21-80
in , ,

Te nieposkromione (japońskie) obrazy

czyli skąd się wzięła manga na świecie [część I]

Witajcie, chętni na lekturę kolejnej opowieści z Nihon-sekai. Bijąc niskie japońskie pokłony sai-keirei przepraszam, że nie pisałem tu od dawna, jednak czas wolny został w całości skonsumowany przez solidne przygotowania do udziału w poznańskim Festiwalu Fantastyki, Pyrkonem zwanym. Obecność na wyżej wspomnianej imprezie przyczyniła się jednak do powstania pomysłu na niniejszy felieton. Jedna z prelekcji, jakie prowadziłem w Poznaniu, związana była z korzeniami i ewolucją komiksu japońskiego, czyli mangi. Poruszony na prelekcji temat omówię szerzej w poniższym tekście. Mam nadzieję, że fani, szczególnie początkujący, znajdą w nim przydatne informacje. Zatem wyruszmy w podróż w czasie do dawnej Japonii…

21-80

Dobrym kompendium dotyczącym tematu artykułu jest bogato ilustrowany album autorstwa Brigitte Koyamy-Richard Manga. 1000 lat historii, wydany przez PWN. Dostałem tę książkę w prezencie na urodziny i zafascynowały mnie ukazane w niej zdjęcia obrazów ukiyo-e mistrza Hokusaia, które chciałbym Wam również przybliżyć.

Ludzie od pradziejów chcieli zostawić po sobie ślad, pamiątkę z czasów, w których przyszło im żyć. Archeolodzy wciąż odkrywają w jaskiniach i wykopaliskach malunki sprzed tysięcy lat, świadczące o talentach ówczesnych homo sapiens. To właśnie takie prace wizualne, najczęściej w formie karykatur, są dla obecnych świadectwem historii.

Malarstwo istniało również w Japonii, a konkretniej zaczęło rozwijać się w epokach Nara i Heian, przypadających na wieki od VIII do XII n.e. Malunki, tworzone w formie zwojów, najczęściej przedstawiały życie dworskie, ale nie tylko. Emakimono pokazywały również otaczające ludzi krajobrazy, czyli miejscową roślinność oraz faunę. Tematami były także ważne wydarzenia historyczne oraz tajemniczy, niepokojący świat nadprzyrodzony. Wiara w istnienie yokai, czyli bóstw i duchów opiekuńczych a także demonów, była silna, dlatego stała się popularnym tematem w sztuce. Malarstwo emakimono miało dużą zaletę techniczną: aby pokazać na płótnie całą wielką scenę, na przykład bitwy lub oblężenia, czy też szeroko rozciągnięty krajobraz, potrzeba bardzo dużej przestrzeni i materiału. Natomiast zwój, mimo że wąski, może być bardzo długi, mógł więc spokojnie pomieścić wszystko, co artysta sobie zaplanował. Emaki jednak były tworzone jedynie dla ówczesnej elity, czyli władców, wysoko urodzonych lub mnichów, zatem prosty lud mógł tylko pomarzyć o ich podziwianiu.

Zmiany przyniosły rządy shoguna Tokugawy Ieyasu, rozpoczęte w roku 1603. Wtedy społeczeństwo podzielone było na cztery klasy. Mimo że teoretycznie władzę trzymali wojownicy, to nie była to jednak władza prawdziwa. Materialnie najlepiej powodziło się wtedy kupcom i rzemieślnikom, którzy bogacili się na dostarczaniu dóbr i usług walczącym. Dlatego też to mieszczanie faktycznie wpływali na rozwój ekonomii oraz kultury i sztuki. W ten sposób narodziły się ukiyo-e, czyli „obrazy przepływającego świata”. Początkowo mające formę pionowych zwojów, przekształciły się w drzeworyty odbijane na osobnych kartkach. Obrazy takie zachwycały perfekcją wykonania, jednak nie odnoszono się do nich z tak dużą czcią, jak współcześnie. Kiedy bowiem dany motyw opatrzył się jego właścicielowi, był po prostu wyrzucany i zastępowany nowym.

Ukiyo-e pełniły różne funkcje, będąc na przykład planszami reklamującymi stragany i sklepy, przedstawiając podobizny ówczesnych aktorów kabuki lub uroczych kurtyzan lub po prostu swą treścią donosiły o ważnych wydarzeniach z okolicy. Nadal też były karykaturami znanych osób lub scen społecznych.

Co zainteresować może fanów komiksów już w epokach Edo i Meiji na obrazach, zwojach i drzeworytach (najczęściej o wydźwięku prześmiewczym) zaczęły pojawiać się dymki ze słownym komentarzem do przedstawianych scen. Nie wyglądały one tak, jak obecnie, ponieważ umiejscowione były w okolicy karku, z którego, według wierzeń buddyjskich, wychodziła dusza ludzka.

Znane nam ówczesne mangi najbardziej przypominały drzeworyty z rebusami i zagadkami (z odpowiedziami na odwrocie) lub też ilustrowane opowiadania, podzielone na kadry, a nawet gry planszowe, łączące w sobie naukę i zabawę.

I wreszcie w historii pojawił się ten, który nazwał rzecz po imieniu. Dzięki niemu, po raz pierwszy, malunki japońskie przybrały kształt, będący inspiracją dla wszystkich twórców komiksowych przyszłości. Mowa oczywiście o Katsushice Hokusaiu, najwybitniejszym artyście z Kraju Kwitnącej Wiśni, żyjącym na przełomie XVIII i XIX w. Mistrz, zwany także „Hokusaiem szalejącym za rysunkami”, w krótkim czasie osiągnął doskonałość w sztuce tworzenia obrazów, drzeworytów, zwojów i podręczników technicznych dla swoich uczniów. To właśnie te ostatnie prace najbardziej przypominały współczesne komiksy.

Malarz jako pierwszy zaczął je nazywać mangą, czyli „szalonymi, nieposkromionymi obrazami”. Hokusai potrafił namalować dosłownie wszystko, a każda kolejna jego praca stanowiła ideał pod kątem technicznym oraz artystycznym.

Talent mistrza był tak duży, że jego prace znacznie wpłynęły na rozwój malarzy z Europy, nie znających dotąd sztuki japońskiej. Dlatego nie dziwi fakt, że jego dzieła po dziś dzień wprawiają w zachwyt i są inspiracją dla wielu współczesnych artystów.

Jak dalej przebiegała ewolucja malarstwa japońskiego, z którego narodziła się manga, dowiecie się w następnej części mojego artykułu w niedalekiej przyszłości. Życzę przyjemnej lektury, さようなら

DC Zoom [nowe idzie #1]

W podróży transcendentalnej… [W podróży #odc. specjalny]