzucone we wrogi patriarchalny świat, do tego bardzo etnicznie zróżnicowane, mamy więc naprawdę ładną reprezentację pod tym względem. Co więcej, Dziki Zachód jest pokazany taki, jakim jest, nie jest idealizowany, jak to często bywa, a biały człowiek jest pokazany jako opresyjny, przemocowy najeźdźca, mordujący rdzennych mieszkańców i wykorzystujący do niewolniczej pracy uprowadzonych z Afryki czarnoskórych.

Akcja nie jest prowadzona tak statycznie, jak by to wynikało z mojego streszczenia. Jesteśmy wrzuceni w sam jej środek, a o okolicznościach, które do niej doprowadziły, dowiadujemy się dopiero z retrospekcji. Retrospekcji prowadzonych zresztą bardzo fajnie, niezawieszających akcji na zbyt długo, nieprzegadanych, ale uzupełniających naszą wiedzą dokładnie o to, co powinniśmy w tej chwili wiedzieć.

Muszę zaznaczyć, że jest to komiks dla dojrzałego czytelnika, pełen brutalności, dosadności i przemocy. Widzimy przemoc, śmierć i agresję seksualną wobec dziecka. I to wcale nie dzieje się poza kadrami, więc spodziewajcie się, że plansze spływają krwią.

Narracja prowadzona jest bardzo dynamicznie, wciąga od pierwszego do ostatniego kadru, trudno się od niej oderwać. Wizualnie również bardzo mi się podoba, plansze są starannie zakomponowane, stanowią jedno z narracją, idealnie uzupełniając ją o ten dynamizm, zmienność i ciągłe dzianie się. Tam, gdzie trzeba, jest dbałość o detal, świetnie oddane są przestrzenie i piękna przyroda Dzikiego Zachodu zestawiona z brzydotą miasteczka i lokalnych oprychów. Nie ma tu zbędnego upiększania, dostajemy rzeczy takimi, jakimi są. Całości dopełnia starannie dobrana, żywa kolorystyka, zmieniająca się wraz ze scenerią i zmianą miejsc akcji.

Oczywiście znalazłabym parę rzeczy, do których mogłabym się przyczepić. Ale w zasadzie nie chcę. Zrzucam je na karb wybranej stylistyki komiksu. I daję ogromny kredyt zaufania dla tomu drugiego.

Podsumowując: jestem kupiona. Takie westerny mogę czytać. Będę z niecierpliwością wyczekiwała kolejnych tomów, bo nasze bohaterki, jak zapowiada tytuł, mają broń i potrafią jej używać. Koniec z bezbronnymi kobietkami, których trzeba bronić. Okazuje się, że to przed nimi trzeba się bronić…

Opis wydawcy

„Problem dzisiaj jest taki, że nie można już bić kobiet zbyt mocno. Jest to źle widziane. Podobno kobiety są delikatne! I wykorzystują to!”

Dziki zachód. Świat mężczyzn. Ale nie wyłącznie. Pięć kobiet, którym życie nie szczędzi razów, postanawia podważyć pewne obrzydliwe obyczaje. I robią to wystrzałowo.

Scen.: Olivier Bocquet
Il.: Anlor
Tł.: Jakub Syty
Wydawnictwo: Non Stop Comics

Seria: Ladies with Guns (#1)
Format: 235 × 310 mm
Liczba stron: 64
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolor
ISBN-13:9788382306323
Data wydania: 9 października 2023

#współpracarecenzencka

Pożeraczka fabuł. Prywatnie bogini. Skromna (po mamie).

Komiks PL. Subiektywny przegląd polskiego komiksowa #29

Pętla linii 168 [recenzja]