in , ,

Amazing Spider-Man Epic Collection: Inferno [Recenzja]

Ostatni w tym roku zbiorczy Spider-Man, który w Polsce oryginalnie wydał TM-Semic. Jak się sprawdziło? Czas się przekonać.

Tego tomu Epic Collection byłem paradoksalnie najbardziej ciekaw. W pierwszym kojarzyłem już Ostatnie łowy Kravena i ślub Spider-Mana. W drugim reklamowano się Venomem, więc wiedziałem na co się nastawiać. Tutaj moja wiedza ograniczała się do okazjonalnego wertowania Marvel.wikia i tego, że w jednym zeszycie pojawiają się razem Green Goblin i Hobgoblin.

Na początek – nie wiem kogo najpierw ochrzanić. Marvel wpadł na „genialny pomysł”, by w oryginalnym wydaniu Epica wydać z Inferno poświęconemu Spider-Manowi tylko wyłącznie zeszyty Amazing Spider-Man, a pozostałe pięć olać. A numery wg mnie są ważne, ponieważ mamy podbudowę pod powrót Harry’ego do kostiumu Green Goblina, zaś nowy Hobgoblin zostaje opętany przez Demogoblina, który był istotną postacią w latach 90. Gryzie się to szczególnie, gdy ostatnia kartka numeru AMS #311 kończy się tym, że Hobgoblin złowieszczo patrzy na Harry’ego z jego synem, a w następnym Harry w pełnym rynsztuku krzyczy, że Hob napadł rano na jego rodzinę? Kiedy? Widać, że coś się pominęło! Mam świadomość, że Epic Collection dotyczy przede wszystkim serii Amazing Spider-Man, ale były historie połączone z innymi seriami. Ostatni Epic dot. Pająka wydany w USA –  Life Theft/Pursuit został wydany z zeszytami Spider-Man #45, Spectacular Spider-Man #211, Web of Spider-Man #112 – każdy różnych scenarzystów i rysowników. Nie wspomnę o takim Maximum Carnage czy zbiorczych tomów Sagi Klonów. Boli tym bardziej, iż jest ogromny annual pełny w sumie zbędnych historii nie mających wpływ na główny wątek. Jakiś głupkowaty crossover z jakimś Iron Manem z przyszłości i w sumie nie wnoszące do niczego annuale zostają wydane, a integralne numery związane z główną historią już nie? Nic tylko, sparafrazować Obeliksa…

Redaktorzy Egmontu nie lepsi – niektórzy liczyli (w tym ja), że Egmont w swoim wydaniu da resztę. Szczególnie, że brakujące Spectacular Spider-Man#146-148 i Web of Spider-Man #47-48 zostały wydane w X-men Inferno Crossovers, więc gotowe materiały są dostępne. Nadzieję tę dał mi tytuł Inferno w polskim wydaniu miast polskiego tłumaczenia Assassin Nation. Dodatkowej nadziei przyniosło mi opóźnienie premiery Inferna o miesiąc. W końcu Animal Man Granta Morrisona pierwotnie miał wyjść w Polsce w dwóch tomach i decyzja na pojedynczy omnibus była w zasadzie na ostatnią chwilę. I nadzieja matką głupich. W efekcie tytuł Egmontu nie ma sensu, bo nazwa Inferno nie pada w ogóle i nie odczuwa się tego, że coś jest nie tak w Nowym Jorku.

Tyle narzekania. Na szczęście zawartość tomu, nie licząc annualu, wynagradza. Michelinie nie szczędzi trosk Spider-Manowi – w pierwszym zeszycie Peter natrafia na śmierć, z którą jest powiązany. Dużych reperkusji dostarcza zeszyt, gdzie Peter i MJ zostają eksmitowani. Mam jeden problem z tą historią. Nie mówiłem tego w poprzedniej recenzji chcąc uniknąć spoilerów. W poprzedniej historii Mary Jane była porwana przez Jonathana Caesara, który nie tylko był właścicielem budynku, ale i sąsiadem Parkerów i tam ją przetrzymywał. Nie jestem psychologiem, ale gdybym ja był w tej sytuacji co MJ, to bym szybko opuścił mieszkanie. Świadomość, że w miejscu, gdzie mieszkasz staniesz się ofiarą – jak dla mnie za duża trauma. Odnoszę wrażenie, że „góra” nakazała wprowadzić szczęście Parkera, „bo to esencja Spider-Mana i takie tam” i stąd numer z eksmisją i stopniowym banem na modeling. Zresztą już wspomniane zamknięcie drzwi do agencji modowych by wystarczyło, a także pokazało że przed prześladowcą nie wystarczy uciec i ten nie da łatwo o sobie zapomnieć. Pojawiają się również pierwsze rysy w małżeństwie Parkerów, które będą się powiększać w dalszych latach.

Pierwsza połowa tomu to gatunkowo bliżej stoi „okruchów życia”. Druga to raczej średnia i mało pasująca do Pająka szpiegowska międzynarodowa akcja w stylu Jamesa Bonda. I w tej części dają o sobie znać pierwsze symptomy EXTREME NINETIES! (mimo, że wydane rok wydania to 1989), które trawiły wówczas komiks superbohaterski – debiutuje koleś o imieniu Solo, który mógłby znaleźć w Youngblood czy innych WildC.A.T.s i wygląda jak gimbus uważający Punishera za mało radykalnego i nieskutecznego.

Koniec wieńczy historia pierwotnie opublikowana w Marvel Graphic Novel #46 opisująca początkowe losy zarówno Petera Parkera jak i Mary Jane Watson. I chyba najbardziej mi się podobała z całego tomu i była przyjemną odtrutką po Assassin Nation. Spider-Man ze względu na bycie przeciętnym Kowalskim najlepiej jednak sprawdza się w typowo obyczajowo kręgach i zawsze te najmilej wspominam. Utwierdza się też, że Peter i Mary Jane zawsze się do siebie pasowali i ich związek był jednym z lepszych takich i ikonicznych (podziękujmy niejakiemu Quesadzie za zniweczenie tego).

Tym razem scenarzysta umieszcza więcej klasycznych wrogów Pajęczaka. Pojawia się też ponownie Venom, gdzie jest to lepszy występ. Czuć tu na każdym kroku bezsilność Spider-Mana i Mary Jane oraz przewagę Venoma. Poznajemy też szersze motywy i zasady antagonisty, m.in. dlaczego chce zachować tożsamość Spider-Mana dla siebie.

McFarlane nadal nie zawodzi i z zeszytu na zeszyt robi się lepszy. Venom robi się bardziej potworny, zaś Lizard w interpretacji McFarlane’a to chyba najlepszy wygląd tej postaci. Ale momentami dostrzegam nieumiejętne proporcje i łamanie stawów kończyn. Ale tym razem pochwalę go za uchwycenie emocji na twarzach. Tego aspektu nigdy nie wiązałem z McFarlane’em z powodu jego kreskówkowej kreski i scenariuszy jakie dostawał. Widać, że dobry pisarz pomaga nie tylko sobie, ale i współpracującemu z nim rysownikowi.

Na ten moment to najsłabszy z egmontowych Epiców, na szczęście scenarzysta zachowuje wysoki poziom i mam nadzieję, że przy następnych zeszytach/tomach  zostanie utrzymany.

Dane techniczne:

  • Scenariusz: David Michelinie, Gerry Conway, Tom DeFalco, Fred Hembeck, Peter Sanderson
  • Rysunek: Todd McFarlane, Rob Liefeld, Mark Bagley, Ron Frenz, Dick Rockwell, Fred Hembeck, Erik Larsen, Alex Saviuk
  • Wydawnictwo: Egmont
  • Tytuł oryginalny: The Amazing Spider-Man Epic Collection: Assassin Nation
  • Wydawca oryginalny: Marvel Comics
  • Format: 170×260 mm
  • Liczba stron: 480
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Cena okładkowa: 129,99 zł

Avatar. Ścieżka Tsu’teya część 1 [Recenzja]

Wojownicze Żółwie Ninja – tom 1 [Recenzja]