in , ,

The Spectacular Spider-Man [Recenzja]

To oficjalne. Rok 2021 jest lepszy od roku słusznie minionego. Przynajmniej, jeśli chodzi o klasycznego Spider-Mana. Oprócz trzech tomów ze starym Człowiekiem-Pająkiem wydanych przez przez Egmont, pewna mucha wydała jedną z najlepszych pajęczych sag z lat 90. / z udziałem Green Goblina.

Zastanawiało mnie, czy w jeszcze niezapowiedzianych Epicach 23. i 24. poświęconych Spider-Manowi zostanie zawarty cokolwiek z runu J.M. DeMatteisa i Buscemy w The Spectacular Spider-Man #178-200. Zwłaszcza, że ów run nie doczekał się jeszcze zbiorczego wydania w Stanach Zjednoczonych. Moim zdaniem zawarte w nim konflikt Petera z Harrym czy nawet Vulture szukający przebaczenia to zbyt ważne momenty, by zostały pominięte w Epicach. Szczególnie, że wątek drugiego Green Goblina zazębiał się z mającym premierę w tym roku 26. Epiciem pt. Life Theft. Kiedy więc Mucha Comics ogłosiła wydanie tego runu to wśród wielu zapanowała euforia (w tym także u mnie).

TM-Semic wydał z tego runu jedynie 10 numerów, z czego kilka pociętych. Z runem nic nie miałem do czynienia, gdyż miałem wówczas ok. 4-5 lat. Z Harrym Osbornem jako Green Goblinem pewnie jak wielu z mego rocznika pierwszy raz zapoznałem się za sprawą beznadziejnej interpretacji w Spider-Man TAS (gdzie też swój gwóźdź dołożył polski dubbing z Fox Kids. Piotr Adamczyk jako Green Goblin? C’mon).

Jestem pod wrażeniem, jak dużo kładzie się tu na warstwę psychologiczną. Każdy numer to wgląd w psychikę “bohatera dnia” i całościowo sprowadza się to obyczajówki ubranej w superbohaterską nawalankę. Nawet zapychacz z udziałem X-Men ma antagonistę, który nie może się pogodzić z osobistą tragedią i czytelnikowi jest go szkoda. Także zeszyt z Frog-Manem, pisany jako ten “zabawny” w pewnym momencie zawarł troskę i żal Leap-Froga z powodu śmierci żony.

W książce Jak napisać scenariusz filmowy Robina U. Russina jest napisane, że pierwsze 10 minut jest kluczowe do zainteresowania widza historią. Analogię tą kieruję w stronę pierwszej historii The Child Within, która z całego zbioru zrobiła na mnie największe wrażenie. W kontekście poprzedniego akapitu dotyka wielu tematów – krzywdzenie dzieci, nieprzerwany żal do najbliższych za brak odpowiedniego wsparcia, nieuzasadnione poczucie winy czy próba imponowania toksycznym osobom wbrew swojej osobie. DeMatteis nie idzie również na łatwiznę, gdy opisuje smutne dzieciństwo, które dziś w popkulturze to zwykle sprowadza się do bijącego ojca-patusa, najlepiej alkoholika. Za tragedią stoi osoba na szanowanym stanowisku i choć dopuszcza się okropnych czynów, to scenarzysta nie robi z niego jednowymiarowego potwora. Sama historia skupiona jest nie tylko na Verminie, bo dużą rolę ma tu Harry. I poświęca się uwagę nie tylko na traumie obu antagonistów, ale także na samym Spider-Manie, gdzie wyjaśniono, skąd naprawdę ma poczucie winy. Wątki historii są kontynuowane w równie znakomitym The Death of Vermin, gdzie tym raz skupiono się na Ashley Kafce i tego co ją popchnęło do podjęcia pracy psychologa (przy okazji jej interpretacja w Spider-Man TAS też była do kitu. Tym bardziej się utwierdziłem po lekturze Spectacular Spider-Mana).

Tak jak u Michieliniego położono nacisk na rozwój Petera. O ile w Epic Collection: Venom Pajęczak przestał się samobiczować i cieszył się chwilą, to z sytuacja z drugim Green Goblinem go wykańcza i z zeszytu na zeszyt przestaje działać racjonalnie, co odbija się na jego otoczeniu. Z kolei Harry nie jest klonem pierwszego Green Goblina. Choć traci resztki zmysłów, wciąż stoi w rozkroku czy walczyć z Peterem i w głębi czuje, że są przyjaciółmi. Podświadomie wie, jaki był jego ojciec i chce zapewnić swej rodzinie, a także bliskim Petera zdrowe relacje. Nie chce nikogo krzywdzić i w pewnym momencie wydaje się, że powtórzy pewne zdarzenie, ale DeMatteis zwodzi czytelnika na manowce. Kulminacją tego wszystkiego jest pięknie zakończony wątek Harry’ego (którego wagę zaprzepaszczono za sprawą One More Day) podsumowujący całą sagę.

No dobra, tyle rozpisałem się o scenarzyście, a jak z warstwą graficzną? Podczas wspominek TM-Semic wielokrotnie mówiło się, że jak to za dzieciaka nienawidziło się “beznadziejnej kreski” Sala Buscemy. Ja z Buscemą z lat 90. miałem do czynienia tylko w dwóch posiadanych przeze numerach (tj. Spider-Man #5/1997 i #5/1998.) nawet nie wiedząc, że to ten sam rysownik. Nie, nie miałem wątów z kreską. Sal Buscema uprościł swoją kreskę w stosunku do lat wcześniejszych i postacie nabrały nieco karykaturalnego sznytu. I tak… Momentami faktycznie to kiepskawo wygląda i domyślam, że ówczesne negatywne głosy nie wzięły się znikąd. Jednak za co powinno się go chwalić, to operowanie obrazem. Gdy trzeba stosuje przejścia podobnych do siebie kadrów jak w Strażnikach bądź Zabójczym żarcie.

Rysownik świetnie uchwycił emocje na twarzach, co jest kluczowe w tym zbiorze. Moja ulubiona scena? Gdy Vulture zjawia się domu cioci May, by ją przeprosić za śmierć jej aktualnego partnera (który był także jego przyjacielem). Ta go policzkuje i w furii każe mu się wynosić. Vulture opuszcza dom, a gniew wypisany na twarzy May powoli zmienia się w smutek i ta w ciszy zaczyna szlochać. W niektórych przypadkach karykaturalny styl działa idealnie. Gdy myślę o archetypowym wyglądzie Green Goblina, to automatycznie mam przed sobą wykonanie Buscemy. Z kolei drapieżność i dzikość Pumy zostały idealnie uchwycone. Spodobał mi się jeszcze jeden moment. Gdy Vulture zrzuca z wieżowca jakiegoś konfidenta i ten spadając uderza o wystający gzyms. Kolorysta sprytnie ukazał ten moment, ukazując sylwetkę nieszczęśliwca w kolorze czerwonym na tle czarnego budynku i w ten sposób ominął cenzurę sugerując, że musiała trysnąć krew (wszak całość ma znaczki CCA i niektóre mocniejsze akcenty nie zostały powiedziane wprost).

Tyle zawartość. A jak prezentuje się omnibus? Co zaskoczyło mnie, to faktycznie pierwsze zbiorcze wydanie na świecie numerów The Spectacular Spider-Man #178-200. Sam DeMatteis był zadziwiony, że Marvel Comics jeszcze nie wydał jego runu w jakimkolwiek zbiorczym wydaniu. Ale po pobieżnym kartkowaniu dowiaduję się też, czemu tak jest. Numery #191-198 są zeskanowane ze starych zeszytówek będących na podorędziu Panini, a także dodatkowa historyjka z numeru #189 rysowana przez Boba McLeoda, jest pozbawiona kolorów. Jak z przedmowy wynika, nie wszystkie materiały były odrestaurowane, a Musze nie udało się też, mimo wielkich chęci, dostać pojedynczej historii z Spectacular Spider-Man Annual #14 będącej faktycznym epilogiem relacji Petera z Osbornami. Jak to mówią – lepszy rydz niż nic i chwała. Na jakość w/w numerów też nie narzekam – jak dla mnie ma to jakiś urok.

Wydanie jest ładne i solidne, a także zachowuje wszystko co w oryginale – w tym błędne kolorowanie, jak Harry w kostiumie Green Goblina pokazuje się synowi. Wydano to w powiększonym formacie jak DC Deluxe i aktualne pozycja Mucha Comics, co  jest plusem w przypadku tomów o dużej ilości stron. Ale przyznam się, że liczyłem na przypomnienie Muchy o swych korzeniach i wydanie tego w standardowymi formacie – by pasowało do Epiców i żeby równo prezentowało mi się na półce. Cóż, problemy pierwszego świata :).

Na brak dodatków nie narzekam. Rozczarowało mnie jedynie wznowienie Arachnopoczty, prowadzonej przez Arka Wróblewskiego na łamach TM-Semicowego Spider-Mana. Tutaj raczej użyto nazwy jadąc na nostalgii. Plus zauważyłem jeden edytorski babol, gdy White Rabbit instruuje reportera telewizyjnego, co ma powiedzieć.

Lektura jak najbardziej mi się podobała i radze jak najszybciej zakupić. Jednocześnie ogarniał mnie gniew w kierunku “góry” Marvel Comics. Wiem, że zabrzmię jak osobiście mnie irytujący mnie ci obecni 30-letni boomerzy z gadką “że oni mieli wspaniałe dzieciństwo, nie to co te pacany wgapione w Tiktoka”… ale wiecie co? Naprawdę kiedyś to było! Można było w superbohaterskim komiksie zawrzeć TRWAŁĄ śmierć postaci i jak ktoś mówił, że “ktoś tam już nie wróci do życia” to faktycznie tak było. Supervillain mógł się nawrócić i prowadzić normalne życie (albo zginąć i siedzieć grzecznie w zaświatach). Bohater mógł mieć realne, uniwersalne problemy zamiast wydumanych, zdolnych do rozwiązania relatywnie szybko, a smutna przeszłość nie była robiona od linijki. A jak brano na tapetę jakiś dyskusyjny temat, to traktował go poważnie i faktycznie za tym coś stało, a nie że jest taka moda i żeby było co gadać w mediach.

W kwestiach komiksowych mieliśmy dobre dzieciństwo. I dziękować Musze za powrót do tych czasów.

Dane techniczne:

  • Scenariusz: J.M. DeMatteis
  • Rysunek: Sal Buscema, Bob McLeod
  • Wydawnictwo: Mucha Comics
  • Tytuł oryginalny: The Spectacular Spider-Man
  • Wydawca oryginalny: Marvel Comics
  • Format: 180×275 mm
  • Liczba stron: 584
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor, czarno-biały
  • Cena okładkowa: 229,00 zł

Shenzhen [Recenzja]

Lorgar. Głosiciel słowa [Recenzja]