in , ,

Gwiezdne Wojny: Epizod IX – Skywalker. Odrodzenie [recenzja – SPOILERY]

Uwaga! Niniejszy artykuł zawiera spoilery!

Nareszcie za nami finał sagi Gwiezdnych Wojen, która od 1977 roku rozpalała umysły i wyobraźnię milionom ludzi na całym świecie, tworząc przy tym kulturowy fenomen. Czy jest to godne zakończenie historii zapoczątkowanej przez George’a Lucasa? Odpowiedź brzmi (oczywiście): Nie!

Mój stosunek Disneya do SW jest letni. Parę ciekawych rzeczy wprowadzili i poprawili niektóre “głupoty” Lucasa. Niestety jednocześnie sami niejednokrotnie się zagalopowali. Moim zdaniem błędem było np. skrócenie czasu między premierami następnych filmów o rok. Także nie spodobało mi się tworzenie miliarda spin-offów, które powstawały ewidentnie dla kasy (aczkolwiek Rogue One był niezły).

Przebudzenie Mocy, choć to słaby remake Nowej nadziei z niewykorzystanym potencjałem i słabym założeniem, był w porządku i miał dobre momenty. Ostatni Jedi mi się podobał i wg mnie większość zarzutów była absurdalna i w przeciwieństwie do J.J. Abramsa, Rian Johnson miał jakąś wizję i odwagę. Momentami wizja ta były przekombinowana, ale nie było źle. Za to z Skywalker. Odrodzenie już nie było tak dobrze. Wynikało to z mojego osłabiającego się entuzjazmu co do SW oraz także rosnącej niechęci do Myszy.

I tak jak z zarzutami wobec Ostatniego Jedi mogę polemizować, tak w przypadku Skywalker. Odrodzenia w zasadzie mogę podpisać się wszystkimi kończynami. I głosy o tym, że film niszczy markę mają w sobie ziarnko prawdy. Potwierdza się fakt, że źle się stało, gdy SW znalazło się w rękach The Walt Disney Company.

Uważam, że Prequel Trilogy jest słaba i sporo bym zmienił, jednakowo wizja Lucasa była spójna, poszerzała ten świat i miała w sobie wiele przebłysków. A tu Sequel Trilogy jawi się niespójny, odtwórczy i napisany na siłę. Twór, o którym krążyły pogłoski, iż nie było opracowanego planu i ważniejszy był fanservice, widoczny jest właśnie w finałowej odsłonie.

Najlepszym przykładem jest Palpatine… Kto wpadł na pomysł, by przywrócić Imperatora z rodem jakiegoś dennego komiksu superbohaterskiego i jeszcze zrobić z niego głównego złoczyńcę?! Zresztą, jak w zwiastunie usłyszałem głos Palpatine’a, to złapałem się za głowę. Łudziłem się wtedy, że to jakaś trailerowa zmyłka, ale nie – w filmie Palpatine, który od 1983 roku był oficjalnie martwy i nawet Lucas to potwierdzał. On jednak jakimś cudem przeżył wybuch szybu i knuł z ukrycia jak jakaś międzygalaktyczna wersja barona Rotszylda. Jego intryga jest tak pozbawiona sensu i tak grubymi nićmi szyta, że mógłbym spokojnie napisać o tym cały artykuł. Zresztą, jak chcieli koniecznie pokazać Imperatora, to najlepszym wyjściem byłby jego force ghost (skoro Jedi potrafią, to Sithowie pewnie też). Już przebolałbym klona.

Są jednak plusy. Początkowe sceny z Imperatorem są nastrojowe. Świątynia Sithów była super i nawet spodobał mi się motyw ślepego truposza podłączonego do jakiegoś mechanizmu. Film ogólnie się dobrze ogląda. Tak, można mówić, że fabuła to gra komputerowa, a postacie to głównie przerzucają się żarcikami i one-linerami. Ale sekwencje szukania McGuffina są naprawdę dobre. Widać w filmie budujące się relacje pomiędzy głównymi bohaterami, zaś C-3PO dostający w końcu coś konkretnego jest tu autentycznie zabawny. Kylo Ren nabiera kształtu i miałem wrażenie, że w tym filmie zarzuty wobec Rey jako Mary Sue mogę wyśmiać (inna sprawa, że wiele z nich były absurdalne).

Wszystko rozłazi się gdy trafiamy na bazę Palpatine’a. Wychodzą tu wszystkie mankamenty filmu. Nie żeby było wzorowo, bo były idiotyzmy jak rola Huxa (który w całej trylogii to nadawał się wyłącznie na złoczyńcę z Generała Italii) czy powrót maski Kylo, ale oglądałem bez zgrzytania zębów. Wielokrotnie teasowani Rycerze Ren są tu zmarnowani i ich rola sprowadza się do groźnego stania. Jacyś dwaj szturmowcy na ich widok mówią między sobą: “- No, groźne typy”, a gdy przychodzi co do czego, to takie groźne nie są. To samo z czerwoni szturmowcami. Finał jest przewidywalny i nie czuć jakby to był wielki koniec IX-odcinkowej sagi i zakończenia ważnej części popkultury.

Film oprócz najbardziej taniego fan service’u (Lando jest tu zbędny) małpuje jeszcze te gorsze pomysły Prequel Trilogy. Tak jak Lucas popsuł Moc midichlorianami, tak Kathleen Kennedy popsuła ją tym, że Moc może wszystko. Jaki jest tego najlepszy przykład? W Ostatnim Jedi niektórzy krytycy sugerowali, że duch Yody naprowadził piorun do spalenia świątyni Jedi, z czym polemizowałem, bo Yoda zawsze trollował Luke’a. Skywalker. Odrodzenie ukazało, jakiż to był mój bezcelowy trud. W końcu wyjaśnione jest kim byli rodzice Rey. Niestety, komuś się nie spodobało, że jej starzy to złomiarze, którzy sprzedali ją za butelkę wódki, więc wpadli na motyw rodem z latynoskiej telenoweli i udowadniający, że Galaktyka to faktycznie małe miejsce. Co gorsza powrócili do prequelowego konceptu Lucasa, by każdy użytkownik Mocy miał miecz, bo tak. It was said that you would destroy the dumb ideas o PT, not join them!

Jak jestem przy mieczach, to zdradzę jedyny spoiler – wreszcie w głównych kinowych epizodach filmie pojawił się miecz świetlny o żółtej klindze. Normalnie bym się cieszył, ale i to popsuto! I to jest najlepsze miejsce na mój największy żal w disneyowskiej trylogii: “czemu Rey nie dali świetlnej naginaty”?! W Przebudzeniu mocy jej główną bronią był kijas i liczyłem, że w następnym filmie przymocuje do niego miecz. Zawsze to jakaś świeżość i nowy koncept jak miecz Dartha Maula. Niestety w obu filmach całkowicie to olano i w Odrodzeniu dali przegubową wariację miecza Maula. SŁABE!

Pomimo tego narzekania, to widzę plusy. Element przygodowy wypada super i dobrze się bawiłem. Wątek Lei zgrabnie zakończono. Kylo i jego relacja z Rey jest dobrze kontynuowana. Chwaliłem już C-3PO, Chewbacca jest świetny i zakończyli godnie jego wątek. Humor też jest fajny. Podoba mi się, że w pewnych momentach wstrzymali się z pomniejszaniem Galaktyki i pozwolili jedynie na domysły.

Jednocześnie na chłodno stwierdzam, że zmarnowano tu wiele razy okazję na dobre zakończenie. Film – w ogólnym rozrachunku – jest gorszy od Prequel Trilogy i uzewnętrznia wszystkie grzechy zarzucane Disneyowi. Trzeba było zakończyć całość wyłącznie na Powrocie Jedi.

Zaginiona flota – Przestrzeń zewnętrzna 4. Nieugięty [Zapowiedź]

WESOŁYCH ŚWIĄT!